14.

504 30 27
                                    

- Carol, słuchasz mnie?- szturchnęła mnie Lydia, na co ja się ocknęłam.
- Wybacz...to przez pełnię. Coś czuję, że dziś będzie wyjątkowo ciężka noc.- wyjaśniłam.- Więc Parish zabiera ciała chimer i zanosi je do nemetonu.
- Tak. Szukaliśmy nemetonu ze Stilesem, ale trudno jest znaleźć coś, co ma zostać w ukryciu.- stwierdziła wzdychając.
- Czyli znów martwy punkt?
- Na to wygląda.- odpowiedziała, po czym spojrzała do zeszytu, a mój wzrok spoczął na Theo i Stilesie, którzy rozmawiali na półpiętrze biblioteki.- Co jest?- rzuciła nagle.
- W sensie?
- Nie lubisz go.
- Nie ufam, a to co innego.
- Dlaczego mu tak nie ufasz? Scott...
- Scott ufa każdemu.- wypaliłam głośniej, na co kilka osób się obróciło w naszą stronę.- A ja nie ufam nikomu.
- To twoja wada.
- Nie, moją wadą są impulsywne i nieprzemyślane decyzję.
- Na przykład?
- Serio mam ci wymieniać? Chociażby wyjazd na południe, powrót tu, zabicie gościa bez ust i zatuszowanie tego, że byłam tej nocy w bibliotece.
- Której nocy? O czym ty mówisz?- spytała Lydia, a ja dostrzegłam, że na nas spogląda Theo. Podsłuchiwał, to było pewne.
- Lydia...- zaczęłam, gdy obok nas pojawił się Stilesa.
- Hej.- rzucił siadając obok nas, po czym spojrzał na mnie.- Możemy pogadać?
- Wiem już o Parishu.- stwierdziłam zbywając go.
- Nie o tym.- podkreślił patrząc na mnie wymownie. Zamilkłam na chwilę, ale widząc w jego oczach desperacje zdecydowałam się.
- Chodź.- wypaliłam wstając od stolika i zabierając torebkę.- Pogadamy później.- dodałam w stronę zdziwionej Lydii. Wraz ze Stilesem poszliśmy za szkołę, bo chciałam mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy.
- Wiem wszystko.- stwierdził krzyżując ręce.
- O czym?
- O Donovanie.- odpowiedział, a ja zamarłam. Pierwsza myśl, że Theo mu powiedział. A druga, czy powiedział jeszcze komuś. Na przykład Scottowi.
- Kto ci powiedział?
- To ktoś wie?- spytał zdziwiony, przez co ja się pogubiłam.
- Nie ważne. Skąd wiesz o...tym?
- Miałem o nic nie pytać, więc sam zacząłem drążyć sprawę.
- Cholera, Stiles.- rzuciłam łapiąc się za głowę.
- Jak mogłaś nie powiedzieć o tym nikomu? Nawet Scottowi?
- Jemu to szczególnie nie chciałam mówić. Ale wiem... przymierzam się, żeby to zrobić.
- Kumam.- stwierdził, a ja spojrzałam na niego niepewnie.
- Broniłam się. Wiem, że to brzmi jak bym szukała pierwszej lepszej wymówki, ale naprawdę tylko się broniłam.
- Wierzę.- powiedział, na co ja odetchnęłam głęboko. Poczułam niemałą ulgę, że ten to powiedział. Skoro on mi uwierzył, to może i Scott by tak zareagował?- Carol...
- Cicho.- uciszyłam go słysząc karetkę jadąca do naszej szkoły. Godziny mijały. Corey jak się okazało był kolejną porażka. Niestety Hayden też. Biegłam w deszczu do kliniki weterynaryjnej, gdzie miałam pomóc Scottowi w uratowaniu dziewczyny.- Scott!- zawołałam widząc chłopaka za budynkiem kliniki. Podbiegłam do niego, jednak jego mina była przerażająco poważna.- Scott?- powtórzyłam, po czym złapałam go za policzki.- Co jest? Chodzi o Hayden?
- Znam prawdę, Carol. O Donovanie.- wyjaśnił, a ja się cofnęłam.
- Skąd? Od Theo? Nie wiem co ci powiedział, ale...
- Ale co? Zabiłaś go czy nie?- spytał poważnie, na co ja się zaśmiałam kpiąco.
- Dla ciebie świat jest czarno-biały. Można być mordercą lub dobrym człowiekiem. Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo. Ale nie zdziw się, jeśli nie będzie zgadzać się z tym, co powiedział ci Theo.- wypaliłam, po czym kontynuowałam.- Byłam w bibliotece. Sama. Wtedy przyszedł Donovan. Nie przyszedł rozmawiać, negocjować. Miał jeden cel. Zabicie mnie. Powiedział to wprost. Zaraz umrzesz. Powtórzyłam mu trzy razy, że nie chce go skrzywdzić, i że jeśli pójdzie, to nic mu nie zrobię. Nie zgodził się. Walczył. Raz prawie mnie miał. Dusił mnie kolanem. Czułam, że to koniec. Ale wyszłam z tego cało, a on... broniłam się.
- Broniłaś.- zastanowił się. Zapanowała cisza przerywana tylko intensywnym deszczem.- Tylko czy ktoś jak my może tylko się bronić. To twoje słowa, Caroli. Powiedziałaś też, że straciłaś nas sobą kontrolę i chciałaś zabić Tracy.
- A ty powiedziałeś, że to nie ważne, bo jej nie zabiłam.
- Ale zabiłaś Donovana.
- Owszem. Były dwa wyjścia. On się poddaje i wychodzimy cało oboje. Albo któreś z nas umiera. Nie poddał się. Wolałabyś, żebym to ja była na jego miejscu?
- Wolałbym, żeby nikt nie umarł. Zrozumiałem to, co się stało za pierwszym razem. Byłaś spanikowana. Ale teraz jesteś spokojna mówiąc mi o tym. Dlaczego?
- Bo wiem, że zrobiłam dobrze.
- Zabijając go?!- krzyknął.
- Tak! Nie każdy umie obejść się bez zabijania...
- Nie recytuj słów Dereka, dobrze? To na mnie nie działa.
- O czym ty mówisz?
- On wie, prawda? Jemu powiedziałaś?
- Przynajmniej mnie nie ocenia. Ty robisz to cały czas. Mówisz, że mi ufasz, że wiesz kim jestem, a jednak teraz masz mnie za mordercę.
- A nie jesteś nim?- spytał, na co ja zamilkłam.- Zabiłaś dwie osoby i prawie zabiłaś Tracy. Może jednak w rodzinie Hale'ów to genetyczne.
- Co ty powiedziałeś?- wydukałam nie dowierzając. Nie odpowiedział.- Jak śmiesz oceniać mnie przez pryzmat Petera?!
- A jak mam cię nie oceniać, Caroli, skoro zabijasz?!- krzyknął stając twarzą w twarz przede mną.- Są granice, w których nie jest to już samoobrona.- stwierdził ciszej.
- Powiedz, że mi wierzysz.- wyszeptałam zanosząc się płaczem.- Scott, powiedz to do cholery! Powiedz, że mi wierzysz!
- Nie możemy zabijać ludzi, których mamy ratować.- powiedział, a po moim policzku spłynęła łza. Chłopak skierował się do wejścia, na co ja znów się odezwałam.
- Jak mam to naprawić? Powiedz co mam zrobić.
- Już nic nie możesz z tym zrobić, Caroline. Nie mogę ci ponownie zaufać.- stwierdził stojąc do mnie tyłem.
- Tak? A ja nie mogę być z kimś kto mi nie wierzy.- powiedziałam drżącym głosem.
- Skoro tak, to lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy.- dodał, a ja zamarłam z szoku. Wtedy Scott wrócił do kliniki. Zaczęłam płakać nie wierząc w to, co się stało. Wściekła i załamana wróciłam do domu McCallów.
- Carol, to ty?- spytała mama Scotta, ale ja nie odpowiedziałam. Cała mokra pognałam na piętro, gdzie zaczęłam się pakować do torby. Po chwili obok mnie stanęła kobieta.- Co się stało? Pokłóciliście się?
- Dziękuję za wszystko, ale nie mogę tu zostać.- wyjaśniłam nerwowo pakując ubrania i kosmetyki.
- Ale...co się stało?
- Mam nadzieję, że będziecie państwo szczęśliwi. Może nawet bardziej niż wcześniej.- kontynuowałam swój monolog ignorując pytania Melissy.
- Caroline?- spytała łapiąc mnie za ręce i zmuszając do spojrzenia na nią.- Kochanie, co się stało?
- Nie mogę tu być. Nie mogę.- wyjaśniłam płacząc, na co ta przytuliła mnie do siebie.
- Zawsze możesz tu wrócić. Nie ważne, co będzie między tobą i Scottem. Możesz zawsze na mnie liczyć.
- Dziękuję za wszystko.- wyszeptałam, po czym wytarłam szybko policzki, zabrałam torbę i wybiegłam z domu. To już nie był mój dom.


Obiecałam więc dodaje💔💔💔
Też płaczecie czytając to? Bo ja tak😥 jak myślicie? Pogodzą się?

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz