Powiedz, Że Wszystko Będzie Dobrze.

1.7K 164 224
                                    

Kokichi spędził weekend raczej normalnie. Przynajmniej jak na jego standardy. Co prawda musiał zjeść w sobotę jak i w niedzielę obiad ze swoją matką. Jednak nie było to nic nowego. Kokichi zawsze umiał znaleźć rozwiązanie na takie sytuacje a z czasem stawały się one coraz częstsze i lepiej rozpatrywane. Kokichi zwykle poprostu wymiotował po posiłkach co było, biorąc pod uwagę wprawę Kokichiego dosyć proste. Jednak miał też inne sposoby jak naprzykład użyty przy wizycie Saihary budzik czy inne tego typu sposoby na oszustwo. Kokichi można powiedzieć, że był z siebie bardzo dumny, że sam wymyślił to wszystko. Do tego tak, aby działało. Przez to nikt nie był świadomy jego choroby. A przynajmniej tak myślał. Ponieważ była osoba, która była tego świadoma i bardzo się martwiła. Jednak Kokichi nie był tego świadom. Bardzo podobało mu się jego dotychczasowe życie. Miał przyjaciela, który był dla niego miły. Miał też innych znajomych, którzy może nie byli dla niego przesadnie mili jednak starali się. Tego chciał i otrzymał to. Był z siebie dumny. Teraz wystarczyło tylko utrzymać stałą wagę 35kg prawda?

Nie do końca. Kokichiemu wystarczyło to przez moment. Dosłownie krótką chwilę. Jednak to wziąż było zamało. Kiedy patrzył na licznik wagi. Nie czuł już radości i dumy z samego siebie tego jak daleko zaszedł. Czuł jakby nic się nie zmieniło. Jakby wrócił do punktu wyjścia jakby znów ważył 44kg. Nie tego oczekiwał nie tego chciał. Więc dlaczego tak się czuł, dlaczego kiedy patrzył w lustro nie mógł zobaczyć tego czego oczekiwał. Dlaczego nie mógł być ładny!? Dlaczego!? Czemu!? Ile jeszcze go od tego oddziela. Kilogram, dwa, trzy, sześć może dziewięć a może to wciąż za mało? W taki sposób nigdy nie będzie dla nikogo atrakcyjny. Wciąż jest ohydny. Nic się nie zmieniło. Cały czas jest tak samo obrzydliwy, tłusty i gruby jak był. Każda cześć jego ciała ociekała tłuszczem. Jego twarz była obrzydliwa. Policzki były tłuste. A cały był w pryszczach. Był odrażający. Nie dało się na to patrzeć. Kokichi już nie mógł. Nie dawał rady. Co jeszcze musi zrobić, żeby w końcu być szczęśliwym. Co takiego jeszcze się nie stało a stać powinno? Czy coś ominął zrobił gdzieś błąd? Pomylił się? Przeliczył kalorie nie tak jak powinnien? Wykonywał nie te odchudzające ćwiczenia jakie powinnien? A może poprostu nie było dla niego szczęścia?

Ta myśl była straszna. Kokichi w tej chwili przesłał nawet płakać, chociaż wcześniej łzy same cisneły mu się do oczu. Nie miałoby być dla niego szczęścia? Czy to wszystko co robił Kokichi nie miało najmniejszego znaczenia? Starał się po nic? Kokichi nie mógł się z tym pogodzić. To nie tak miało być. Chciał być kochany. Chciał mieć przyjaciół i odczuwać szczęście. A nie żyć tylko po to by mieć nadzieję, która i tak jest tylko kłamstwem. Perfidnym kłamstwem. Kokichi chciał żeby ktoś mu teraz powiedział, że będzie dobrze. Jednak nikogo takiego nie było. Kokichi leżał na podłodze pokoju i szarpał za włosy. By te myśli w końcu wyszły z jego głowy. Każdy miał doświadczyć szczęścia. Każdy nawet on. Więc dlaczego? Dlaczego nic nie działa? Dlaczego nic mu się nie udaje? Co inni mają czego on niema? On nie jest wystarczająco dobry? A może wcale nie powinien istnieć? Kokichi uderzył głową w podłogę. Nie nie może tak myśleć. Jednak czy to nie prawda? Może jest poprostu błędem, który nie jest potrzebny nikomu, ani niczemu. Kokichi uderzył w podłogę drugi raz. Nie nie przestań. On ma znaczenie. Każdy musi mieć. Jednak czy on tylko nie przeszkadza Saiharze, Maki, Kaito i Kaede? Czy bez niego nie byłoby im lepiej? Kokichi uderzył w podłogę trzeci raz. Nie nie nie. On nie może on już nie wytrzyma. On nie może tak sam. On nie da rady sam. Czołgając się po podłodze doszedł do żyletki. Czemu jego matki nie było w domu? Kokichi przeciął jeden raz, drugi, trzeci. Małe kropelki krwi zaczęły spływać po jego ramieniu. Przestań do cholery! Nie działa. Jeszcze jedna linia, jeszcze jedna i następna i kolejna. Nie działa. Kokichi rozejrzał się po pokoju coś musiało pomóc. Cokolwiek coś musi. Kokichi z każdą sekundą oddychał coraz szybciej. Nie on musi pozbyć się tych myśli. On nie chce tego robić. Jeszcze nie dziś nie taraz. Kokichi nie myślał już o konsekwencjach kiedy złapał za telefon. On musiał zadzwonić. Nie ważne, że może będzie znienawidzony. Nie obchodziło go już to. W innym wypadku najpewniej przeciął by sobie żyły. Wybrał numer.

- Błagam odbierz.

W tym czasie Saihara niósł pudła z najpewniej jakimiś papierami jego wuja, które kazał mu przenieść do piwnicy. Shuichi nie miał pojęcia co jest w środku a tym bardziej ciekawiło go to ze względu na to jak pudło było ciężkie. Nie mógł być to tylko stos papierów prawda? Wuj Saihary był w swoim gabinecie. Co oznaczało, że raczej nie nakryje go na grzebaniu w jego rzeczach. Dletego Saihara położył pudło na ziemi. Chciał je już otworzyć jednak, ktoś kto akurat dzwoni musi mu w tym przeszkadzać. Jednak Shuichi natychmiast wyrzucił te myśli z głowy, bo możliwe, że to coś ważnego a nie kolejny żart telefoniczny Miu. Shuichi wziął telefon, który leżał na łóżku. Kokichi? Po co miałby dzwonić w niedzielę po południu? Może czegoś zapomniał i dopiero teraz zdał sobie sprawę? Shuichi odebrał telefon. Jednak gdy miał już powiedzieć "Cześć" usłyszał ten błagający głos Kokichiego.

- Proszę powiedz, że będzie dobrze. - powiedział znów zalany łzami Kokichi.

- Co? Kokichi co się stało!? - Saiharze nie podobało się to ani trochę. Był przerażony, że Kokichiemu mogło coś się stać.

- Poprostu powiedz to błagam. - Koichi leżał na podłodze cały zapłakany i zasmarkany, ale nie obchodziło go to teraz. Musiał to usłyszeć musiał się pozbyć tych okropnych myśli.

- Um... Będzie dobrze Kokichi, ale bałagan powiedz co się stało!? Jesteś ranny!? Gdzie jesteś?! - Shuichi był spanikowany. Nie wiedział co dzieje się Kokichiemu. Jeżeli coś mu się stało i by mu nie pomógł. Nie wybaczył by tego sobie. Nigdy.

- Ja... Jestem w domu. Nic się nie dzieje. - Kokichi oczywiście kłamał, ponieważ był na skraju załamania.

- Dobrze idę do ciebie. Nie rozłączaj się. - Shuichi ubierał już buty. Musiał sprawdzić Kokichiego. Gdyby nic się nie działo nie dzwonił by.

- Czekaj co!? Nie nie przychodź nie ma potrzeby. Chciałem tylko, żebyś powiedział, że będzie dobrze. - Do Kokichiego właśnie dotarło w co się wkopał. Chociaż i tak było to lepsze niż przecięcie sobie żył, jednak jedyne co w tej chwili chciał zrobić to zapaść się pod ziemię ze wstydu. Przecież Saihara zobaczy go w takim stanie. To chyba będzie ostatnia jego wizyta. Jeżeli zobaczy Kokichiego w takim stanie napewno ucieknie z obrzydzenie. W końcu kto chciałby mieć takiego ohydnego i niestabilnego psychicznie przyjaciela?

- Kokichi zostań tam gdzie jesteś idę do ciebie. Wszystko będzie dobrze. - Shuichi żucił tylko szybkie "wychodzę" swojemu wujowi. Który nie zdążył już go zapytać gdzie? Po co? I na ile? Ponieważ Shuichi wystrzelił z domu niczym torpeda. Jednak musiała to być jakaś ważna i nagła sprawa skoro nie wziął nawet swojej czapki z daszkiem, którą nosi na wszystkie wyjścia.

Jak Powstają Listy? OumaSai/Saiouma [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz