49.

551 35 21
                                    

Gdy łowcy odjechali, my podeszliśmy do umierającego Deucaliona. Scott kucnął przy nim, na co wilkołak wyszeptał ostatnie słowa.
- Gerard tak naprawdę boi się ciebie, bo wie, że nie może cię pokonać.- powiedział, po czym skonał, a Scott wstał załamany. Wtedy spojrzał na Dereka, który z lekkim uśmiechem go uściskał. Gdy się puścili, ja rzuciłam się na szyję brata.
- Miło widzieć rodzinę w komplecie, ale co ty właściwie robisz?- spytał Peter.
- Stado brazylijskich wilkołaków zostało zabite przez łowców. Na ścianie był tylko jeden napis. Beacon Hills.- wyjaśnił mój brat.
- Więc wróciłeś dla Beacon Hills?- odezwał się Scott.
- Nie. Wróciłem dla ciebie.- stwierdził, na co alfa się uśmiechnął, a z jeepa Stilesa rozległ się głos Gerarda.
- Krew i zniszczenie, straszne przedmioty tak znajome. Wszelka litość zakrztusiła się zwyczajem upadków. Duch Cezara, zemsty, z Ate przy jego boku, jest gorący z piekła, w tych granicach z głosem monarchy.- powiedział, gdy my podeszliśmy do nadajnika w jeepie.- Znasz Shakespeare'a, Scott?- spytał, na co Derek zabrał krótkofalówkę i przyłożył ją do ust.
- Płacz, Havoc i wypuść psy wojny.- dokończył wers.
- Witaj z powrotem, Derek.- przywitał go starszy Argent.- Jesteś zadowolony, Scott, ze spotkania rodzinnego, jakie ci przygotowałem?
- Podziękował bym ci osobiście.- odezwał się do krótkofalówki mój chłopak.
- Mam dla ciebie też gości z Londynu.- kontynuował ignorując słowa Scott. Spojrzałam na przerażoną Lydie, gdy rozległ się znany mi krzyk. Pieprzony Jackson Whittemore. A sądziłam, że nigdy więcej go nie spotkam.
- Niech tylko się rozwiąże, a wpakuje ci to w dupę!- krzyknął do Gerarda Jackson, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Równie arogancji, co zwykle. Więc, Scott, zwabiołem wszystkich swoich przyjaciół w pułapki. Zastępce szeryfa możecie znaleźć w Eichen, gdzie udał się po nakazie z dyspozycji szeryfa.- wymienił powoli załamując chłopaka.- Twój ojciec z pewnością wpadł w kłopoty w drodze powrotnej z San Francisco. Kilku naiwnych nastolatków znajduje się w szpitalu. Być może właśnie walczą o z moimi ludźmi.  Strategiczne pozycjonowanie twojej armi przeciwko ich. Twoje zasady są rozproszone, co oznacza, że nie będziesz mógł uratować wszystkich i ostatecznie będziesz musiał przyjść do mnie. Psy wojny idą po ciebie.- dokończył, po czym chłopak zgniótł krótkofalówkę, a ja położyłam dłoń na jego ramieniu. Wszyscy patrzyliśmy na Scotta, czekając, aż coś wymyśli. I w końcu tak się stało. Theo miał pojechać do szpitala, by pomóc Liamowi, Masonowi i Coreyowi. Szeryf udał się do Eichen. Lydia i Stiles pojechali szukać Jacksona, a reszta ruszyła do szkoły, gdzie mieliśmy znaleźć Anuk-Ite. Był tam, czuliśmy to, a skamieniały Peter dawał nam pewność, że owe zagrożenie jest w pobliżu. Nie tylko ono.
- Musimy czekać na Stilesa, aż ten przywiezie trutkę.- wyjaśnił Malii Scott, gdy powietrze przeszyła kula, która trafiła w ramię Scotta, a chłopak upadł na podłogę.
- Scott!- krzyknęłam, po czym obejrzałam się. Na końcu korytarza szła Monroe. Malia rzuciła się w jej stronę, więc ja kucnęłam przy chłopaku.
- Kula jest wypełniona żółtym wilczym zielem.- wywnioskował Derek.- To cię zabije.- rzucił do Scotta, na co na rozszerzyłam oczy.
- Że co?- spytałam przerażona.
- Pomóż mi.- powiedział mój brat, więc pomogłam mu podnieść Scotta i doprowadzić go do sali biologicznej, gdzie Derek zaczął czegoś szukać.- Trzeba wypalić ranę.
- Nie mamy czasu.- stwierdził Scott, a ja pokręciłam głową.
- Nie pomożesz nikomu w takim stanie.- wyjaśniłam.
- Właśnie.- zgodził się ze mną Derek, po czym przystąpił do wypalania rany chłopaka. Po chwili ten osunął się z krzesła, a mój brat pomógł mu się położyć na podłodze.- Nic mu nie jest. Musi się tylko wyleczyć.
- Okej.- przytaknęłam z ulgą, na co Derek spojrzał w stronę drzwi, jakby coś słyszał.- Derek?
- Zostań tu.- nakazał, kierując się do wyjścia z sali.
- Derek!- krzyknęłam zdziwiona. Słyszałam kroki Dereka oraz jeszcze kogoś. Albo raczej czegoś.- Derek, nie patrz! Nie otwieraj oczu!- krzyknęłam zaciskając też swoje powieki. Nagle kroki ustały, a ja siłą wyższą otworzyłam oczy. Nie wiem, co mnie zmusiło, ale wyszłam z sali, a na widok skamieniałego Dereka zamarłam. Dosłownie, bo za nim dostrzegłam Anuk-Ite, którego fioletowe oczy sprawiły, że odpłynęłam. Ocknęłam się dopiero po pewnym, nie określonym przeze mnie czasie, a z ciała strzepałam resztki skamieniałości. Przede mną pojawił się Derek, który również wrócił do życia.
- Wszystko gra?- spytał, ale ja nie odpowiedziałam. Ruszyłam przed siebie ku bibliotece, skąd słyszałam bicie serc. Na schodach leżał Scott, a nad nim stał Stiles, Lydia i Malia. Dopiero po chwili dostrzegłam, że mój chłopak zranił się w oczy, by nie spojrzeć na Anuk-Ite.
- Scott?- wyszeptałam klękając przy nim. Za mną do pomieszczenia wbiegł Derek, który na widok McCalla oniemiał.
- Musisz się wyleczyć, Scott.- wyjaśnił mu.- Jeśli tego nie zrobisz, to nie odzyskasz wzroku.
- Skoncentruj się.- rzucił do przyjaciela Stiles.
- Próbuje, ale nie mogę.- stwierdził spanikowany chłopak, przez co ja przygryzłam nerwowo wargę.
- Scott, skup się. Proszę cię.- powiedziałam gładząc go po policzku.
- Carol?- spytała nagle Lydia, na co ja spojrzałam na przyjaciółkę.- Pocałuj go.- rzuciła, a ja zmarszczyłam brwi zdziwiona.- Zrób to.- nakazała, więc ja spojrzałam na Scotta, po czym złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Gdy się odsunęłam, dostrzegłam, że oczu chłopaka zaczynają się leczyć i świecić na czerwono, więc odetchnęłam głęboko, a wraz ze mną przyjaciele.
- Jesteś wariatem, wiesz?- spytałam, na co ten uśmiechnął się i znów złączył nasze usta. Zaśmiałam się, wiedząc, że to niż koniec.

Stałam przed samochodem Dereka obserwujący, jak ten żegna się ze Scottem.
- Powodzenia.- powiedział do chłopaka, po czym podszedł do mnie. Objęłam brata, który podniósł lekko do góry. Gdy odstawił mnie na ziemię, spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś pewna, że zostajesz? Braeden ucieszyła by się z pomocy przy małej.
- Małej?- spytałam, po czym uśmiechnęłam się wzruszona.- Kolejna Hale'ówna w rodzinie. Jeśli będzie mieć twój charakter, to już ci współczuję.- zaśmiałam się, a Derek razem ze mną.- Tu jest moje miejscem, Derek. Wiesz o tym.
- Wiem.- rzucił obracając się w stronę Scotta. Ja również na niego spojrzałam z uśmiechem. Faktycznie, to było moje Beacon Hills.- Dbaj o niego. To dobry chłopak.
- To prawda.- przyznałam, na co Derek posłał mi lekki uśmiech i wszedł do swojego samochodu. Ostatni raz spojrzałam na brata, po czym ten odjechał, a ja złapałam rękę Scotta.
- To co teraz?- spytał mnie.- Z nami?
- Zacznijmy od nowa.- powiedziałam.- Tylko tym razem ufajmy sobie i...nie okłamujmy, choćby była to najtrudniejsza dla nas prawda.
- Przysięgam.
- Przysięgam.- powtórzyłam po nim, a następnie pocałowałam go w usta, oplatając jego szyję rękoma.- Kocham cię, Scott'cie McCall.
- I ja ciebie, Caroline Hale.
- McCall.- poprawiłam go, na co ten uśmiechnął się szeroko.- Przed nami Davis.
- Nie uwolnisz się ode mnie.- stwierdził.
- I dobrze. Zawsze gdy odchodzę, to się staczam. Będziesz moim mężem i przyjacielem?- spytałam gładząc jego kark.
- Będę.- odpowiedział ku mojej radości.- Jeśli ty będziesz zawsze przy mnie.



Hejaaa 🖐️
Słuchajcie, wiem, że czekacie na dalszy ciąg i obiecałam wam to, jednak...podoba mi się to zakończenie, a nie ukrywam, że wyczerpała mi się wena względem tej książki 😥 mam dla was jednak propozycje, czyli z dwa dodatkowe rozdziały z przyszłości tej dwójki. wiem, że to nie to, co wam obiecywałam, jednak nie chce robić tego na siłę i zepsuć tak wspaniałą historię Caroline + Scott. Mam nadzieję, że się nie obrazicie 🥺🥺🥺 dajcie mi proszę znać, czy podoba wam się ten pomysł, czy lepiej zaliczyć już tutaj?

Ps: jeśli chcecie więcej mojego pisania to zapraszam do moich innych opowiadań, których nie czytaliście ♥️ napiszcie, jeśli czytaliście wszystkie xdd

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz