MTV po roku w Rosji czyli "Make mine music"(1946)

39 1 0
                                    

Nie pytajcie mnie dlaczego to nie ma polskiego tytułu bo nie wiem. Trzeba było jakoś zrecyklingować niezużyty materiał z "Fantazji", dokleić tytuł i jazda. Chociaż wleciała Złota Palma to i tak raczej mało kto zna ten film. Szczerze - niespecjalnie mnie to dziwi, bo ta produkcja to jedno wielkie żebractwo i chaos. Owszem, warto zwrócić uwagę na czasy w których powstawała, aczkolwiek patrząc na to z czym mamy finalnie do czynienia - nie nazwałabym tego inaczej niż aktem desperacji i próby wyłuskania twórczej iskry w przepełnionych propagandą czasach.

Konstrukcja filmu jest raczej banalna, gdyż całość (trwająca nieco ponad godzinę) podzielona jest na aż dziesięć osobnych segmentów, z których każdy stanowi osobną muzyczną wariację. Trzeba przyznać, że są one dosyć różnorodne bo oprócz abstrakcyjnych zabaw z animacją ("All the cats join in", " After You've Gone"), opowiadania historii ("Peter and the wolf"; " Johnnie Fedora and Alice Bluebonnet") mamy również do czynienia z użyciem, niewykorzystanego materiału z wcześniej wspomnianej "Fantazji" ("Blue Bayou"). Mimo licznych podobieństw, z tym filmem "Make mine music" jednak wyróżnia się kompletnie odmiennym klimatem oraz zwłaszcza...

Budżetem.

"Przygodę" rozpoczynamy niezwykle (tutaj bez ironii) ciekawym wstępem, wyglądem przypominającym coś w stylu estrady, gdzie poznajemy twórców produkcji (z czego jeden z nich ma na nazwisko Wrubel), a później przechodzimy już do wcześniej wspomniany...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

"Przygodę" rozpoczynamy niezwykle (tutaj bez ironii) ciekawym wstępem, wyglądem przypominającym coś w stylu estrady, gdzie poznajemy twórców produkcji (z czego jeden z nich ma na nazwisko Wrubel), a później przechodzimy już do wcześniej wspomnianych segmentów.

W skrócie - pierwszy opowiada o godach czapli białej  w dominujących w filmie klimatach muzyki klasycznej. Drugi (mój ulubiony) to jazzowa luźna zabawa złożona z nieskładnych i abstrakcyjnych przygód nastolatków w dość specyficznej (ale jakże pasującej) stylistyce. W trzecim - nie jestem specjalnie w stanie określić co się dzieje - słuchając tytułowej ballady, możemy pooglądać zbliżanie perspektywy na drzewka i oddalanie się od nich. Czwarta zakrawa już o zaczątki fabuły, gdzie towarzyszy nam temat gry... w baseball? Niespecjalnie jestem mistrzem w znajomości dyscyplin sportowych. Możecie mnie poprawić. Tak na marginesie, w latach pięćdziesiątych dokręcono jej drugą część pt. "Casey Bats Again".

Osobiście jestem jednak obłędnie zafascynowana "teledyskiem" towarzyszącym utworowi o jakże znaczącym tytule "Two shiloulettes", zrealizowanym przy wsparciu animacji rotoskopowej*. Oprócz tego na dole macie wybrany element, który obłędnie kojarzy mi się z motywem z pewnego, później powstałego filmu...

 Oprócz tego na dole macie wybrany element, który obłędnie kojarzy mi się z motywem z pewnego, później powstałego filmu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Disney według EchiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz