Wiele osób nie raz pytało go, dlaczego wciąż dochodziło między nimi do kłótni. Nie rozmieli jego zmienności, bo tak ją nazywali. Jednak Remusowi towarzyszył najzwyklejszy strach. To przez niego bał się, że podczas jednej ze swej przemian nie zapanowałby nad sobą i skrzywdziłby ją. A tego nigdy by sobie nie wybaczył. Nie mógł pojąć, jak to się stało, że tak młoda i utalentowana czarownica jak Nimfadora pokochała takiego odmieńca, jakim był on. Wyrzutka, który po stracie przyjaciół miał zostać do końca swych dni sam. Wraz ze swym przekleństwem. Nawet po nieprzespanych nocach, których budził się zlany potem po śnie, w którym szponami podrzynał jej gardło, głaskała go uspokajająco po plecach, szepcząc słowa otuchy. Remus nie mógł tego zrozumieć. Chciał uciec, aby ją chronić. Sprawić, żeby była bezpieczna. Nie mógł tego zrozumieć, że jedynie co musiał zrobić, przed jej rozpadem... to zostać.
Znowu wyszedł bez słowa z domu. Bez pożegnania. Zbyt długo zwlekał. Nie powinien tego robić. Miał w głowie pustkę. Remus siedział roztrzęsiony pod drzewem, z sykiem rozwiązując sznur ze swoich posiniaczonych nadgarstków. Cały się trząsł. Przybyło mi kilka nowych blizn, wraz z tymi na ciele jak i na duszy. Bo wiedział, choć tak bardzo zaprzeczał, że i tak ją krzywdzi. Swym milczeniem. Zbywaniem. Księżyc jeszcze widniał na nieboskłonie. Noc była ciemna i nieprzyjemna. Lupin spróbował po raz kolejny podnieść się na drżących nogach, podpierając się w oparciu drzewa. Mężczyzna powoli wyprostował się, wyjmując swoją różdżkę z dziury w pniu drzewa, którą zdążył schować przed przemianą. Rozejrzał się powoli. Nie było jej tu. Ani na widoku, ani skrytej jak ostatnio za drzewem. Pewnie przed pełnią znowu nad sobą nie panował i na nią nawrzeszczał. Nic nie pamiętał. Jednak ta cisza go zaniepokoiła. Było za cicho. Remus zagryzając zęby, aby nie wyć z bólu, wciąż czując jak jeszcze jego niektóre zmysły i siła są wytężone, inaczej nie byłby w stanie chociażby się podnieść. Z każdym krokiem szedł w stronę domu, w obawie, że mógłby ją stracić. Nie mógł. Remus potykając się o własne nogi przyspieszył, słysząc krzyk Tonks. Musiał tam dotrzeć dla niej. Szatyn ciężko oddychając otworzył drzwi z hukiem, widząc jak różne zaklęcia są rzucane w pomieszczanie. Blask i światła z nich bijące, na moment oślepiły Remusa.
Mężczyzna ciężko dysząc, rozejrzał się w mroku po pomieszczeniu. Widząc jak jeden z Śmierciożerców zaciska dłoń na szyi kobiety, zawrzała w nim krew. Nie interesowało go, że było ich więcej. Liczyła się tylko ona.
- Łapy precz od mojej żony - Wysyczał, wchodząc do pomieszczenia, czując jak szorstki wiatr uderza go boleśnie w nagie, pełne blizn i świeżych ran plecy. Nie czekając, jednego z nich wyrzucił w szale za okno. Drugiego, pokonał zaklęciem. Tonks, dosięgając swej różdżki na szafce, pokonała ostatniego. Remus ciężko oddychając, uśmiechnął się, czując jak nogi się pod nim uginają. Runął na ziemię, z zawrotami głowy, czując jak kobieta do niej podbiega. Ze łzami w oczach ucałowała jego czoło, tuląc jego głowę do swojego torsu. Cała drżała, nierówno, gdyż miała problem ze złapaniem oddechu. Wiatr szamotał drzwiami i oknem, które głucho uderzały w pobliskie ściany.
- Nigdy już mnie nie opuszczaj. - Wyszeptała błagalnie.
- Nie zamierzam. - Wyszeptał zachrypniętym głosem, czując jak łzy Tonks spływają na jego czoło.
CZYTASZ
One-shot Harry Potter 💔
Fanfiction❤️ - zamówienia otwarte 💤 - zamówienia chwilowo zamknięte/realizowane 💔 - zamówienia zamknięte Któż by nie chciał przeżyć własną przygodę w słynnym Hogwarcie!? Zaprzyjaźnić się z Ginny Weasley, wyznać miłość Syriuszowi Bkack'owi czy zostać wyznacz...