- Scott?- spytała Malia, próbując obudzić śpiącego obok niej alfę.- Scott, jesteśmy na miejscu.- o tych słowach ten się ocknął, a ja rozejrzałam się po opustoszałym miasteczku.
- To na pewno tutaj? Stiles kazał nam przyjechać tu?
- Na to wygląda.- stwierdziła Lydia, po czym wysiedliśmy z jej samochodu i stanęliśmy pośrodku ulicy.
- Canaan.- przeczytała Malia z wiszącego między budynkami starego transparentu.
- Miasto duchów.
- Nie słyszę żadnego serca poza naszymi.- stwierdził Scott, gdy ruszyliśmy wzdłuż chodnika.
- Nie ma też zapachów.- dodała kuzynka.
- Gdzie są mieszkańcy?- spytałam.- Ktoś musi tu mieszkać.
- Rozejrzyjmy się.- zaproponował Scott, więc każdy z nas poszedł w inną stronę. Szłam między opuszczonymi budynkami, licząc, że kogoś spotkam. To było jak miejsce z horroru. Cisza, brak czyjejś obecności i istny chaos. Nagle dostrzegłam ruch w krzakach przy jednym z domów. Gdy się tam zbliżyłam, zobaczyłam ciało Donovana, na co automatycznie się cofnęłam. Kolejne halucynacje. A może nie? Zrobiłam kilka kroków do przodu, a głębiej w krzakach leżał też martwy Derek, Scott i reszta moich przyjaciół. Moje serce przyśpieszyło, aż z wizji wybił mnie dźwięk zamykanych drzwi. Obróciłam głowę w tamtą stronę, jednak gdy wróciłam wzorkiem do krzaków, nikogo już tam nie było. Poszłam więc do domu, gdzie słyszałam oznaki życia. Przy jednej z okien stał Scott, do którego powoli podeszłam.
- Scott?- spytałam. To już nie była halucynacja. Stał tam, patrząc na ulicę z przerażeniem w oczach. Złapałam go za ramię, na co ten się ocknął.- Scott?
- Moja mama...
- To halucynacja.- uspokoiłam go, a gdy jego wzrok spoczął na mojej dłoni, szybko zabrałam ją z jego ramienia.- Coś jest nie tak z tym miejscem. Lepiej wracajmy.
- Musimy się dowiedzieć dlaczego Stiles nas tu przesyłał.
- Nikogo tu nie ma, a jeśli stąd nie pójdziemy, to coś się komuś stanie. To chore miejsce.- stwierdziłam, po czym wyszliśmy z domu i zamarliśmy widząc w oddali przyglądającego się nam chłopca.- Też go widzisz, czy to omamy?
- Widzę i czuję jego zapach.- stwierdził również zszokowany Scott.
- Hej!- krzyknęłam, na co ten odwrócił się o pobiegł do którego z domków. Popatrzyłam wymownie na Scotta, po czym ruszyliśmy za nim. Po drodze doszły do nas dziewczyny, a wszyscy niepewnie weszliśmy do wskazanego przez chłopca budynku.
- Jest tu ktoś?- spytał Scott, który wszedł pierwszy.
- Halo?- odezwała się Lydia, a z sąsiedniego pokoju wyszła uśmiechniętą i widocznie zaskoczona kobieta.
- Turyści?- spytała serdecznie.- Jakże dawno nie miałam gości. Caleb bardzo się ucieszy. Zapraszam, zrobię wam lemoniadę. To tajna receptura.- uśmiechnęła się, po czym niepewnie ruszyliśmy za nią do jadalni, gdzie ta podała nam zimny napój. Malia od razu wypiła kilka łyków, co skłoniło i mnie do spróbowania napoju. Scott również się napił, jednak Lydia była jakby zamyślona.
- Szukamy przyjaciela.- powiedziała do niej Lydia.
- Dawno nikogo tu nie było.- stwierdziła Lenore.
- Od jak dawna?- dopytywałam.
- Od 1987?- spytała Malia pokazując jej znaleziony paragon z tą właśnie datą.
- Nie wolno ruszać rzeczy, które do ciebie nie należą.- upomniała ją kobieta.
- Musimy wiedzieć, co tu się stało.- powiedział w końcu Scott.- Niech nam pani powie, co się stało z mieszkańcami Canaan.
- Był wtedy piknik. Wszyscy mieszkańcy spotkali się na placu.- wróciła wspomnieniami do tej chwili spoglądając w okno.- Wszyscy. Później wszyscy odeszli.
- Odeszli, czy zniknęli?- rzucił Scott, na co ta się oburzyła.
- Odeszli.
- W obłoku zielonego dymu?- spytałam, a kobieta jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Wyszli, odeszli!- krzyknęła, a cały dom się zatrząsł. Siedzieliśmy zszokowani, aż odezwała się Lydia.
- Nie chcieliśmy cię zdenerwować.- uspokoiła ją.- Lepiej już pójdziemy.- stwierdziła i w czwórkę skierowaliśmy się do wyjścia, jednak drzwi były zamknięte.- Lenore, otwórz drzwi.
- Nie mogę.- stwierdziła kobieta.- Caleb was polubił.
- A my jego. Ale musimy wrócić do naszego miasta. Tam ludzie też odchodzą. Możesz nam pomóc.
- Nikt nie może im pomóc. Jeśli mają odejść, to odejdą i nic z tym nie zrobicie.- wyjaśniła, po czym zajęła się sprzątaniem szklanek po lemoniadzie. Za nią ruszyła Lydia.
- Chodźcie za mną.- powiedział do nas Caleb, który pojawił się znikąd obok nas. Chłopak poszedł do sąsiedniego pokoju, a my spojrzeliśmy na Lydie.
- Idźcie.- zachęciła nas, więc my pewni obaw poszliśmy za chłopcem. Ten włączył film w starym telewizorze i usiadł na podłodze, by go obejrzeć. Scott podszedł do okna, jednak to ani drgnęło. Weszłam głębiej, gdy dostrzegłam, że na podłodze jest kilka centymetrów wody.
- Caleb, pomóż nam wyjść.- powiedział do niego Scott.
- Nie możecie. Mamusia wam zabroniła.- stwierdził niewzruszony chłopiec.
- Posłuchaj, musimy wrócić do domu.- rzuciłam najłagodniej jak mogłam.
- To jest wasz dom!- krzyknął, a drzwi do pokoju się zatrzasnęły.
- Nie cierpię dzieci.- wyszeptałam do siebie, po czym podeszłam do drzwi. Te ani drgnęły.- Cholera.
- Ej, patrzcie.- odezwała się Malia wskazując na wyświetlany film. Znajdował się na nim Caleb, który dmuchał bańki mydlane.- Spójrzcie na datę.- dodała, a ja zamarłam widząc rok 1987.
- To nie...- urwałam spoglądając na chłopca. To nie możliwe, żeby przez tyle lat ten nie dorósł. A jednak jakby czas jego dorastania stanął w miejscu.
- Caleb, w którym roku się urodziłeś?- spytała go moja kuzynka.
- W 1976 roku.- powiedział, a jego ciała zaczęła spływać woda.
- A w którym umarłeś?- dopytał Scott, na co chłopiec zamilkł i spojrzał znów na ekran.
- Czy to kolejna halucynacja?- rzuciła po chwili Malia, która stanęła obok mnie i Scotta.
- Oby, bo nie chce gadać z duchem.- stwierdziłam.
- Sprawdźmy, czy to duch.- wypaliła zmieniając pazury. Już chciała coś mi zrobił, gdy nagle zaczęła się dusić.
- Malia?- spytałam przerażona, po czym złapałam ją za ramiona. Nagle z jej ust zaczęła wylewać się woda. Litry wody, które ją dusiły.- Malia, co ci jest?
- Malia?- odezwał się Scott, który pomógł mi ją przytrzymać.
- Zostaw ją!- krzyknęłam do chłopca, który wciąż siedział niewzruszony.- Caleb!
- To nic nie da.- powiedział do mnie Scott, wtedy ja puściłam kuzynkę i podbiegłam do chłopca. Chciałam złapać go za ramię, otrząsnąć nim, jednak nie zdążyłam nawet wyciągnąć ręki, gdy poczułam jak wody zapełnia moje płuca. Złapałam się za szyję, po czym upadłam na czworaka i wyrzuciłam z siebie sporą ilość wody. Jednak to mi nie pomogło, bo wciąż nie mogłam złapać oddechu.
- S-Sc...- zaczęłam, dławiąc się cieczą. Poczułam nagle ręce chłopaka, który pogodził mnie po plecach.
- Oddychaj, Carol. Wypluj to.- mówił, jednak ja nie mogłam nic zrobić. Z moich ust wodą leciała strumieniami, a ja czułam jak uchodzi ze mnie cała siła. Dusiłam się.- Caroli, błagam cię oddychaj.- wyszeptał, na co ja złapałam go za rękę, bojąc się śmierci. To było przerażające uczucie, gdy brakuje ci tlenu, gdy nie możesz odetchnąć, bo twoje płuca są pełne wody. Tonęłam, a Malia razem ze mną. Scott podbiegł do drzwi zdesperowany.- Lydia!- krzyknął, jednak po chwili tak jak my upadł i zaczął się dławić cieczą.- Co robisz?- spytał z trudem chłopca.
- Tonięcie, tak jak ja. Będziemy przyjaciółmi na zawsze.- wyjaśnił Caleb, a Scott opadł na schody wypluwając wodę. Myślałam, że to koniec, gdy nagle drzwi się otworzyły, a do moich płuc doszło powietrze. Złapałam głęboki wdech, po czym kilka razy zakaszlałam, wypluwając resztki wody.- Możecie odejść.- powiedział nagle chłopiec zapatrzony w telewizor. Poczułam, jak ktoś mnie podnosi, a po chwili dostrzegłam, że to Scott.
- Żyjesz?- spytał, na co ja przytaknęła gestem głowy.
- Chodźmy stąd.- powiedział, po czym wraz z Malia wyszliśmy z pokoju, aby stanąć obok Lydii.
- Chodź z nami.- rzuciła do Lenore.
- Nie mogę zostawić Caleba.- wyjaśniła kobieta.
- Wiesz, że on nie żyje prawda?
- Wiem, ale nie mogę go tu zostawić.- stwierdziła, na co Lydia przytaknęła i wyszliśmy z tego domu wariatów.- Nigdy więcej nie jadę z wami na przejażdżkę.- rzuciłam sarkastycznie poprawiając się na siedzeniu obok Scotta.- Po cholere Stiles nas tu sprowadził?
- Może chciał, żebyśmy zobaczyli co się stanie, gdy jeźdźcy zabiorą wszystkich mieszkańców Beacon Hills.- zastanowił się Scott.
- To coś więcej.- stwierdziła Lydia.- Widziałam w wizji Lenore co się stało z tymi, których zabrali. Nie tylko zniknęli, ale ich duszę zostały rozdarte. Stali się kolejnymi jeźdźcami.
- Czyli że jeśli jeźdźcy zabiorą wszystkich z Beacon Hills, to całe miasto stanie się jeźdźcami?- spytałam zszokowana.
- Nie zabiorą wszystkich. Lenore jest banshee. Dlatego ją zostawili.- wyjaśniła mi Lydia.- Jako jedyna pozostanę w mieście.Hejka
Jest rozdziałek, ale spróbuję dodać dziś jeszcze jeden, ponieważ akcja się rozwija♥️ dajcie znać, czy chcecie mini maraton
CZYTASZ
Be with you to live | Scott McCall
Manusia Serigala𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐́ ,,𝐿𝑖𝑣𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ 𝑦𝑜𝑢", 𝑤𝑖𝑒̨𝑐 𝑗𝑒𝑠́𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑙𝑒𝑠́ 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐𝑖, 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑗 𝑡𝑒𝑗, 𝑎 𝑤𝑟𝑜́𝑐́ 𝑠𝑖𝑒̨ <3 𝑀𝑖𝑛𝑒̨𝑙𝑜 𝑠𝑧𝑒𝑠́𝑐́ 𝑚𝑖𝑒𝑠�...