Siedziałam ze Scottem w bibliotece, gdy podszedł do nas Stiles oraz Malia, trzymająca grubą książkę.
- Rozmawiałeś z Lydią?- spytał Scott.
- Nie, dalej leży na OIOMie.- wyjaśnił Stiles, po czym spojrzał na swoją dziewczynę.
- Mamy coś.- rzuciła kładąc na stoliku księgę. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to nasz dopełniony bestiariusz.
- Znaleźliście coś o hybrydach?- spytałam przekładając strony.
- O chimerach.- poprawił mnie Scott.
- Co?- odezwał się Stiles.
- Chimery to stworzenia złożone z dwóch różnych istot. Liam znalazł dwa groby, więc Tracy nie jest jedyna.- wyjaśnił, a ja zastanowiłam się głęboko. Kto jeszcze mógłby być mieszanką dwóch istot i wzbudzać nasze podejrzenia. Oczywiście w głowie pojawiło mi się tylko jedno imię. Theo. Pojawił się znikąd, jest podejrzany i zjawia się tam gdzie trzeba. Na dodatek nie widziałam go jeszcze w wilkołaczej formie. Być może wcale owej nie posiada.
- Kto jest drugą?- spytała Malia.
- I po co je zakopują?- dodał Stiles.
- Deaton twierdził, że to część procesu.- odpowiedział Scott.
- Ludzie w maskach.- rzuciłam, po czym moi przyjaciele zamilkli, a ja przerzuciłam kolejną kartkę, na której widniała postać wendigo.- Pójdę po coś do picia.- powiedziałam, zabierając torbę i idąc kierując się na korytarz. Podeszłam do automatu z napojami, po czym zaczęłam szukać w portfelu odpowiedniej monety. Nagle usłyszałam jak ktoś za mną wkłada pieniądz do automatu, a ten z hukiem wpada do środka. Westchnęłam ciężko widząc tam Theo, który uśmiechnął się lekko bez wzajemności.
- Oddasz innym razem.- rzucił, na co ja wybrałam odpowiedni napój i wyciągnęłam go z maszyny.- Nie przepadasz za mną.
- Skąd. Po prostu nie ufam takim jak ty.
- Jak ja?- spytał zdziwiony, a ja wzruszyłam ramionami.
- Pewnym siebie i takim, którzy zawsze są tam, gdzie kłopoty.
- Poszedłem do kliniki i zastałem tam twoich przyjaciół. Poszedłem z nimi na komisariat, pomogłem Lydii.
- Wierz lub nie, ale znam takich jak ty. I nigdy nie robicie nic dla innych. Dbasz tylko o siebie.
- Jaki interes twoim zdaniem miałem z tego, że pomogłem twojej przyjaciółce?- spytał, a ja zmrużyłam oczy.
- No właśnie, Theo. Jaki?- rzuciłam, na co ten uśmiechnął się pod nosem. Czułam, że go wkurzyłam, co wyszło, gdy ten chwycił za mój napój i wypił z niego kilka łyków. Bez słowa oddał mi przedmiot, obrócił się i poszedł. Tak jak myślałam. Tylko grał takiego pewnego siebie, dobrodusznego oraz wspaniałomyślnego. W rzeczywistości coś ukrywał, a ja postanowiłam dowiedzieć się co.
Po lekcjach zamiast pójść do domu, poszłam do biblioteki, gdzie wraz ze Stilesem miałam znaleźć coś na Theo oraz poszukać czegoś na temat chimer. Ostatecznie ten zasnął, a ja w samotności czytałam kolejne strony bestiariusza. Wzięłam głęboki wdech odrywając się od książki, po czym spojrzałam na obraz, który znajdował się po mojej lewej stornie. Były na nim trzy osoby trzymające w dłoniach pistolety, co miało odzwierciedlać historię jednej z książek fantazy. Wtedy wróciłam wspomnieniem do zamaskowanych facetów z poprzedniego wieczora. Schowałam głowę w dłoniach czując narastające we mnie uczucie zmęczenia.
- Jeszcze tu siedzisz?- spytał nagle zachrypniętym głosem Stiles, który podnosił się z książek i papierów na biurku.
- Jak widać.- odpowiedziałam prostując się na krześle.
- Dlaczego? Przecież mówiłaś, że przesadzam w sprawie Theo.
- Bo może jak raz masz rację i coś jest z nim nie tak.- zastanowiłam się, na co Stiles zmrużył oczy.- Ty nie jedziesz do domu?
- Będę się zbierać. Jestem umówiony z Malią.- stwierdził szybko podnosząc się z krzesła. Obserwowałam jak ten zbiera swoje liczne rzeczy.
- Bestiariusz zostaw. Może na coś wpadnę.
- A ty nie idziesz?- spytał zdziwiony.
- Nie, jeszcze tu posiedzę chwilę.- odpowiedziałam, na co ten przytaknął ruszając do wyjścia.
- Widzimy się jutro.
- Cześć.- rzuciłam, po czym spojrzałam na dół, gdzie mężczyźni kończyli odmalowywać ściany biblioteki. Westchnęłam ciężko biorąc do ręki telefon. Nieodebrane połączenie od Scotta. Postanowiłam więc oddzwonić do chłopaka.- Hej.
- Gdzie jesteś?
- W szkole.
- Stiles też?
- Nie, właśnie poszedł do domu. Ja też będę się niedługo zbierać.
- Przyjechać po ciebie?
- Nie trzeba, ogarnę taksówkę.
- Nie siedź za długo. Ostatnio wszyscy mało śpimy.
- Stiles przeciwnie. Spał od dwóch godzin na ławce.- stwierdziłam, na co ten się zaśmiał.
- Ma pewno po ciebie nie przyjechać? Będę wracał ze szpitala.
- Zadzwoń jak będziesz ruszał ze szpitala. Może akurat się zgramy, a jak nie to pojadę taxi.
- Okej, pa.
- Pa.- odpowiedziałam, gdy drzwi od biblioteki się zamknęły dając mi znać, że mężczyźni wyszli i zostałam sama w szkole. Spojrzałam do bestiariusza przeglądając jego kolejne strony, gdy usłyszałam otwierające się za pomocą karty drzwi. Zamarłam chwilę, by nie robić hałasu, po czym spojrzałam na dół. Słyszałam kroki, jednak z tej perspektywy nic nie widziałam. Bezgłośnie zeszłam z krzesła i podeszłam do barierek. Zapanowała cisza, na co ja spowolniłam oddech. Nagle coś uderzyło w regał obok mnie, przez co się cofnęłam chowając między książkami. Przestałam na chwilę oddychać, słysząc kroki kierujące się na górę. Brzmiały one jak kroki nastolatka, a jednak zwykły nastolatek nie rzuciłby niczym na taką wysokość i z taką siłą. Wilkołak, bądź kolejna chimera.
- O czym myślisz?- odezwał się głos chłopaka, na co ja nie odpowiedziałam.- O tym, czy jestem taki jak ty? A może kim jestem? Czy mnie znasz?- po tych słowach przesunął z hukiem stolik, w którym wcześniej siedziałam. Zamknęłam oczy, by skupić się na jego sercu, krokach.- Nie, nie jestem jak ty. Ale wiem kim ty jesteś, Caroline.- stwierdził, na co ja zamarłam. Skąd znał moje imię?- Nie chcesz porozmawiać?
- Zależy o czym chcesz rozmawiać.- odezwałam się w między czasie przechodząc cicho między regałami, by nie mógł mnie złapać.
- Słuszna uwaga. Może najpierw spróbuj zgadnąć kim jestem? To łatwe.
- Chimerą.- odpowiedziałam zdecydowanie słysząc jak szybko zmienia się jego puls. Był wściekły, a jednocześnie bawił się ze mną.- Masz na imię Donovan.- dodałam, na co ten zamilkł, przez co nie mogłam go zlokalizować.
- Jak myślisz, jak szybko cię znajdę i zabije?- spytał po chwili, a jego głos zabrzmiał jak w najstraszniejszym horrorze.
- Może nawet już wiesz, gdzie jestem.- rzuciłam stając w miejscu.- Ale tak szybko mnie nie pokonasz.- dodałam kopiąc książki z regałów dla zmylenia go. Chłopak tak jak myślałam rzucił się w niewłaściwy rząd, a ja w tym czasie wybiegłam z regałów i przeskoczyłem na parter, by zwiększyć odległość między nami. Nie wiedziałam jaką miał specjalność i nie miałam zamiaru odkryć tego w ciasnych warunkach na półpiętrze. Donovan wyszedł z rzędu i podszedł do barierki.
- Szybka jesteś.- stwierdził z perfidnym uśmiechem.
- A ty naiwny. Dlatego lepiej stąd idź, bo to nie skończy się dobrze.
- Racja, znasz się na zabijaniu. Mój przyjaciel wspominał, że wciąż przeżywasz tamten incydent.
- Masz przyjaciół? Równie ochydnych, co ty?- spytałam chcąc zmienić temat, na co ten ryknął, a w jego rękach dostrzegłam coś jakby zęby. To samo dostrzegłam na jego szyi. Przeszły mnie ciarki, które szybko ustały, gdy ten zeskoczył, by znaleźć się przede mną.
- Jesteś tylko głupią dziewczyną. Lepiej to ty uciekaj.
- Nie przyszedłeś tu, żeby mnie puścić. To oznacza, że wyjdzie stąd tylko jedna osoba.- wyjaśniłam, co wywołało u niego ochydny uśmiech. Wtedy chłopak rzucił się w moją stronę, a ja sprawnie uniknęłam ataku, po czym drapnęłam go pazurem w bok.- Poddaj się, a wyjdziemy stąd oboje.
- Zamknij się i walcz!- krzyknął, po czym kucnął podstawiając mi haka. Nie spodziewając się takiego potoku sprawy, upadłam na podłogę, a ten kucnął obok mnie robiąc to samo, co ja zrobiłam Tracy. Jego kolano nacisnęło mocno na moją szyję, przez co nie mogłam oddychać. Zaczęłam panikować, zwłaszcza gdy jego ręka dotknęła mojego ramienia. Zęby, które z niej wyszły mocno ugryzły moje ciało, przez co krzyknęłam z bólu na cały budynek. Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Chłopak przyłożył mi palec do ust.- Słyszysz? To pewnie twój chłopak. Ciekawe, czy też się zjawi i ci pomoże, czy będziemy się bawić sami.- rzucił, na co ja zebrałam w sobie resztki siły i drapnęłam go nogą w plecy, a gdy puścił przypadkiem moją rękę, zadrapałam go lekko w szyję, by uwolnić się w jego uścisku. Donovan upadł na podłogę, a ja odskoczyłam do schodów, żeby oddalić się od napastnika. W między czasie próbowałam wrócić do normalnego oddychania, kaszląc i dławiąc się śliną.
- Nie chce cię skrzywdzić.- powiedziałam cicho. Chłopak słysząc to znów wystrzelił w moją stronę, ale ja zdążyłam wskoczyć na rusztowanie i kopnąć go w głowę, powalając na podłogę.- Czego ty chcesz?! Przecież cię nie znam?!
- Mój przyjaciel wiedział, że o to spytasz.- wydukał, po czym splunął krwią.- Mam ci odpowiedzieć tylko, że wiedza nie zawsze pomaga nam w życiu, a twoje właśnie się skończyło.- zacytował, po czym złapał mnie za nogę zrzucając z rusztowania. Upadłam z hukiem na podłogę, ale nie mogłam pozwolić mu znów mnie uwięzić. Zaczęłam się turlać w stronę stolika, na który wskoczyłam i całkowicie przemieniłam się w wilkołaka. Chłopak ruszył w moją stronę, a ja zeskoczyłam podnosząc do góry ostre pazury.Hejkaaa
Ale mocny ten rozdział 😲 mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że Donovan nie chce zabić Stilesa, a Caroline. Dlaczego tak? Otóż, to będzie kolejny wątek, który szybko się nie rozwiąże ♥️ mam nadzieję, że spodobała wam się taka odmiana. Wyobrażam sobie taką walkę, która mogłaby znaleźć się w serialu...ale byłoby to czadowe. Właśnie dlaczego waszym zdaniem Donovan zaatakował Carol i jak się to skończy? Pewnie się domyślacie, ale śmiało piszcie, może macie inne teorie 🤫🤨 a może chcecie dzisiaj mały maratonik i jeszcze jeden rozdziałek tej książki w dniu dzisiejszym? Jeśli tak to koniecznie mi napiszcie
CZYTASZ
Be with you to live | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐́ ,,𝐿𝑖𝑣𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ 𝑦𝑜𝑢", 𝑤𝑖𝑒̨𝑐 𝑗𝑒𝑠́𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑙𝑒𝑠́ 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐𝑖, 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑗 𝑡𝑒𝑗, 𝑎 𝑤𝑟𝑜́𝑐́ 𝑠𝑖𝑒̨ <3 𝑀𝑖𝑛𝑒̨𝑙𝑜 𝑠𝑧𝑒𝑠́𝑐́ 𝑚𝑖𝑒𝑠�...