Jest Wiele Osób, Które Chcą

768 94 31
                                    

Kokichi naprawdę mógłby zapaść się ze wstydu, gdyby jakiś nauczyciel znalazł go tutaj w takim stanie. Był w rozsypce i naprawdę nie wiedział jak miałby wrócić teraz na lekcje w takim stanie. Chciaż jego rzeczy tam zostały i prędzej czy później będzie musiał po nie wrócić. W końcu jego matka go zabije, jeżeli zgubiłby swoje wszystkie rzeczy jak telefon czy klucze od domu. I tak miał już sporo problemów, a jeszcze dorabiał sobie nowe. To było bezużyteczne. Kokichi był bezużyteczny. Przynosił tylko problemy. To było to czym naprawdę był. Problemem. Kokichi słyszał dzwonek zapowiadający kolejne zajęcia. Nie był on jednak, aż tak nieznośny i głośny jak zazwyczaj, ponieważ dźwięk nie był, aż tak wyraźny w zamkniętym składziku. Pewnie koledzy i koleżanki z jego klasy już idą na lekcje. Ciekawe czy ktokolwiek przejął się, że go jeszcze nie ma. Zadzwonił drugi dzwonek. Kokichi mógł usłyszeć ludzi, którzy najpewniej biegną na lekcje. Kokichi dopiero teraz zdał sobie sprawę, że możliwość, że jakiś nauczyciel wychowania fizycznego będzie chciał skorzystać z znajdujących się w składziku przedmiotów. Kokichi nie mógł jednak wyjść. Nie teraz, nie tak. Ludzie będą zadawać pytania, jeżeli nagle wyszedłby i ktoś go na tym przyłapał.

Musiał się schować. Było to najpewniej okropny i dziecinny pomysł, jednak Kokichi nie patrzył na to. W końcu, jeżeli nikt go nie znajdzie, to nikt się nie dowie, prawda? Kokichi doczołgał się jak najciszej to możliwe do czegoś co wyglądało jak spory kosz z piłkami. Kokichi nie widział dokładnie. W końcu jedyny dostęp światła jaki się tam znajdował była szpara pomiędzy podłogą a drzwiami, gdzie jasne żółte światło dzienne mogło jakoś dotrzeć. Kosz był na tyle duży, że jeżeli Kokichi ukrył by się za nim raczej nikt, by go nie dostrzegł. Taką przynajmniej Kokichi miał nadzieję. Jednak, gdy Kokichi próbował dostać się za kosz musiał potknąć się i jedną z piłek, która najpewniej z niego wypadła.

Kokichi runął na ziemię z hukiem. Biorąc pod uwagę jego stan masy tłuszczowej, upadek był dosyć bolesny. Kokichi nie zdążył się jednak podnieść, kiedy drzwi od składzika zaczęły się otwierać. Kokichi zakrył twarz rękoma, by osoba, która wchodziła do składzika nie mogła zobaczyć jego obrzydliwej, zapłakanej twarzy.

- Kokichi..? - Kokichi był zaskoczony słysząc nagle swoje imię. Jednak szybko zdał sobie sprawę, że doskonale znał ten głos. To był głos Saihary  który najpewniej przyszedł szukać Kokichiego. Chciaż sam Kokichi naprawdę nie widział sensu w szukani go. Mógł go równie dobrze zostawić i nie przejmować się nim. W końcu nie był nic wart.

Shuichi spojrzał na Kokichiego aktualnie próbującego wstać z podłogi. Jego twarz była cała od łez. Widok takiego Kokichiego nie był, ani trochę przyjamny dla Saihary. Wręcz bolało go to jak osoba, którą kocha musi cierpieć takie męki. Shuichi prędko podszedł do Kokichiego chcąc podać mu dłoń, by mógł wstać. Kokichi biorąc ją odrazu żucił się w ramiona Saihary, znów zaczynając głośno szlochać. Shuichi oczywiście również obiął Kokichiego pocierając jego plecy ręką.

- Kokichi martwiłem się, że coś Ci się stało. Kiedy tak nagle wybiegłeś... Ciężko było Cię znaleźć... - Martwił się.. Huh... Kokichi uważał, że naprawdę na to nie zasługiwał. Nie zasługiwał, by być znalezionym. Nie zasłużył, by wogóle go szukać.

-... To bez sensu... - Kokichi powiedział to tak cicho, że osoba mert dalej od niego nie usłyszałaby.

- Kokichi proszę nie mów tak. Szukałbym Cię w każdej sytuacji. Znaczysz dla mnie naprawdę bardzo wiele. Nawet, jeżeli sam tego nie widzisz... - Shuichi wiedział, że Kokichi miał błędne wrażenie, że nikt nie dba o niego. Wiedział, że Kokichi myślał, że nikogo nie obchodziłoby, gdyby nagle zniknął. Jednak czy taka była prawda? Czy Kokichi był, aż tak nie znaczący, że nikt nie zauważyłby jego zniknięcia? Nie... Gdyby Kokichi zniknął wiele osób, by się przejęło. Wiele osób tęskniło by za nim. W tym Saihara. Było wiele osób, które chciałby, żeby Kokichi żył. Nawet, jeżeli te osoby nie wiedzą, że tak jest.

- Shuichi czy ty jesteś ślepy? - Kokichi powiedział już dużo bardziej stanowczo i kpiąco niż wcześniej. Odsunął się od Saihary i powiedział.

- Spójrz na mnie. Wyglądam obrzydliwie. Jestem ohydny i odrażający. Tłusty i gruby. Jak jeszcze... - Na końcu swojej wypowiedzi Kokichi znowu zaczął nie kontrolowanie szlochać. Jego oczy były już opuchnięte od tak dużej ilości łez. - Jak jeszcze mnie nie zostawiłeś...? - Shuichi naprawdę nie spodziewał się takiego pytania. Mógłby się go domyśleć, że Kokichi najpewniej wątpił we wszystkie gesty i słowa jakie kiedykolwiek wypowiedział Shuichi, jednak nie sądził, że Kokichi myślał, że Shuichi chciałby go zostawić. A raczej, dlaczego jeszcze tego nie zrobił. Kokichi wielokrotnie zadawał sobie to pytanie. Teraz nawet Shuichi do, którego pytanie było zawsze kierowane, był w stanie je usłyszeć.

- Ponieważ Cię kocham Kokichi.. - To było głupie. To było słabe. Shuichi wiedział. Jednak naprawdę nie wiedział co mógłby odpowiedzieć. Kochał Kokichiego. Nie zostawił go, ponieważ kochał go i dbał o niego. Gdyby ktoś inny usłyszał tą kwestię najpewniej powiedziałby, że jest zbyt prosta. Nikt nie uwierzyłby w coś takiego. W końcu to tylko puste słowa. Nic nie ważne nic nie warte. Dla nikogo nic nie znaczące. Kokichi, jednak potrzebował tych słów. Potrzebował pocieszenia. Kokichi zawsze chciał być kochany. Chciał usłyszeć te słowa. Chciał mieć świadomość, że ktoś dba o niego. Kogoś obchodzi jego los. Czy Kokichi uwierzył w te słowa całkowicie? Oczywiście, że nie. Nie był w stanie. Nadal wątpił, że ktokolwiek przejąłby się, gdyby nagle zniknął. Jednak napenwo te słowa były jakimś pocieszeniem. Które dla innych nic, by nie znaczyło, jednak dla Kokichiego znaczyło naprawdę dużo.

Jak Powstają Listy? OumaSai/Saiouma [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz