42.

452 28 25
                                    

*Scott
Stałem na boisku nadzorując trening młodszych chłopaków, gdy obok mnie stanęła Lydia.
- Co tu robisz?- spytałem od razu wciąż obserwując grę.
- Carol chce chyba zerwać zaręczyny z Brettem.- rzuciła prosto z mostu, na co ja spojrzałem na nią zszokowany.
- Że co? Przecież je przyjęła.
- Pojechała do Dereka i chyba zmieniła zdanie. Zadzwoniła do Bretta wczoraj wieczorem i powiedziała, że chce przerwy, żeby to wszystko przemyśleć.
- Okej...- przeciągnąłem niepewnie.
- Ona cię kocha, Scott, i jest w totalnej rozsypce.
- Skąd wiesz?
- Bo ją znam. Ty chyba też, skoro tyle razem byliście. Trzeba z nią pogadać, wesprzeć ją.
- I ja mam to zrobić?- spytałem zszokowany, na co ta posłała mi wymowne spojrzenie.- Jeśli chce przerwy z Brettem, to znaczy, że potrzebuje chwili dla siebie. Moja ingerencja może tylko namieszać jej w głowie.
- Przecież ci na niej zależy, prawda?- spytała, a ja włożyłem gwizdek do ust, gotowy, by zarządzić przerwę.- Scott?
- Nie mogę.- odpowiedziałem szybko wyciągając gwizdek z ust.- Już i tak schrzaniłem jej relacje z Brettem.
- Albo nią wstrząsnąłeś. W durny i bardzo dziecinny sposób, ale jednak.- rzuciła.- Zadzwoń do niej. Niech wie, że może na ciebie liczyć.
- Przecież o tym wie.
- Czyżby? A mi się wydaje, że się kłócicie i godzicie, ale dalej sobie nie ufacie. Dlaczego niby nie powiedziała ci o zaręczynach z Brettem, a teraz o wątpliwościach? Zadzwoń.- powiedziała, po czym zeszła z boiska, a ja odprowadziłem ją wzrokiem i zarządziłem przerwę. Miała rację, jak zwykle. Dlatego późnym wieczorem wybrałem numer byłej dziewczyny, by z nią porozmawiać.

*Caroline
Siedziałam przy stole grając z Derekiem w karty, gdy mój telefon zawibrował.
- Cholera.- wyszeptałam, na co Derek na mnie spojrzał.
- Kto to?- spytał.
- Scott.- odpowiedziałam.- Nie mogę...nie chce z nim rozmawiać.
- Więc odrzuć.- wzruszył ramionami, ale ja rzuciłam mu niepewne spojrzenie.- Odbierz.- poprawił się, więc wstałam i udałam się do swojej sypialni.
- Scott?- odebrałam.
- Hej.- powiedział lagodnie.- Przeszkadzam ci?
- Nie zbyt.- rzuciłam, po czym zapanowała niezręczna cisza.
- Słyszałem od Lydii o Brett'cie. Czuję się winny.
- Niepotrzebnie. To ja schrzaniłam. Wszystko.- powiedziałam siadając na brzegu łóżka.
- Jak się trzymasz?- spytał szczerze.
- A jak sądzisz? Żałuję, że kiedykolwiek wyjechałam z Beacon Hills, że tam wróciłam, i że zniszczyłam nas związek.- wyjaśniłam płacząc histerycznie.
- Nie ty nas zniszczyłaś. Nie byłem dla ciebie wsparciem. Nie czułaś się przy mnie bezpiecznie, dlatego nie powiedziałaś mi o Donovanie.
- Zabiłam go.
- Zdarza się.- rzucił, na co ja zamarłam. Czy Scott właśnie powiedział, że...?- Czasem nie mamy innego wyjścia. Ja jestem wyjątkiem, a nie regułą. Gdybyś ty była w niebezpieczeństwie, zabiłbym każdego, kto stanąłby mi na drodze. Tamtego wieczoru będę żałować do końca moje życia. Będę widzieć ciebie w deszczu, twoje łzy, będę słyszeć swoje serce i łamiący się głos. Ale kocham cię, a ty mnie. Brett to wie i z pewnością wolałby zerwać niż żyć w kłamstwie. Nikt z nas nie jest idealny, Caroli. Ale ty w moich oczach zawsze byłaś ideałem. I dalej nim jesteś mimo tego, co się stało. Nie musisz się zmieniać, sprawić, bym zapomniał, bo kocham cię taką, jaką jesteś teraz. Pokochałem Caroline Hale, która nie dała sobą rządzić, była twarda i uparta, a jednocześnie kochała swojego brata i wuja, nienawidziła kłamstw oraz robiła wszystko, by uratować ludzi. Nieraz ryzykowała przy tym życiem.
- Nie jestem pewna, czy wciąż jestem tamtą Caroline.
- Jesteś. Wiem to, widzę to.- stwierdził, a ja uśmiechnęłam się lekko.- Nie wierzę w przypadki. Kiedyś powiedziałbym, że to zbieg okoliczności, że się poznaliśmy, ale po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy, po Alfie, Kanimie, Darahu, Potwornych Doktorach i Jeźdźcach Widmo dochodzę do wniosku, że to nie był zwykły zbieg okoliczności. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Pierwszą rozmowę?
- Oczywiście, że tak.- zaśmiałam się.- W rezerwacie. Ty i Stiles szukaliście inhalatora, a ja wracałam do domu. Od tego dnia wiele się zmieniło.
- Tak, twój brat miał mnie na oku, a ty stawałaś między nim, a mną.
- W końcu wybrałam ciebie, gdy zostałam w Beacon Hills.
- Wybrałaś. Teraz też musisz wybrać, ale tym razem wiesz co musisz zrobić. Caroline Hale zawsze jest prawdziwa, choć nie raz rani innych.
- Zranie Bretta.
- Ale ty złapiesz oddech. Przestaniesz się dusić, tonąć.- wyjaśnił metaforycznie.- Możesz na mnie liczyć. Zawsze. Zbyt długo próbujesz znaleźć inną drogę na przyszłość. Czasem ma to być zbyt łatwe. Wróć do Beacon Hills, powiedz Brettowi co uważasz i wróćmy do siebie. Tak po prostu.
- Nic nigdy nie będzie tak łatwe Scott. Nic w naszym życiu nie jest łatwe.
- Więc może niech to będzie wyjątek, a nie reguła- stwierdził, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Kocham cię.- wyszeptałam, a to słowo wypłynęło tak dziecinnie, tak szczerze i prosto, że aż czułam jego lekkość. Jakbym czekała by je powiedzieć od wielu miesięcy.
- Ja ciebie też, Caroli.- powiedział, po czym zapanowała cisza. Nikt z nas nie chciał się wyłączyć, więc po prostu położyłam się na łóżku nasłuchując jego bicia serca.

- Jesteś pewna, że już chcesz wracać?- spytała mnie Braeden.
- Tak, muszę skończyć tą sprawę raz na zawsze.- wyjaśniłam ściskając mocniej pasek od torebki.
- Uważaj na siebie.- powiedziała obejmując mnie.- I odwiedzaj nas częściej.
- Postaram się.- rzuciłam, po czym spojrzałam na Dereka pakującego moją walizkę do samochodu.- Dzięki za wszystko. Dbaj o tego nudziarza. I o dzidziusia.
- Nie martw się. Ogarnę tą dwójkę.- stwierdziła puszczając mi oczko, na co ja się zaśmiałam.
- Gotowa?- spytał mnie Derek, a ja uśmiechnęłam się do bratowej i wsiadłam do samochodu brata.
Całą podróż myślałam o tym, co powiem, albo raczej jak powiem Brettowi o naszym zerwaniu. W końcu stanęłam przed drzwiami jego domu i zapukałam do nich kilka razy. Te się otworzyły, a w nich stanęła zdenerwowana Lori.
- Hej, wszystko...- urwałam, gdy ta objęła mnie za szyję.- Co jest? Co się stało?
- Ktoś porwał Bretta.- odpowiedziała, a ja poczułam jakby ktoś uderzył mnie w twarz.- Na boisku znalazłam jego złamany kij do lacrosse.
- Mówiłaś Scott'owi?
- Tak, wręcz z resztą przez całą noc go szukali. Nie znaleźli.
- Pewnie gdzieś poszedł. Wróci.
- Nic nie rozumiesz.- rzuciła płacząc.- Łowcy. W Beacon Hills są nowi łowcy. A jeśli go zabili?- spytała samą siebie. Moje serce przyśpieszyło z nerwów. Nie umiałam nawet pocieszyć Lori. Po prostu stałam, jak sparaliżowana. W końcu płacz dziewczyny mną wstrząsnął i zaczęłam myśleć.
- Nie możesz tu zostać.- stwierdziłam.- Zabierz najważniejsze rzeczy. Przenocujesz u mnie.

Stałam ze Scottem w progu mojego pokoju, gdzie spała Lori.
- Nie możemy go znaleźć.- wyjaśnij mi szeptem Scott.- Umie maskować swój zapach, a wycie może go zdemaskować.
- Sądzisz, że jeszcze go nie mają?- spytałam.
- Nie wiem. Niczego nie jestem pewien. Dlatego lepiej być ostrożnym.- powiedział. Patrzyłam na śpiąca dziewczynę, mając ochotę się rozpłakać. Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Chciałam zacząć od nowa, jednak tak jak mówiłam, nic w naszym życiu nie było proste.- Znajdziemy go, Caroli.
- Jeśli go zabili, to naszą ostatnią rozmową była kłótnia. Złamałam mu serce, a teraz mogę więcej go nie zobaczyć.- zapłakałam, na co ten zamknął drzwi do pokoju, by Lori nas nie słyszała.
- Nie mów tak. Znajdziemy go. Łowcy są amatorami. Nie zabiliby go bez przyczyny. Może chcą złapać całe stado. Jest przynętą.- wyjaśnił gładząc mój policzek. Wtuliłam się w niego, a czując jego ciepło zdałam sobie sprawę, że to ten jedyny. A ja zepsułam Scotta i Bretta.




Ale surprise na koniec co nie?
Jak myślicie jak to się skończy? Cieszycie się, że Scott i Carol są znów razem?
Dajcie znać ♥️

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz