5.

548 28 2
                                    

- Źrenice się zwężają.- stwierdził weterynarz badając dziewczynę.- Tętno 250. Ślad po przeszczepie skóry. Nie znam tej srebrnej substancji. Przypomina rtęć.- dodał, po czym Tracy się zatrzęsła.
- Zrób jej zastrzyk.- rzuciła Malia.
- Nie cierpi.
- Trzeba ją uśpić.- wyjaśniła, na co ja przytaknęłam.
- Nie pozwala mi na to etyka lekarska.
- Malia, nie zabijemy jej.- stwierdził Scott.
- Malia ma rację. Jeśli czegoś nie zrobimy, to ona zabije nas.- odezwałam się, na co mój chłopak rzucił mi błagalne spojrzenie.
- Słuszna uwaga.- poparł nas Stiles.- Tak czy siak muszę powiedzieć o tym tacie.
- Zgoda.- powiedział Deaton, po czym spojrzał mi w oczy.- Nie popieram eutanazji, ale nie pogardzę dodatkową ochroną.- stwierdził chwytając za oznaczony wzorem słoik. Nagle wysypał jego zawartość na podłogę, a ja szybko zrozumiałam, że uwięził nas w klinice z psychopatyczną i nieprzytomną nastolatką.
Staliśmy w ciszy nasłuchując oddechu Tracy, gdy Stiles spojrzał po raz kolejny na barierę.
- Spokojnie, Tracy nie przyjedzie przez barierę.- zapewnił go Deaton.
- W tym tkwi problem.- stwierdził.
- My dwaj wyjdziemy stąd bez problemu...- urwał patrząc po mnie, Scott'cie i Malii.
- A my będziemy tu uwięzieni.- dokończyłam myśl, a mężczyzna westchnęłam kiwając głową. Wtedy Malia wyciągnęła rękę w stronę jarzębu, po czym szybko ją cofnęła.
- Dziwne.- stwierdziła.
- Scott, przytrzymaj ją.- powiedział Deaton, na co Scott złapał rękę dziewczyny.- Przeprowadze bardziej inwazyjne badanie.- dodał łapiąc za coś ostrego, a Stiles szybko odwrócił wzrok, ale po chwili zebrał się w sobie i złapał drugą rękę Tracy. Wtedy Deaton przyłożył ostre narzędzie do ręki dziewczyny, jednak ostrze nie zostawiło nawet skaleczenia. Nagle usłyszałam dźwięk łamanego metalu, a mężczyzna uniósł do góry złamane ostrze.
- Weź większy nóż.- rzucił Stiles, na co my spiorunowaliśmy go wzrokiem. Podeszłam do ściany, przy której usiadłam, próbując wypocząć. Mijały kolejne męczące godziny oczekiwań, aż doktor znów się odezwał.
- Ciekawe.- po tych słowach telefon Scotta zawibrował.
- Kto to?- spytałam patrząc na chłopaka, który stał obok mnie
- Mama. Pisze, że wybudził się kierowca Donovana.- po tych słowach podszedł do nas też Stiles.- Nie dostał zawału, ani wylewu. Czuł jakby jego ciało zostało zablokowane.- wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego przerażona.
- Chyba wiemy kim jest Tracy.- rzucił Stiles jakby czytając mi w myślach.
- Oświecisz nas?- odezwał się Deaton, który w czasie naszej rozmowy obrócił Tracy na brzuch i odkrył jej plecy. Wstałam z ziemii podchodząc do dziewczyny.- Bo nie wygląda to najlepiej.- dodał, a na plecach dziewczyny była dodatkowa kość, która jakby się przemieszczała.
- S-Scott?- wydukałam przypominając sobie, że kanima ma ogon. Nie zdążyłam jednak nic więcej powiedzieć, bo z pleców Tracy wypysnęła krew, która uderzyła we mnie i mojego chłopaka odrzucając nas do tyłu. Po chwili niepokojącej ciszy w powietrzu pojawił się ogon, który uderzył w Stilesa i doktora paraliżując ich, a dziewczyna kucnęła na stole.
- Malia!- krzyknęłam, po czym ta oberwała ogonem, a ja i Scott cofnęliśmy się jeszcze o krok. Nagle Tracy drapnęła Scotta w szyje, na co ten upadł na szafki.- Suka.- wyszeptałam. Przygotowałam pazury, gotowa do obrony, gdy ta tylko na mnie spojrzała i... pobiegła ku wyjściu przerywając barierę. Oniemiałam widząc, jak owa bariera nic na nie nie zrobiła. Stałam będąc w szoku, gdy usłyszałam jak Scott upada bezwładnie na podłogę. Wszyscy oprócz mnie zostali sparaliżowani.- Bariera. Świetny pomysł.- rzuciłam z wyrzutem do Deaton, po czym ruszyłam biegiem za dziewczyną omijając leżących przyjaciół.
- Caroli, nie zabijaj jej! Możemy ją uratować!- krzyknął za mną Scott.
- Wiem!- odkrzyknęłam wybiegając na zewnątrz. Ruszyłam za jej zapachem, który był bardzo intensywny. Nie wiedziałam w jakim kierunku podąża i co chce zrobić, ale wiedziałam, że muszę ją powstrzymać. Dopiero po kilku kilometrach zdałam sobie sprawę, że podąża na komisariat. Przeklnęłam po czym przyśpieszyłam chcąc powstrzymać rozlew krwi. Po chwili wbiegłam na komisariat, w którym znajdowały się już Kira, Lydia wraz z mamą oraz szeryf i kilku sparaliżowanych policjantów. Spojrzałam na sufit, gdzie wszyscy patrzyli. Nad naszymi głowami wisiała przemieniona Tracy.- Suka.- powtórzyłam, po czym ta zaczęła nas atakować. Szeryf chciał w nią strzelić, jednak ta wytrąciła mu pistolet z dłoni i sparaliżowała go.- Cofnijcie się!- krzyknęłam do obu Martin i szeryfa. Wtedy Kira zaczęła machać mieczem, broniąc się przed atakami Tracy.
- Mamo, uciekaj!- rzuciła Lydia, na co kobieta pobiegła wgłąb budynku. Tracy zaczęła iść w stronę kobiety, jednak wpierw uderzyła ogonem w Lydie, a ta krzyknęła przerażona.
- Lydia!- krzyknęłam podbierając do przyjaciółki, z której brzucha zaczęła lecieć krew. Kira jednym ruchem odcięła ogon dziewczyny, na co ta pisnęła i pobiegła na korytarz. Wtedy ciało Kiry otoczył dziwny ognisty cień, który miał kształt lisa. Przytrzymałam Lydie, żeby ta nie upadła na podłogę, jednak ta złapała mnie za rękę zostawiając na niej krwawy ślad.
- Biegnij za nią. Tracy myśli, że wciąż śpi. Myśli, że to kolejny koszmar. Musisz ją obudzić.- wyszeptała z trudem.
- Wytrzymaj.- odpowiedziałam, po czym posadziłam przyjaciółkę na ziemi i pobiegłam za Tracy przez korytarze. Jej zapach wciąż był silny, a ciągnął się aż do piwnicy, w której słyszałam też serce mamy Lydii. Wbiegłam do pomieszczenia, na którego podłodze było pełno krwi oraz srebrnej cieczy. Patrzyłam jak Tracy ciągnie do siebie nieprzytomną panią Martin, a po chwili spojrzała na mnie rycząc pod nosem.- Tracy.- powiedziałam, na co ta popchnęła ciałem kobiety na drugi koniec pomieszczenia.- Tracy, nie chce cię skrzywdzić. To nie jest sen. Nie śnisz.- mówiłam, jednak jej oczy zmieniły się w żółte, a ja zdałam sobie sprawę, że po dobroci ta się nie ocknie. Również się przemieniłam. Stałam chwilę w miejscu, aż ta zaatakowała, a ja sprawnie ominęłam jej atak i pchnęłam ją na metalowe półki z kartonami. Wtedy ta zawyła, więc znów ponowiłam atak wykręcając jej rękę i rzucając nią o przeciwległą ścianę. Tym razem ta nie dała sobą rzucić, bo weszła na ścianę i to ona powaliła mnie. Jęknęłam łapiąc się za obolałe ramię. Szybko jednak się podniosłam i kopnęłam ją w klatkę piersiową, przez co ta się cofnęła. Tracy zamachnęła się, by mnie zranić, ale ja kucnęłam, po czym powaliłam ją na podłogę. Gdy ta upadła, ja złapałam jej ręce i przycisnęłam jej ciało kolanem, by ta nie mogła się ruszyć.- Tracy!- krzyknęłam, a gdy ta nie zareagowała, przycisnęłam mocniej jej szyję, przez co ją poddusiłam. Czułam władze, czułam jak mogę ją pokonać. To przerażająco silne uczucie narastało z każdą sekundą. Dziewczyna zawyła, a jej oczy zaczęły wracać do normalnych. Mój oddech przyśpieszył. Już chciałam mocniej ją przycisnąć, jednak zamiast tego rozluźniłam nacisk na jej szyję, by ta mogła wziąć oddech. Wstałam z dziewczyny, cofając się do tyłu. Tracy przewróciła się na bok, łapiąc się za szyję i łapiąc łapczywie powietrze do płuc. Uspokoiłam swój oddech, po czym wróciłam do całkowicie ludzkiej postaci.- Tracy?- spytałam, na co ta podniosła się na łokciu i spojrzała na mnie.- Tracy, nie śpisz. To się dzieje naprawdę.- wyjaśniałam, a dziewczyna przetarła swoje oczy jakby docierały do niej moje słowa.- Rozumiesz? Nie śnisz.
- Co się ze mną dzieje?- spytała łamiącym się głosem.
- Nie wiem, ale pomogę ci. Dobrze?- powiedziałam spokojnie, po czym obok niej pojawiła się zamaskowana postać, która wbiła coś w jej szyję.- Nie!- krzyknęłam. Nagle druga postać złapała mnie za głowę i pchnęła na ścianę, przez co nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam tylko, jak z ust Tracy wydobywa się spora ilość srebrnej cieczy.
- Terminacja.- powiedział zniekształcony głos, po czym postać odsunęła się od dziewczyny, a ta upadła martwa na podłogę. Obie czarne sylwetki zniknęły, a ja opadłam na podłogę patrząc wciąż na dziewczynę.
- T-Tracy?- wyszeptałam. Wtedy to wróciło. Wspomnienie, które zmieniło na zawsze mój kolor oczu. Bezradna zaczęłam płakać. Zakryłam oczy dłońmi, by nie patrzeć na ciało dziewczyny. Mogłam ją uratować. A jednak nie zrobiłam tego.



Tym pesymistycznym akcentem kończymy czwartkowy rozdziałek ♥️ też płakaliście na końcu? Ja tak 😭😥 napiszcie koniecznie, co sądzicie o tym rozdziale oraz zostawcie gwiazdkę 🌟

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz