15.

501 34 14
                                    

Otworzyłam okno mojego dawnego pokoju, a następnie weszłam do środka. Loft dalej należał do nas, więc wiedziałam, że stoi pusty. Zapaliłam światło i rzuciłam mokrą torbę na podłogę. Zeszłam na dół, gdzie dalej stało łóżko Dereka oraz jego biurko. Lodówka w kuchni była pusta, więc nawet tam nie wchodziłam. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie usiadłam na łóżku. Spojrzałam w kierunku podłogi, na której od wieku miesięcy nie było już śladu krwi. Ale dalej owa podłoga nią pachniała. Nawet zapachowe świeczki nic nie dały. Mój telefon zawibrował. Spojrzałam na niego, a widząc numer przyjaciółki, szybko go wyłączyłam. Wzięłam prysznic, długi prysznic, po czym położyłam się w dawnym łóżku Dereka. Pościel dalej pachniała moim bratem, za którym tak tęskniłam, którego tak w tamtym momencie potrzebowałam. Wyłączyłam telefon, chcąc się odizolować. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale tej nocy nie śniłam, nie wypoczywałam. To była ciężka noc.
Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Niechętnie poszłam, by je otworzyć, a gdy zobaczyłam w nich Stilesa i Malie, nie odezwałam się ani słowem.
- Wiedzieliśmy, że tu przyjdziesz.- wyjaśnił mój przyjaciel. Dalej cisza z mojej strony.
- Chcemy pogadać.- stwierdziła Malia.
- Jestem zajęta.- rzuciłam bezuczuciowo.
- Czym? Użalaniem się nad sobą? Potrzebujemy cię.
- Mam to gdzieś. Jeśli nadarzy się okazja, wyjadę stąd. Nie wiem co mnie podkusiło by wrócić do te cholernego miasta.
- A ja wiem co.- odezwał się Stiles patrząc na mnie wymownie.
- Nie chce o nim gadać.
- Ale wejść możemy?- spytał. Zawahałam się, ale w końcu wpuściłam ich do środka, a sama poszłam zrobić sobie herbaty.- Jak się trzymasz?
- Nie będziemy o tym gadać.
- Więc o czym?
- Nie wiem. Jeśli nie ma tematów, to możecie już iść, żeby nie marnować czasu.- wyjaśniłam ozięble.
- Wiesz kogo przypominasz takim nastawieniem?- spytał, na co ja rzuciłam mu pytające spojrzenie.- Dereka. Tego samego, którego nie nawidziłaś za to, że zamykał się przed tobą. Właśnie, gadałaś z nim?
- Nie gadałam z nikim o tym i nie mam takiego zamiaru. Wyjadę i zapomnę.
- Już raz próbowałaś.
- To była inna sytuacja. Teraz nic mnie tu nie trzyma.
- A my?- spytała Malia, a w moich oczach pojawiły się łzy.- Jesteśmy jak rodzina. Znaczy się my dwie jesteśmy rodziną, ale... jesteśmy stadem.
- Już nie.
- Czyli po prostu wyjedziesz.- streścił Stiles.- I co potem?
- Po co tu przyszliście? Żeby pytać? Żeby...przekazać to potem Scottowi?
- Jest załamany.- wyjaśnił chłopak, na co ja prychnęłam zalewając herbatę wrzątkiem.
- Mam to gdzieś.- rzuciłam, po czym ten zamilkł.
- Czegoś nie rozumiem.- wtrąciła się Malia.- O co wam poszło?
- Malia...
- Nie.- przerwała zdecydowanie Stilesowi.- Chce wiedzieć. Jako twoja kuzynka i jedyna, która może cię zrozumieć.
- Zabiłam Donovana.- wypaliłam bez zawahania, na co ci zamilkli. Stiles spoglądał na mnie smutno.
- Serio? Ja też przecież zabiłam. Mamę, siostrę...
- Zabiłam drugi raz, co czyni mnie mordercą.- wyjaśniłam biorąc kubek do salonu, w którym usiadłam.
- To nie ma sensu.- stwierdziła Malia.
- Nie jesteś taka.- odezwał się w końcu Stiles.- Cholera, Carol przecież cię znam. Przeszliśmy razem tyle, że umiem sobie wyobrazić ciebie w każdej sytuacji. Nie zabiłabyś z czystej zwierzęcej furii, a broniąc nas, albo siebie.
- Scott uważa inaczej.- stwierdziłam spuszczając głowę.
- Bo był w szoku po rozmowie z Theo.- rzuciła Malia.
- Czekaj, Theo o tym wiedział?- spytał Stiles.
- Miałeś rację co do niego. Widział mnie w bibliotece, choć jestem pewna, że byliśmy z Donovanem sami. Szantażował mnie.
- Powiedz to Scottowi.
- Nie.- rzuciłam zdecydowanie.
- Dlaczego?- odezwała się Malia.
- Bo to nic nie zmieni. Nie chcę być z kimś, kto mi nie wierzy, a on już wybrał. To koniec. Nie wrócę do jego.
- Nie mów tak.- powiedział szczerze mój przyjaciel.- Kochasz go, a on bardzo przeżywa wczorajsze zajście.
- Doceniam, że chcecie mnie wesprzeć, ale zdecydowałam. Wyjadę stąd na dobre. Co do Scotta, to nic się nie zmieni. Niech wróci do Kiry. Ona nikogo nie zabije. Poza tym jeśli chcecie mi pomóc, bo pewnie po to tu przyszliście, to mam do was prośbę. Nie dałam rady zabrać wszystkiego z domu Scotta. Jeśli moglibyście...
- Jasne.- rzucił spokojnie Stiles nie dając mi dokończyć.- Tak będzie lepiej, skoro już postanowiłaś.
- Dziękuję, Stiles.- powiedziałam szczerze, na co ten przytaknął i skierował się do wyjścia. Malia zrobiła to samo, a ja zapłakałam dopiero, gdy ci odjechali. W końcu odblokowałam swój telefon, który był zasypany wiadomościami od przyjaciół. Nie chciałam jednak nikomu nic tłumaczyć, więc położyłam się znów do łóżka próbując się zdrzemnąć.
Po kilku minutach uciążliwych prób zaśnięcia usłyszałam dzwoniący telefon.
Podniosłam więc przedmiot, na którym pojawił się numer Dereka.
- Kurwa.- wyszeptałam. To nie mógł być przypadek, że ten dzwoni po tak ciężkim dla mnie wydarzeniu. Mimo chęci odrzucenia, bądź nieodebrania od brata, postanowiłam odebrać.
- Cześć.- usłyszałam po drugiej stronie. Zamknęłam oczy próbując zapanować nad emocjami.
- Już wiesz?- spytałam z pozorów spokojnym głosem.
- Gadałem że Stilesem.- stwierdził, a ja przytaknęłam.- Przykro mi, Carol. Nie sądziłem, że tak się stanie. Trzymasz się? Jesteś tam?
- Kiedy mogę do ciebie przyjechać?
- Mówisz na poważnie?
- Tak. Nie chcę tu być.
- Rozumiem, ale może spróbuj jeszcze raz pogadać ze Scottem.
- Nie, Derek. To nie ma sensu. Chce wyjechać. Tym razem bez pożegnania i bez łez. Tylko powiedz kiedy.- wyjaśniłam, a ten westchnął ciężko.
- Skąd ten pośpiech? Boisz się, że do ciebie przyjdzie?
- Nie.
- To weź się w garść.- powiedział.- Stiles wspominał o potwornych doktorach i tym całym Theo. Zgaduje, że cały dzień leżysz i się zamartwiasz, a możesz działać, pomóc przyjaciołom.
- Derek, nie chce im pomagać. Chce wyjechać, a jeśli nie chcesz mi pomóc, to sama stąd wyjadę...
- Dobra.- rzucił, na co ja zamilkłam.- Daj mi dwa dni. Coś wymyślę.
- Derek...
- Zaufaj mi. Tylko dwa dni. Wytrzymasz bez pakowania się do samolotu?
- Innego wyjścia nie mam.- odpowiedziałam.
- Trzymaj się.- dodał, po czym się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na szafkę. Wiedziałam, że moi przyjaciele dosłownie mogą walczyć o życie, jednak nie chciałam nawet zbliżać się do stada. Wtedy zrozumiałam co czują omegi. Samotność, ciągłe poczucie obojętności innych i strach, że coś nam się stanie, a nikt tego nie dostrzeże. Pełnia była wyjątkowo ciężka, ponieważ spędziłam ją sama. Nie chciało nawet o superksiężyc, a o zwykłe brak kotwicy.
Cóż, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, moja kotwica pojawiła się w moim domu dzień później.


Wiem, wiem co myślicie i zapewne znów was zaskoczę ♥️😂 jeśli dobijecie 11 gwiazdek, to jeszcze dziś pojawi się kolejny rozdział, a wierzcie mi, będzie bardzo ciekawy 🤫🤫

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz