19.

494 31 16
                                    

*Scott
Mama Lydii mimo naszych błagań wysłała dziewczynę do Eichen. Nie mogliśmy jej powstrzymać. Stiles bardzo to przeżył. Bał się o dziewczynę i słusznie. Eichen to niebezpieczne miejsce, jak z resztą całe Beacon Hills w tamtej chwili. Theo ożywił Josha, Coreya, Hayden i Tracy, co nie zapowiadało nic dobrego. Na szczęście udało się nam uratować tatę Stilesa, ale to jedyna dobra wiadomość z ostatnich tygodni. Przez ten czas Caroline całkowicie się od nas odcięła. Nawet od Stilesa i Malii. Martwiłem się o nią. Bałem się, że coś się jej stało. Stiles jednak zapewnił mnie, że nic jej nie jest i po prostu potrzebuje czasu. Ale na co?

*Caroline
- Idzie ci coraz lepiej.- stwierdził Derek podając mi szklankę z wodą.- Prawie opanowałaś swoją furie.
- Prawie? Muszę opakować ją całkowicie.
- Spokojnie, jesteś na dobrej drodze. Masz dobrą kotwicę, a to połowa sukcesu.- wyjaśnił siadając obok mnie na kanapie.- Nie wiem jak się zachowasz podczas walki z prawdziwym wrogiem, dlatego wciąż musisz ćwiczyć, żeby nie utracić kontroli w walce.
- Rozumiem.- rzuciłam, gdy zadzwonił mój telefon. Podniosłam go ze stolika, po czym wyłączyłam i znów położyłam.
- Kto to?
- Stiles. Pewnie znów mają kłopoty.
- Powinnaś odebrać.
- Dopóki nie nauczę się kontroli nie będę się mieszać.- stwierdziłam, po czym napiłam się wody.- Mają siebie. Coś wymyślą.
- Tak sądzisz? Czy próbujesz w to wierzyć? Jeśli chcesz im pomóc to nie tylko ucz się kontroli, a myśl nad całą sytuacją z boku.- zaproponował Derek.
- Nie wiem co się tam zbytnio dzieje. Wiem tylko, że Lydia trafiła do Eichen.
- Dlaczego? Bo Theo ją skrzywdził. W jakim celu to zrobił?
- Chciał się czegoś od niej dowiedzieć.- zastanowiłam się.- Czegoś, czego ta by nigdy mu nie powiedziała.
- Na przykład? Co wie Lydia, a czego nie mogłaby mu powiedzieć?- spytał. Już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Niechętnie podeszłam by je otworzyć, a widząc Stilesa westchnęłam ciężko.
- Nie zamykaj drzwi.- wyprzedził moje działanie przyjaciel.- Unikasz nas, a musisz coś wiedzieć.
- Powiedz imię Scott albo Theo, a cię wywale.- rzuciłam poważnie.
- Ten drugi...- wybrnął chłopak.- Ożywił cztery cztery chimery.
- Że co?- spytałam zszokowana, na co obok mnie stanął Derek.
- Jak to ożywił?- wtrącił się mi brat.
- Parish zanosił ciała chimer do nemetonu. Theo znalazł drzewo i ożywił jakoś ciała.
- Po to była mu Lydia.- stwierdziłam.- Wydobył z niej wspominania, prawda?
- Ma rany na karku.- odpowiedział Stiles, a ja jęknęłam wściekła wchodząc do centrum pokoju. Za mną ruszyli chłopaki.- Jakby tego było mało, jest jeszcze bestia.
- Jaka bestia?- dociekał Derek.
- Sukces doktorów. W miejscu gdzie się pojawiła był napis...- starał się przypomnieć sobie tekst.- ,,Damnatio memoriae", czy coś takiego.
- Potępienie pamięci o kimś.- wyjaśnił nam brat patrząc na mnie wymownie. Zapanowała cisza, która ja przerwałam dopiero po chwili.
- Nie angażuje się.- rzuciłam zdecydowanie.- Nie jestem gotowa.
- Carol, jesteśmy w potrzebie.- nalegał mój przyjaciel.
- Scott cię przysłał?- spytałam, a ten spuścił głowę.- Odpowiedz mu, że jeśli będę gotowa, to wam pomogę. A póki co mam sporo własnych problemów.
- On też. Rany po ataku Liama nie goją się. Jest słaby.
- To nie Scott jest słaby.- wtrącił się Derek.- Po prostu jest samotny. Alfa potrzebuję stada. Bez niego jest bezużyteczny.
- Dlatego jedziemy po Kire do Nowego Meksyku.- wyjaśnił Stiles, a ja prychnęłam głośno.- Jesteście nieznośni. Oboje.
- Że co?- spytałam zdziwiona.
- Ty i Scott. Zachowujecie się jak dzieci.
- Jak dzieci? To on nie umie nawet tu przyjść i osobiście poprosić mnie o powrót do stada, tylko wysyła tu ciebie. Jeśli chce to niech jedzie po Kire, Malie i Liama. Mam to gdzieś. To jego stado.
- Jesteś jego częścią.- zauważył, a ja oparłam się o biurko tyłem do towarzyszy patrząc za okno.- Schowajcie dumę do kieszeni i porozmawiajcie. A jeśli nie, to zginą kolejne osoby. Planujemy zebrać stado i ratować Lydie, twoją przyjaciółkę. Jeśli nie chcesz nam pomóc, to nie. Ale tu nie chodzi o dumę, czy żal. Chodzi o życie naszej Lydii.- stwierdził, na co ja posmutniałam.- Przemyśl to.- dodał, po czym usłyszałam zamykające się drzwi.
- Carol...- zaczął Derek, ale szybko mu przerwałam.
- Nie mów nic do mnie.- nakazałam oschle, po czym wyprostowałam się i poszłam w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz?- spytał kierując się za mną.
- Pobiegać. Muszę się zastanowić.- wyjaśniłam zakładając buty i bluzę.- Nie idź na mną.- rzuciłam i wyszłam z domu. Obiegłam cały rezerwat oraz miasto, aż zatrzymałam się przed szpitalem. Zawahałam się, po czym weszłam do środka kierując się do pokoju szeryfa.- Dzień dobry.- powiedziałam, na co ten spojrzał w moim kierunku. Leżał na łóżku szpitalnym w dobrym stanie, a ja ucieszyłam się w duchu, że wciąż żyje.
- Caroline, siadaj.- zachęcił mnie, na co ja weszłam do pokoju i usiadłam przy jego łóżku.- Co tu robisz? Odwiedzasz kogoś?
- Sama nie wiem co tu robię. Chyba po prostu...muszę panu powiedzieć prawdę, która niszczy mnie od kilku tygodni.
- Prawdę?- zainteresował się.
- Chodzi o Donovana. Nie żyje.
- Wiem. Widziałem jego ciało w kostnicy.- powiedział patrząc na mnie wymownie.
- Nie chciałam tego zrobić. A może chciałam. Nie wiem sama.
- Jest duża różnica między tym, co chcemy, a co naprawdę robimy.
- A jednak go zabiłam.
- Widocznie nie miałaś wyjścia.
- Jak pan wyjaśni to prokuraturze? Lekarzom?
- Dopiero uczę się naginać zasady, ale skoro już tyle razy to robiłem, to mogę znów to zrobić.- stwierdził z lekkim uśmiechem.- Ratuj swoich, bez względu na to, co musisz zrobić, by tak się stało. W waszym świecie nie ma miejsca na zawahanie. Prawda?
- Jest. Ale ja nigdy się nie waham. Po prostu działam.
- Więc dlaczego teraz nie działasz, a zostawiasz przyjaciół w kłopotach?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Bo nie wiem co robić.- mężczyzna złapał mnie za rękę uśmiechając się szczerze.
- Więc znajdź sposób, by robić to, co potrafisz. Nawet jeśli nie będzie to zgodne z tym, w co wierzy Scott. Rób swoje.- wyjaśnił, na co ja się uśmiechnęłam wdzięcznie, wstałam i skierowałam się do wyjścia.
- Cieszę się, że nic panu nie jest. Do widzenia.- powiedziałam, po czym wyszłam na korytarz. Szłam w stronę wyjścia, gdy ktoś mnie zawołał.
- Caroline?!- spojrzałam w tamtym kierunku i dostrzegłam Melissę.
- Dzień dobry...- zaczęłam, a ta objęła mnie mocno.
- Co u ciebie? Wszystko w porządku?- spytała odsuwając się.
- To... skomplikowane.
- Rozumiem cię. Co tu robisz?
- Chciałam sprawdzić co u taty Stilesa. Dobrze, że jakoś go wyleczyli.
- Owszem. Cieszę się, że się trzymasz i nie poddajesz.
- To znaczy?
- Że nie wyjechałaś.
- Nie planuje na razie nic, ale chyba w końcu tu zostanę. To mój dom.
- A my jesteśmy twoją rodziną.- wyjaśniła, na co ja znów przytuliłam kobietę.
- Powinnam już iść. Miło było cię spotkać.
- I ciebie, kochanie. Uważaj na siebie.- powiedziała. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w dalszą drogę.
- W końcu jesteś! A telefon to gdzie?! Wyrzuciłaś?!- krzyczał do mnie Derek.
- Pomogę im.- postanowiłam, na co ten się uspokoił.- Nauczę się kontroli jak najszybciej i pomogę przyjaciołom. Pomogę uratować Lydie.




Hejaaa
Jest po pierwszej, ale zgodnie z prośbą Arabella_479 dodaje ♥️♥️♥️

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz