Witam was moi drodzy serdecznie w rozdziale, który pewnie część z was bardzo rozczaruje. Chociaż nigdy nigdzie nie napisałam, że rozdziały pojawiają się co dwa tygodnie, to do takiego tępa pracy się i was przyzwyczaiłam, więc głupio mi byłoby się go nie trzymać. Jest jednak pewien problem.
W tej chwili przeżywam mały kryzys twórczy. Czy to zatem oznacza, że zawieszam prace nad książką? No chyba was głowa boli. Chodzi o to, że nie chcę stricte trzymając się terminów sprzedawać wam jakiegoś paździerza na którego nie miałam pomysłu. Jak to się mówi: "Jeśli coś jest warte zrobienia, to jest warte zrobienia tego dobrze" i sumienie by mnie zeżarło, gdybym pisała coś na siłę.
Nawet jeśli coraz ciężej jest mi znaleźć pełnometrażową animację Disneya, której nie oglądałam, wiedzcie doskonale, że nie oznacza to, iż każdą z obejrzanych produkcji trzymam w pamięci co do minuty. Jestem człowiekiem i też muszę mieć gdzieś miejsce w głowie na opis budowy flaków ślimaka na biologię ;).
Nie mam zamiaru się zmuszać do przypominania sobie tych dzieł o, których wypada napisać, bo tak chronologicznie pasuje, ale też nie chcę skakać co chwila w te i we w te. W związku z tym zwracam się do was z prośbą: Napiszcie mi w komentarzu pod tymi "ogłoszeniami parafialnymi", jaki wy chcielibyście abym skomentowała film (oczywiście animowany, albo mieszany, jeśli znajdę). Oprócz tego chciałabym się was zapytać, czy nie wyskoczyć z kolejną książką, dotyczącą produkcji DreamWorksa, by raz pisać rozdziały tutaj, a raz tam (Winx to odrębna kategoria) poszerzając sobie nieco to pole manewru by nie iść na ilość - ale na jakość.
Co by się jednak nie działo - i tak do zobaczenia za dwa tygodnie, ale żeby nie zostawiać was bez niczego, oto kilka śmiesznych/ przerażających/ dziwnych historii związanych z moimi seansami filmów animowanych. Zapraszam serdecznie!
Einz
Kiedy sobie tak pomyślę, to przypomina mi się jak raz pojechałam na obóz... Tak mi się tam "spodobało", że już w życiu na niego się nie wybiorę, ale mniejsza.
Poznałam tam takiego Ukraińca, na którego mówiliśmy Gljeb. Pewnego razu, wraz z paroma innymi osobami, rozmawialiśmy o polskich tłumaczeniach i natrafiliśmy na Kubę Rozpruwacza.
Po czym natychmiast zeszliśmy na temat Kubusia Puchatka. A właściwie ja bo uznałam, że to koronny przykład dziwnej translacji i... od tej pory życie Gljeba już nigdy nie było takie samo...
Jakby się temu wszystkiemu przyjrzeć, to faktycznie, nie jestem w stanie wymyślić, skąd u licha, wzięło się to tłumaczenie (ale raczej nie miało nic wspólnego z Kubą Rozpruwaczem). Jest to jednak postać na tyle kultowa, że poprawa tego błędu przeszłości byłaby idiotycznym pomysłem, bo w sumie, nazwa "Whinnie Pooh" jest praktycznie nie do przetłumaczenia, a Ukraina na przykład w ogóle jej nie zmieniła.
Zwei
Moich przygód z Kubusiem Puchatkiem w roli głównej, wyliczać można by bez końca. Jedna z nich miała miejsce stosunkowo niedawno temu i zaczęła się od przeglądania starych płyt CD i DVD. Oprócz pirackiego Shreka, dokopałyśmy się z mamą do wersji DEMO kilku gier. Ponieważ razem z siostrą przeżywałyśmy jeszcze stres pourazowy po tym jak ona pozbyła się gier Barbie, stwierdziłam, że zanim się te płyty wyrzuci, to najpierw je przegramy, żeby sprawdzić co na nich jest.
Mała porada - nie odpalajcie starych nośników na zbyt nowym sprzęcie.
Kiedy moja siostra włożyła płytkę z grą o jakimś przyjęciu u Tygryska z Kubusia Puchatka do napędu, oprócz tego, że pracę komputera było słychać w mieszkaniu obok, to jeszcze ten wyświetlił blue screena
i zwyczajnie się wyłączył.
Drei
Z premierą "Toy Story 4" wiąże się pewna bardzo traumatyczna historia. Kiedy poszłyśmy z moją siostrą do naszego kina, postanowiłam zaszaleć i do koszulki z rekolekcji (która jest bardzo pomysłowo przerobionym logiem Supermena) założyłam wianek jaki ona kupiła w Krakowie podczas gdy ja byłam na wycieczce w Bawarii. Po skończonym seansie udałyśmy się na przystanek autobusowy, gdzie spotkałyśmy naszą koleżankę Marysię*. Podczas gdy sobie z nią rozmawiałyśmy podszedł do nas jakiś menel i zaczął MI prawić komplementy. Mówił, że jesteśmy ładne dziewczyny, a ten wianek to już w ogóle jest świetny, podczas gdy ja normalnie trzęsłam się tam ze strachu. W pewnym momencie koleś wyciągnął jakiegoś papierosa i zapytał się MNIE czy się wkręcam. Ja nie wiedziałam o co temu człowiekowi chodzi, ale na szczęście była z nami Marysia, która powiedziawszy "nie" zakończyła całą dyskusję.
Wyobrażacie sobie jak ja się wtedy czułam? xD
*Tak naprawdę to nie ma ona na imię Maria, ale nie chcę ujawniać jej danych
Vier
Swego czasu u mnie w podstawówce wybuchła mała drama z dyrektorem, który delikatnie mówiąc- miał bajzel w papierach co do zarządzania majątkiem szkoły. W związku z tym zdegradowano go do stanowiska szarego wuefisty i tak się akurat złożyło, że uczył moją klasę. Pewnego wieczoru gdy razem z siostrą oglądałyśmy "Bernarda i Biankę w krainie kangurów" mama weszła do naszego pokoju i oznajmiła nam, że jutro go nie ma odrywając nas od seansu. W pewnym momencie gdy do niego wróciłyśmy widzimy, że te myszy jakoś się przytulają i w ogóle... po czym wyszło na jaw, że DOKŁADNIE W TYM MOMENCIE (spojler) Bernard oświadczył się Biance. A my to przegapiłyśmy...
Fünf
Zapewne i tak domyślacie się ile mam lat, ale dopowiem tylko, że byłam pierwszym rocznikiem, który pisał egzamin ósmoklasisty. Nieskromnie się przyznam, że był to absolutny banał, a z angielskiego otrzymałam wynik 100%. Do dzisiaj się jednak śmieję, jak przy rozwiązywaniu zadań... pojawił się tekst o Walcie Disneyu, a ponieważ życiorys tego człowieka jest mi bardzo dobrze znany, to uzupełniałam go nawet nie tyle pod kątem "spójności i logiki", ale tego co wiedziałam o opisywanej sytuacji.
Z mojej strony na dzisiaj to tyle! Miłej niedzieli i do zobaczenia!
Echerica :*
Ps. Zastanawiam się czy nie wypracować sobie jakiego powitania czy coś w tym stylu (bo wiecie taka "popularna" jestem xD). Rozmyślałam nad nazywaniem naszej mikrospołeczności bąblowcami (bo wiecie niby bąbelki, ale tak "biologiczniej") lecz boję się, że szło by się za to obrazić xD.
CZYTASZ
Disney według Echi
De TodoOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...