23.

539 33 13
                                    

Powrót do szkoły z pozorów wydawał się dobrym pomysłem. W rzeczywistości nie było to takie łatwe. Lekcje ze Scottem, przerwy ze stadem, to tylko wszystko komplikowało. Co jeszcze wszystko mi komplikowało? Bestia. A mianowicie to, że zabija, a my mieliśmy ją powstrzymać. Dlatego pojechałam na ten cholerny mecz. Nie spodziewałam się jednak, z wyjdzie z tego jeszcze większe gówno.
- To nie wyjdzie. Będziemy musieli walczyć z bestią, a ty wciąż leczysz się po walce z Theo.- stwierdziła Malia patrząc na Scotta.
- Nie prawda.- odpowiedział, po czym podniósł swoją koszulkę ukazując nam zagojony już brzuch.- Uzdrowiłem się w tę noc, gdy uratowaliśmy Lydie. Byliśmy razem. Wszyscy.- wyjaśnił, a jego wzrok spoczął na mnie.- Gdy jesteśmy stadem, jesteśmy silniejsi. Dlatego rana się zagoiła.
- Bestia nie ma swojego stada.- rzucił Liam.
- Właśnie.- przyznał Scott.- Uda się i obiecuje wam, że dziś wieczorem nikt nie zginie.- dodał, po czym obrócił się i wraz z Liamem, Stilesem i Kirą wrócili do drużyny. Malia zajęła się psuciem satelit reporterów, ponieważ owe natężenie prądu przyciągało bestie. Z kolei ja i Lori zajęłyśmy się szukaniem krwawych butów wśród publiczności. Miało nie dojść do meczu, jednak gdy usłyszałam gwizdek trenera, zdałam sobie sprawę, że dojdzie do meczu, a tym samym do niebezpieczeństwa. Kontynuowałam z siostrą Bretta sprawdzanie butów, gdy usłyszałam gwizdek. Kira została ściągnięta z boiska. Wkurzona rzuciła kaskiem i skierowała się w stronę szkoły. Wyłapałam wzrok Scotta, który był dla mnie znaczący. Ruszyłam za Kirą, chcąc sprawdzić co z nią. Zastałam ją w sali historycznej. Mówiła coś po japońsku pod nosem, co bardzo mnie zaniepokoiło.
- Kira?- spytałam, na co ta spojrzała na mnie i nie swoim głosem odpowiedziała coś po japońsku. Nagle ta zamachnęła się kijem i uderzyła mnie nim prosto w twarz, przez co ja poleciałam na ławkę. Złapałam się za policzek, próbując zapanować nad sobą. Słysząc, że ta przymierza się do kolejnego ataku, przeskoczyłam ławki zwiększając odstęp między nami. Chcąc się bronić, złapałam za kij do tablicy i spojrzałam wyczekująco na koleżankę.- No dalej.- warknęłam, po czym ta zaczęła mnie atakować, a ja cofać się w stronę korytarza. Szłam tyłem odbijając jej ataki, gdy potknęłam się i upadłam na podłogę. Kira zamachnęła się by mnie dobić. Wtedy ktoś załapał za jej kij, zatrzymując go w powietrzu.
- Kira, przestań.- rzucił do niej Scott, jednak ta nie posłuchała i odepchnęła go na szafki, wciąż atakując. Widząc, że Scott przegrywa, poderwałam się z podłogi i skoczyłam na plecy Kiry. Ta była co najmniej zaskoczona. Zaczęła uderzać mną o szafkę, po czym pociągnęła mnie do przodu, a ja ją ze sobą, dzięki czemu obie wylądowałyśmy na podłodze.- Kira!- zawył Scott, na co Kira zamarła, jakby odzyskując świadomość. Spojrzała mi w oczy, a ja widząc, że jest już sobą, wstałam zmęczona potyczką.
- Co zrobiłam?- spytała przerażona.
- Mi nic.- stwierdziłam wzruszając ramionami.- Ale straciłaś kontrole.- wyjaśniłam, na co ta spuściła głowę. Nagle usłyszałam krzyki, więc spojrzałam wzdłuż korytarza, gdzie po chwili wbiegły tłumy przerażonych nastolatków i rodziców. To oznaczało jedno. Bestia. Ku mojemu zaskoczeniu Scott ruszył w przeciwną do tłumu stronę.
- Zgłupiałeś?- spytałam zatrzymując go.
- Obiecałem, że dziś nikt nie zginie.- odpowiedział.
- No właśnie, nikt. Ty też nie. Musisz zawsze zgrywać bohatera?
- To moja decyzja...
- Twoje wszystkie decyzje są gówniane.- stwierdziłam wściekła.
- Owszem, wszystkie w ostatnim czasie.- rzucił, a ja zamarłam. Nie miał na myśli planu odbicia Lydii, to było jasne. Patrzyłam w jego oczy, dopóki nie przerwał nam ryk bestii, która zbliżała się w naszą stronę. Wtedy Scott rzucił się ku niej. Przygryzłam wargę, widząc, jak ten znika za zakrętem.
- Caroline, musimy stąd iść.- powiedziała do mnie Kira, a ja poczułam jakby impuls.
- Cholera.- przeklnęłam i rzuciłam się biegiem za Scottem, nie zważając na wołanie Kiry. Dogoniłam go w sam raz, żeby zobaczyć jak ten zamyka bestię w sali, ratując przy tym nastolatkę. Podbiegłam do przewróconej dziewczyny i pomogłam jej wstać.
- Ucieknij przez okno.- nakazałam jej.- Szybko.- po tych słowach dziewczyna podbiegła do okna na korytarzu i wyskoczyłam z parteru na zewnątrz.
- Co ty tu robisz? Wracaj do reszty.- rzucił w moim kierunku Scott, ale ja pokręciłam głową.
- Nie dam ci zginąć, kretynie.- odpowiedział, po czym rozległ się huk, a my zdaliśmy sobie sprawę, że bestia uciekła na piętro.- Biblioteka.- rzuciłam przypominając sobie, że owe pomieszczenie znajduje się tuż nad nami. Ruszyliśmy więc tam, jednak nim tam dobiegliśmy Scott próbował wielokrotnie namówić mnie do ucieczki.
- Carol!- krzyknął w końcu ciągnąc mnie za łokieć.- Zawsze musisz kwestionować moje decyzję?
- Nie decydujesz za mnie. Nie od kiedy zdecydowałeś za naszą dwójkę.
- To przeszłość.
- Nie, myślisz, że wrócę do stada i wszystko będzie dobrze? Nie, nie będzie. Nic już nigdy nie będzie dobrze, bo ty to spieprzyłeś.- wypaliłam patrząc mu w oczy.
- Ja? To ty zabiłaś Donovana.
- Widzisz? O tym mówię. Nie widzisz już we mnie Caroline, a jakaś alternatywną wersję mnie. Nie zniosę tego.
- Caroli...- zaczął, na co ja pchnęłam go z całej siły na szafki.
- Nie mów tak do mnie. Nigdy więcej tak do mnie nie mów.- rzuciłam wkurzona, po czym zostawiłam go i ruszyłam na schody, nie zważając, czy Scott idzie za mną. Weszłam do biblioteki, a której panowała grobowa cisza. Dopiero po chwili dostrzegłam chowających się między regałami nastolatków. Spojrzałam na górę, dając im znać, żeby schowali się na półpiętrze, a ci szybko i w ciszy udali się tam. Wtedy pojawił się Scott, na którego nie chciałam zwracać szczególnej uwagi po naszej kłótni. Z resztą nie miałabym na to czasu, bo dołączyła do nas bestia. Miała świecące oczy i byka czarna jak śmierć. Oboje rzuciliśmy się do niej, jednak była za silna, przez co i ja, i Scott zostaliśmy mocno poobijani. Bestia odrzuciła mną na bok, a ja poczułam znów ten silny ból głowy. Obraz mi się zamazał, przez co nie mogłam uniknąć kolejnego zranienia. Słyszałam i czułam, że walczy też Liam. Byłam jednak wściekła na siebie za brak możliwości walki. Wtedy stało się coś, czego bym się nie spodziewała. Odzyskałam wzrok, a wręcz miałam jeszcze bardziej polepszone zmysły. Widząc jak bestia zajmuje się chłopakami, ja wskoczyłam na jej plecy i wbiłam w nie swoje pazury. Potwór ryknął, a ja przejechałam pazurami po jego skórze na tyle mocno, że rozcięłam jego ramię. Wtedy usłyszałam strzały. Spojrzałam w kierunku drzwi, gdzie stała Braeden strzelająca ze swojej broni prosto w bestie. Te ryknęła, zrzuciła mnie z siebie i wybiegła przez okno.
- Zwariowaliście.- wypaliła Braeden, stając nade mną. Uśmiechnęłam się, gdy ta podała mi rękę.- Też miło cię widzieć.- odpowiedziała, a ja złapałam jej dłoń, pozwalając sobie pomóc wstać.- Nie pokonali byście jej.- rzuciła z wyrzutem do Scotta.
- Wiem o tym. Chciałem złapać jej zapach, ale...- urwał patrząc na mnie.- Moje decyzję są gówniane.
- Fakt, są gówniane.- przyznała mu rację Braeden, a ja prychnęłam widząc ten gest. Wtedy Scott ruszył ku wyjściu za zapachem bestii, a za nim poszedł Liam.- Wszyscy Hale'owie są świrnięci, czy tylko ty i Derek?- spytała z sarkazmem dziewczyna mojego brata.- Chodź, odwiozę cię do domu.
- Nie niańcz mnie. Dam sobie radę.- stwierdziłam krzyżując ręce.
- Jasne, ale chyba musimy pogadać. Derek wyjechał, a ja nie chcę mieć cię na sumieniu, więc nie walcz z tą bestią w pojedynkę. Nawet silniejsza nie miałaś z nią szans.
- Miałam. Pokonała bym ją.
- Schowaj dumę do kieszeni, Caroline. Chodź.- zachęciła mnie idąc do wyjścia. Westchnęłam ciężko kierując się za nią.



O matko 🤦😱
Nie wiem nawet jak skomentować tego rozdziału. Niby tylko 1200 słów, a jednak tyle się wydarzyło, że masakra. Mecz, interakcję Carott i ta końcówka z Braeden♥️♥️♥️ który wątek najbardziej wam się podobał? O co ja pytam, przecież wiem, że Carott 😂♥️ zabijecie mnie, bo szybko się nie pogodzą 

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz