37. Wizja

1.3K 85 38
                                    

Obudziłam się rozradowana nieustannie będąc nabuzowana ektazą po wczorajszym wieczorze. To w jaki sposób mnie dotykał było nie zapomnianym doświadczeniem. Nasze usta znów złączyły się w jedno tworząc namiętną chwilę dusząc się w własnym ożywieniu.Rozciągnęłam swe dłonie w tym samym usadowiając się do pozycji siedzącej.

Odkręciłam głowę na bok by móc znów nacieszyć się widokiem mego i wyłącznie mojego Kacpra.
Łakliwość powoli zmieniała się w chrzciwą zazdrość ,dając po sobie nad wyraz poznać.

Odkrywając się z kołdry nie ujrzałam jego doskonałego wizerunku ,który jako jeden z nielicznych potrafił mnie na nowo rozweselić.

Paniki natychmiastowo ogarnęła moje ciało przeszywając ją w nieogarnionym lęku. Paraliż zwinne rozniósł się po mym ciele usztywniając każdy mięsień.

Próbowałam zbyć tę wizję wmawiają sobie ,że po prostu jest w innym lokum tego mieszkania. Żwawo się ubrałam zabierając z podłogi rozrzucone ubrania po każdym koncie. Zaglądając do pokoi na mym czole pojawiały się krople potu od narastającego stresu.

Nie dopuszczam wyobrażenia ,że przyjechał tylko po to bym się mną zabawić i zabić doszczętnie liczące się chwiejne wartości.

Miałam nie kierować się emocjami ,lecz to jest silniejsze ode mnie. Coś które pod tylko większym naciskiem przebłysku daje wodze podmuchowi odczuciom ,porównać to można to domku z kart ,który rozpada się kształtując kupkę nic nie wartych śmieci. Tak samo było w tym przypadku.

Czemu ponownie pragnął mnie zostawić jakim brutalem trzeba być by dobijać martwego?

Nie pamiętasz odpowiedzią na wszystkie twe pytania jest Kacper. Sama zinterpretuj te krótkie imię ,które znaczy dla ciebie więcej niż powinno.

-To nie możliwe! -wypowiadałam słowa kompletnie wypełniają się  w szaleństwie. Oddając każde ogarnienie w słabe objęcia iluzji. Mówiąc monolog w sercu przeczuwałam ,że on zdoła usłyszeć i zawrócić w porę wpadając do mnie w szczelne objęcia.

Nerwowo podeszłam do lustra umieszczonego obok komody patrząc na szyję. Skanując ją dodatkowo opuszkami ,by upewnić i zbyć zbędne pozory.
Nie było śladu po piętnie miłości ,które tak gorliwie wieczorem zagryzał namiętnymi ustami. A ni tu ,a ni nawet niżej.

Czy on nie był prawdziwy? 

Doszła do mnie dość boląca myśl będąca tym czasowym drogowskazem w tym labiryncie umysłu z ,którego tak łatwo nie wyjdę w przeciwieństwie z początku zagłębiając się tu po raz pierwszy. Nie wiedząc jakie piekło będę musiała odbyć by uwolnić siebie lub minimum odciąć.

Już miałam utwierdzić się w tym przekonaniu gdyby nie fakt ,że ja go naprawdę czułam. Emocji nie da się oszukać nawet we śnie. Oddałam mu się będąc trzeźwa swych poczynań.Nie da się źle czuć duchowo wiedząc ,iż organizm nie kłamie.

Wyjrzałam dla pewności przez okno oczekując ,że ujrzę tam jego lśniące zielonym połyskiem autko pamiętając jednak w jakim to ja kolorze wolałam degustować. Po nędznym wpatrywaniu się przez szybę i za nią w kałuże utworzonym po wczorajszej ulewie uznałam ,że wyjechał.

Napełnił mnie nadzieją by po chwili móc znów ją stracić.

Ale czy on kiedykolwiek tu był zaczynając od samego początku. Wątpienie to jedyna rzecz która ,niczym żelazna kulka ściąga mnie na samo dno ,lecz łaknęłam tego o wiele bardziej ,niż prawdy. Wniosek nasuwa się sam po ostatnich przeżyciach.

Przemieszczając się zruzgotanie nie odbierając myśli jakie próbowało mi przesłać umysł we frontowych drzwi ujrzałam w zamku kluczyk. Czyli jednak nie były otwarte. Mimo to nie pamiętam żebym je otwierała. Drugą opcją mogło być ,że to Kacper zostawił klucz. Ja już nic nie wiem kiedy miało się to wydarzyć lub wydarzyło.

Trzymałam się za głowę masując obolałe miejsca od napływu emocji.
Nie postanowiłam wybiec ślepo na ulicę rzucając wszystko gdzieś ,podążając intuicyjnie krzycząc na całe gardło imię zbawcy i tak mój majestat w ludziach stracił dawną świetlność.
Tak zrobiłabym kiedyś.

Usiadłam na wygodnym fotelu rozluźniając oraz degustując w ogłuszającej ciszy.
To pomagało mi choć na moment wyzbyć się krążących wokół wizji w tym odrobinę odpocząć. Ciepło obdarowane po wczorajszej nocce sprawnie zmieniło się w powiew lodu ,a wraz z dość nie przyjemnym szczypaniem zostawiając po swojej obecności niemrawy posmak.

Chciałam zasnąć i obudzić się w cudnym śnie w którym nigdy ten koszmar by mi się nie przytrafił ,lecz czy w takim razie w bajce tej będzie Kacper? Mój mózg wmawia sobie ,że tylko on jest mą jedną właściwą drogą ucieczki od katuszy ,zarazem będąc przyczyną nieszczęść przez które tak nie ubłagalnie cierpię.

Nagle klucia w okolicach brzucha przybrały na silę próbując rozerwać mnie od wewnątrz. Ból spadał w dolne partie brzucha stając się po całości nie do zniesienia. Oddech nabierałam chaotycznie płytko z okoliczności stając się częstszy. W oku kręciły się co jakiś czas łezki wypływające po mym obliczu.

Nasze dziecko.

Myśl o potomku otworzyły me wizję w szerz. Tylko kwiat naszej miłości mógł nas zabrać do normalnego życia ,którego każdego ranka pragnęłam zaznać.

Znajdując się błogosławionym cudem w łazience próbowałam dosięgnąć apteczki.
Muszę uratować nasze dziecko za wszelką cenę ,nawet jeśli w grę chodziło by moje życie. Czy po śmierci doznam zaszczytu ujrzenia go? Zakładając założenie jak umrę czy mam pewność jego obecności?

Łzy płonęły gorliwie gdy na oczy ujrzałam ten połyskujący w świetle metaliczne przedmiot. Biorąc go do ręki kłucia klatki zwiększyły swą intensywność powodując u mnie potęgowanie wzmocnione ilekroć odczucia nie nieposkromionego bólu. Brak kontroli spowodował zawikłany stan rozumu ,jakoż równie wariując przysyłając błędne wibracje.

Załzawione oczy widziały tylko napływającą krew ,która lała się niczym strumień którego nie da się okiełznać. 
Trzęsły mi się ręce na sam zapach czerwonej cieczy powodując zawroty głowy przenikające w mdłości.

Ból ten wcale nie sprawił mi radości jaką oczekiwałam. Krople łez z krwią tworzyły mieszankę goryczy wywołane mą egoistyczną głupotą.
Czekałam w bezruchu na klęczkach ,że przyjdzie i mnie stąd zabierze mój wyzwoliciel. Nie wiem jak miało to wyglądać ,niech tak się przyziemnie stanie. Choć raz niebiosa ześlą na mnie łaskę i zlitują się nad ciałem ,które wcale nie prosiło o katusze każdego dnia.

Szum wraz z jękami wydane prze ze mnie zagłuszyły pukanie do frontowych drzwi. Powoli traciłam obeznanie i z  nie korzystnego braku adrenaliny zaczęłam przysypiać.

Postać ,która weszła z tyle co pamiętam to objęła mnie czule próbując wynieść z tego mieszkania. Wynosząc moja ciało z budynku opętanego wyłącznie przykrymi wspomnieniami czułam upokorzenie ,albowiem ponownie zamierzałam popełnić głupstwo na miarę przekraczające racjonalną barierę ,mimo iż sama przysięgałam go więcej nie powtórzyć. Robiąc to pokazałam jaka niedojrzała jestem ,a może po prostu potrzebowałam bliskości? Czułego prawidłowego oddania i wtopienia się w drugą osobę ,już tak na stałe.

•○●☆●○•☆•○●☆●○•☆•○●☆●○•☆•○●☆

Moi drodzy mam już ferie!
Więc będą częściej dodawane części.
Następny wpada jutro.
Do środy ^^

Bez ciebie nie ma mnie / Julia Kostera i Kacper Błoński ☆ZAKOŃCZONA☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz