Wszyscy Mogą Płakać

974 106 25
                                    

Matka Kokichiego oczywiście bardzo martwiła się o Kokichiego. Nie krzyczała na niego, lub była zła przez to, że nie jadł. To znaczy była. Jednak nie chciała dać o tym znać, żeby Kokichi czuł się jeszcze gorzej niż już się czuł. Pytanie, które w tej sytuacji było wypowiedziane, było "dlaczego"? Kokichi dlaczego nie powiedziałeś? Nie dałeś znać, że masz problem? Pytań można było, by mnożyć w nieskończoność. Żadna jednak odpowiedź nie była w stanie wywołać uczucia satysfakcji. W końcu czy jaki kolwiek cel Kokichiego nie byłby, by ważny dla niego samego. Nikt nigdy nie przyzna mu racji, że to jest tego wartę. Nigdy przez to nie przezli jak mają to wiedzieć? Jak mają rozumieć? Może nie chcą rozumieć? Lub nie potrafią zrozumieć? Kokichi nie wiedział. Sam nie chciał umrzeć to prawda, jednak bycie kontrolowanym w takim stopniu, że nie będzie zawsze musiał wrócić do domu na każdy posiłek, było równoznaczne ze śmiercią. Kokichiemu nikt nie musiał mówić, że tak będzie. On wiedział. On tego się spodziewał. Ludzie będą patrzeć na niego inaczej, kiedy będzie jadł. Pewnie nie tylko. Jego koledzy  ludzie ze szkoły, których nawet nie zna, nauczyciele. Wszyscy się dowiedzą. Kokichi nie będzie miał już nic do ukrycia. Czy to już jest równoznaczne ze śmiercią? Czy Kokichi naprawdę nie ma nikogo i niczego czego mógłby się złapać?

Był Shuichi. Saihara Chan jak Kokichi miał w zwyczaju mówić na niego. Czy on zmienia coś w tej sytuacji? Czy nie będzie taki jak wszyscy inni? Czy zostawi go po tym wszystkim. Kokichi, w końcu jest zbyt dużym problemem. Zbyt dużym obowiązkiem. Nikt nie chce pisać się na taką odpowiedzialność. Każdy, by uciekł. A Kokichi nie miałby prawa nazwać takiej osoby tchórzem. On sam by uciekł, więc nie był lepszy. Jednak czy Shuichi uciekł. Nie mógł go zobaczyć żadna z szyb w pomieszczeniu w, którym leżał nie pokazywała korayarza, gdzie Shuichi mógłby być. Jednak Kokichi wierzył, że czekał tam na niego. Shuichi czekał tam na Kokichiego. Dlatego, że Shuichi kochał Kokichiego. Prawda? Czy tak było? Lub czy tak jest? Nie było tu nikogo, mógłby odpowiedzieć na pytanie Kokichiego, które i tak było tylko jedną z wielu myśli przelatujących przez jego zepsuty umysł.

Jego matka płakała mówiąc, żeby Kokichi nie straszył jej już tak nigdy więcej. Chciaż Kokichi również nie chciał, żeby coś podobnego wydarzyło się ponownie. To jego obietnica była kłamstwem. Nie mógł nic obiecać. Nie mógł być niczego pewny. Jednak jeżeli mógł tym pocieszyć wałasną matkę i podbudować i tak już zniszczone zaufanie, to zrobi to. W tym momencie nie miało to dla niego różnych.

Po czasie Shuichi również mógł zobaczyć Kokichiego. Kokichi czuł się już z tym znacznie lepiej i nie ukrywał tego. Chciaż zbierało mu się na wymioty, ponieważ musiał spożyć podaną mu wcześniej porcję jedzenia. To nie mógł jej zwrócić z dość oczywistej przyczyny. Musiał wyglądać obrzydliwe. Odrażająco i ohydnie. Tak napenwo tak było i nikt by tego nie zaprzeczył. Jednak Kokichi nie mógł nic z tym zrobić. Chciaż ta wiedza bolała to nie mógł zrobić nic. Tak to było równoznaczne ze samobójstwem. Jednak, gdy zobaczył Saihare w futrynie drzwi, uśmiechnął się. Choć nie miał żadnego powodu do radości. Wciąż cieszył się, że mógł zobaczyć Shuichiego. Sam Saihara usiadł obok łóżka na, którym Kokichi starał się siedzieć. Złapał go za rękę. Kokichi lubił to, chciaż jego ręka była napewno obrzydliwa do trzymania w tym momencie. Jednak Shuichi tak nie uważał. Jeden jak i grugi chcieli powiedzieć w tej chwili wiele. Naprawdę wiele. Chcieli krzyczeć, chcieli płakać, chcieli stąd wyjść i nigdy nie wracać. Jednak z ich ust nie zostało wypowiedziane ani jedno słowo.

Czy czuli wstyd? Zapewne wstydzili się mówić cokolwiek. Kokichi czuł się winny przez to, że martwił wszystkich do okoła. Shuichi czuł się winny, że do tego doprowadził. Wina przygniatała ich obu od środka nie z po stawiając nawet odrobiny miejsca na oddech. To było okropne uczucie. Shuichi jak i Kokichi chcieli przeprosić. Zawiedli wszystkich na, którym im zależało. Zawiedli samych siebie. Jednak Shuichi jako pierwszy wydukał z siebie te słowa.

- Przepraszam Kokichi... - Nie miał odwagi patrzeć Kokichiemu w oczy. To było za dużo. Zawiódł go.

- Um.. Ale za co..? To ja jestem winny, że się tu znalazłem. - Kokichi mógł spodziewać się, że Shuichi będzie czuł się przez to winny, jednak nie zrobił tego. Nie spodziewał się.

- Kokichi to nie jest Twoja wina. To ja nie dałem rady zapobiec temu co się stało. Nie byłem dla Ciebie wystarczająco dobrym... - W tym momencie Shuichi próbował powstrzymać łzy, które cisneły mu się do oczu. To nie on powinien płakać.

- Kłamiesz! Nic nie mogłeś zrobić. Ja i tak pozbyłbym się każdego jedzenia jakie byś mi dał. Nie mogłeś temu zapobiedz.... I tak prędzej czy później  bym się doigrał. - Kokichi prędzej czy później i tak wylądował, by w szpitalu. Nie zależnie czy było to dziś czy byłoby to jutro za tydzień czy za rok. Prędzej czy później doprowadziłby się do momentu w, którym nie mógłby nawet... samo myślenie o tym jest bolesne. Pytanie tylko czy Kokichi dotarł by tu żywy czy już martwy? Więc przynajmniej żył prawda? To nie jest, ani trochę pocieszające.

Jak Powstają Listy? OumaSai/Saiouma [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz