Oto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...
Zanim przejdziemy do omawiania filmu, poświęcę chwilę na opowiedzenie początku historii studia Pixar, która chociaż krótka, nadal jest niezwykle ciekawa...
(dramatyczna pauza)
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy niejaki pan George Lucas (ten od Star Wars) przechodził przez bardzo trudną sprawę rozwodową i w celu pozyskania gotówki, postanowił sprzedać dział animacji przy swoim studiu filmowym. Jednym z chętnych nabywców był pewien młody, bogaty i niezwykle ambitny mężczyzna, któremu groziło wyrzucenie ze swojej własnej firmy. Nazywał się Steve Jobs (może znacie) i był niezwykle zafascynowany grafiką komputerową, więc za śmieszne 10 milionów dolarów, dokonał transakcji z Lucasfilmem. Kiedy zatem w jednym zespole znaleźli się Jobs, John Lasseter oraz Ed Catmull, firma, która przyjęła nazwę Pixar, postanowiła zrobić krok naprzód i połączyć do tej pory oddzielne dziedziny: informatykę i sztukę. Dlatego też rozpoczęto współpracę z The Walt Disney Company...
Chociaż duża część ekipy Pixara wcześniej wyleciała z hukiem z Disneya (bo za dużo kombinowali z technologią... xD), to powrót na macierzysty grunt i spore wsparcie finansowe jakie się z tym wiązało, dla wielu animatorów okazało się zbawienne. W końcu, po wielu komplikacjach związanych z produkcją, w 1995 roku światło dzienne ujrzał pierwszy, pełnometrażowy film animowany, w całości zrealizowany w animacji komputerowej, który... okazał się fenomenalnym sukcesem.*
Koniec historii
... i w sumie nie ma się co dziwić. Nawet po prawie trzydziestu (!) latach ten film nadal świetnie się ogląda, a zwracając uwagę na kontekst historyczny, dostajemy już w ogóle ponadczasowe dzieło. Również ze względu na to jak strasznie rozwleczono jego kontynuacje w czasie, zaryzykuję stwierdzeniem, że wychowały się na nim całe pokolenia.
Głównym bohaterem produkcji jest szeryf Chudy - jedna z licznych zabawek chłopca imieniem Andy, którego jednocześnie jest ulubieńcem. Pełni niezachwianą rolę przywódcy innych zabawek, dopóki na horyzoncie nie pojawia się konkurencja - astronauta Buzz Astral, który natychmiast (nieumyślnie) spycha Chudego w cień. Kowboj, zazdrosny o swoją pozycję postanawia więc niepostrzeżenie pozbyć się Buzza, przez zrzucenie go z biurka, ale coś mu nie wychodzi i jego nowy "kolega" wypada przez okno. W wyniku małego nieporozumienia obaj panowie się gubią i dostają się w ręce dzieciaka-psychola-sadysty, Sida. I niestety nie tego z "Epoki lodowcowej".
Dziad majstruje z części składowych takie potworki o jakich nie śniło się waszym filozofom. Już urywanie skrzydełek konikom Filly jest przejawem skrajnego barbarzyństwa, ale wystrzeliwanie zabawek w powietrze to już zupełnie inny poziom.
Gdzie tu są rodzice ja się pytam? Kto mu sprzedaje te fajerwerki?
Na całe szczęście Chudy i Buzz łączą siły i obaj wydostają się z sideł wroga.
Na marginesie...
Jak cudownie oglądać dzieci, które potrafią się bawić dosłownie wszystkim. Nie wiem czy tylko ja byłam tak zniszczona przez reklamy, ale za moich czasów, jedynymi słusznymi były franczyzy Monster High, Littlest Petshop i Filly. Naprawdę fajnie, że Andy ma taką wyobraźnię, że w tej samej zabawie mogą brać udział zarówno pan Bulwa, jak i Dinozaur.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.