Dobra, to już jest szczyt, ale obiecuję, że od tej pory rozdziały znowu powinny pojawiać się regularnie. Zatem do dzieła!
Jakiś czas temu byłam na wycieczce do muzeum ewolucji, które oświeciło mnie nie tylko pod względem naukowym, ale również filozoficznym. Niestety ten drugi aspekt nie jest głównym tematem tutejszych rozważań, więc pozwolę go sobie ominąć.
Dało mi to jednak możliwość, by spojrzeć na dzisiejszą produkcję z nieco innej perspektywy i zniszczyć marzenia wszystkim dzieciom.
Do usług.
Historia "Dobrego Dinozaura" toczy się w alternatywnej rzeczywistości, kiedy to dinozaury wcale nie wymarły i mają się bardzo dobrze. Poznajemy tu rodzinkę w formacie 2+3, z której najbardziej interesuje nas ten najmniejszy, najniższy i niepozorny syn pani i pana dinozaurów - Arlo
Tak w ogóle to w ramach ciekawostki powiem, że gdyby nie wyginięcie tych wielkich gadów, prawdopodobnie nigdy by nas nie było. Wynika to z tego, że pomiędzy gatunkami zajmującymi podobną niszę ekologiczną (czyli mającymi zbliżone wymagania wobec środowiska tj. rodzaj i ilość szamki, temperaturę powietrza, dostęp do wody itp.) rozwija się konkurencja, w wyniku której reguluje się ilość osobników. Jeśli zatem jedna z grup wyginie, to druga ma większy dostęp do zasobów, a co za tym idzie, może się intensywniej rozmnażać i ewoluować, dlatego praktycznie po każdym wielkim wymieraniu w historii "wybuchała bomba ewolucyjna", która objawiała się masowym powstawaniem nowych taksonów. Ponieważ ssaki wywodzą się z gadów, to jak jedne pożegnały się z tym światem, to drugie zaczęły dominować i zmieniać środowisko po swojemu, przekształcając się do form nam współczesnych.
Wracając do tematu, Arlo mnie osobiście kojarzy się z legwanem mojego stryja, który ze względu na swoją "wielką odwagę i brawurę" nazywał się Cykor. Charakter Arla właśnie tak można opisać - jest niezdarny, potwornie lękliwy i niesamodzielny, ale w wyniku rozwoju wydarzeń, zmienia się w dojrzałego przedstawiciela gromady zauropsydów.
A motywację do tego ma dość znaczną - rodzinka wymyśliła sobie taki słodki pomysł, że jeśli jej członkowie zasłużą się jakimiś wielkimi czynami to zrobią sobie prymitywną daktyloskopię na silosie.
Jak to jednak bywa, nasz główny bohater ma z tym spory problem, więc ojciec daje mu okazję do popisania się w innych okolicznościach. Niestety wyprawa po sukces kończy się sporym niepowodzeniem, a w dalszym czasie Arlo poznaje ludzkie szczenię, które w trakcie ucieczki z jego farmy zwodzi go na manowce.
Pomimo pierwotnej niechęci, syn człowieka otrzymuje imię Bąbel, a od tej pory obaj szukają drogi powrotnej dinozaura do domu.
I w tym momencie cała na biało wlatuje nam typowa fabuła drogi. Bohaterowie wracając do miejsca startu przeżywają różne przygody, spotykają bardziej bądź mniej szemrane typy i lepiej poznają siebie.
A to jest nudne.
Owszem, coś takiego jest bezbłędnym polem do popisu jeśli chodzi o wplecenie jakiejś przydatnej nauki, ale ile razy można oglądać jeden i ten sam film?! Na szczęście jego klimat bardziej wskazuje na to, że jest to produkcja skierowana do nieco młodszych widzów (bo umówmy się, nie po wszystkich filmach to widać), więc przynajmniej jako baja do obejrzenia z dzieckiem się nadaje.
Zresztą, powiedzcie mi, czemu animacje tworzy się albo dla dzieci, albo dla dorosłych? Z czego ten drugi rodzaj jest albo bardzo poważny i ekskluzywny, albo zboczony i niesmaczny. Wydaje mi się, że ten podział bardzo ogranicza to medium jakim jest film animowany, a jestem święcie przekonana, że dałoby się stworzyć masę świetnych, dojrzałych produkcji o wielkich walorach artystycznych, przeznaczonych dla młodych dorosłych i nastolatków. I nie byłoby to koniecznie anime. Taka "Planeta Skarbów" na przykład. Da się? Da się...
My tu sobie gadu gadu, a nie możemy zapomnieć o równie ważnych aspektach technicznych.
Zacznijmy od tego, że z niewyjaśnionych przyczyn bohaterowie mają tutaj inne imiona niż w oryginale. O ile w przypadku Bąbla, kwestia ta nie podlega dyskusji, to ciekawi mnie czemu Arlu (Arlemu? Arlowi? xD?) nie zostawili oryginalnego Spot. To samo zresztą tyczy się jego rodzeństwa.
Sama muzyka jakoś nie specjalnie się wyróżnia, ale animacja... nawet pomimo upływu ośmiu lat, nadal jest pełna magicznych scen.
Poza tym, z pewnością jest to produkcja, która zezwoli nam spojrzeć nieco lepiej w głąb siebie. Otrzymujemy przy niej bardzo ładny morał, że bohater nie nosi peleryny oraz niczym w przypadku "Księgi dżungli" z 1967 - nie da się uciec przed swoją naturą. Bąbel ostatecznie, choć przyjaźni się z Arlem i tak wybiera, by żyć dalej wśród ludzi. A przynajmniej jakiegoś gatunku z rodzaju Homo.
Mimo to nie powiem żebym była jakoś wybitnie zafascynowana tym filmem, bo to czego mnie on nauczył, to tego by na seansie nigdy nie mieć przy sobie telefonu. Zwłaszcza przy czymś tak powolnym, gdyż ciężej jest się skupić. Owszem, ma on swoje przebłyski, w tym kilka fajnych żartów, choć mnie osobiście smuci to, że jest to kolejny film dla dzieci, który naśmiewa się z pijaństwa dla samego naśmiewania się.
Jak wykazałam powyżej, "Dobry dinozaur" nie jest specjalnie wciągający, choć uważam, a wręcz jestem przekonana, że gdyby puścić go młodszym dzieciom, to bardzo by się on im spodobał. Nadal wygląda dobrze, jest bardzo pouczający i uroczy. No cóż. Ode mnie dostanie zwyczajowe 6/10, a choć nie zapadnie mi on pewnie na dłużej w pamięć, nie będę mieć zastrzeżeń wobec tego, by kiedyś znowu go obejrzeć.
Sorki za tyle zoologicznej terminologii :D
Ps. W najbliższym czasie mam zamiar nieco zredagować moje wcześniejsze rozdziały, ponieważ ostatnio zauważyłam, że zrobiłam spory progres składniowo-fleksyjny i niektóre wymyślne konstrukcje zdaniowe jakie tam zastosowałam teraz rażą mnie w oczy. Postaram się jednak wszystko zrobić tak by nie przesadzić :)
A za dwa tygodnie, przygotuję coś specjalnego!
** Z całym szacunkiem dla fanów takich seriali czy filmów. Mają one taki plus, że bez ograniczeń mogą poruszać nawet najbardziej kontrowersyjne kwestie, ale ja chyba jestem zbyt rozpieszczonym burżujem i mnie forma przekazu po prostu obrzydza.
CZYTASZ
Disney według Echi
РазноеOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...