47.

503 29 26
                                    

Scott siedział w poczekalni zamyślony, więc usiadłam obok niego kładąc dłoń na jego ściśniętych rękach.
- Nie rób tego.- wyszeptałam wiedząc, że ten podsłuchuje przebieg operacji swojej matki.- Hej.- rzuciłam łapiąc go za brodę by na mnie spojrzał. Wyostrzyłam swój słuch, po czym odetchnęłam głęboko.- Będzie dobrze.- chłopak również odetchnął z ulgą, a ja położyłam swoją głowę na jego ramieniu.- Wszyscy są cali. 
- Na razie. Przeze mnie, przez nas ktoś mógł zginąć. Koniec z paktem pokojowym i negocjacjami.- wyjaśnił zdecydowanie.- To wojna. Musimy zebrać swoje siły.
- To znaczy?
- Armię.- odpowiedział.

W Eichen było nie mniej strasznie niż zwykle. Na jednym z korytarzu stał mój wuj.
- Miło, że chciałeś się spotkać, Scott.- rzucił do nas.- Ale nie poświęcę swojego życia, by uratować twoje stado.
- Bez ciebie nie wygralibyśmy z jeźdźcami widmo.- powiedział do niego Scott, a gdy to nim nie ruszyło, odezwałam się ja.
- Czego chcesz?
- Ja?- zdziwił się.- Mój apartament typu penthouse jest pełen mebli z połowy wieku, a mój paszport ma więcej znaczków niż poczta. Widzieliście samochód zaparkowany przed ośrodkiem? To Shelby 1000 Cobra. Na świecie jest ich tylko 100. Ja mam dwa.- wyjaśnił, na co ja przewróciłam oczami.
- Kumamy. Jesteś szczęśliwy.
- Ale Gerard ma armię i chce zabić wszystkie nadprzyrodzone postacie.- stwierdził Scott.
- Nie wygrasz z nim.- rzucił Peter.
- Sam nie, ale jeśli do nas dołączysz to...
- Przerwę ci.- przerwał mi wuj, a ja westchnęłam zdenerwowana.- Chce wam kogoś przedstawić.- wyjaśnił, po czym wrzucił do skrytki jednej z sal pacjentów broń. Nagle pacjent chwycił broń i zaczął w nas strzelać. Na szczęście dzieliła nas szyba.
- Strzela do nas.- rzucił Scott, na co wuj zatkał uszy.
- Owszem, bystry jesteś. Chce nas zabić nie ze strachu, a z nienawiści.- stwierdził, a mężczyzna rzucił się przez szybę prosto na Scotta, który pchnął go na ścianę.
- Dlaczego nas atakujesz?- spytał Scott.
- Bo chce byś umarł.- wyjaśnił pacjent.
- Ślepe posłuszeństwo.- rzucił Peter, na co Scott uderzył chłopkiem w ścianę, aż ten stracił przytomność.- Nie poddał się. To mi się podoba. Tak wygrywa się wojny.
- Czyli nie chcesz nam pomóc.- stwierdziłam zirytowana.
- Nie możecie uratować wszystkich.
- Racja.- rzucił Scott.- Ale ty nie możesz wszystkich zabić. Możesz walczyć z nami lub sam. Tak czy siak będziesz walczyć z Gerardem.
- Więc jesteś sam.- wyjaśniłam, po czym ze Scottem ruszyliśmy do wyjścia.
- Nikt nie przeżyje wojny z czystymi rękami!- zawołał za nami Peter, na co my go zignorowaliśmy. Malia spotkała się z nim kilka godzin później, gdy ja i Scott udaliśmy się do lasu. Tam natrafiliśmy na ciała z wypalonymi oczami, które według Lydii były skutkiem spojrzenia na jedną z dwóch twarzy Anuk-Ite. To właśnie ta istota wywoływała strach u łowców, i to ona stała za konfliktem między nimi, a światem nadprzyrodzonym. Poza tym w szkole były kolejne ciała, których obecność nie poprawiała nam humoru.
- Sporo dziś zwłok.- stwierdziła Malia.
- Będzie więcej, jeśli nie znajdziemy drugiej połowy.- rzucił Liam, który wraz z Theo odkrył ciała.
- Nic o niej nie wiem.- wtrącił się ten drugi.
- Poza tym, że jest wilkołakiem.- dodał Scott.
- Musimy go znaleźć.- stwierdził Liam.
- Zanim się połączą.- dopowiedział Theo.
- Co się stanie, gdy się połączą?- spytałam w końcu, na co Scott wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale pewnie nic dobrego.
- Stworzyłeś armię?- spytał alfę Liam.
- To my.- odpowiedziała Malia.
- Oby to coś nie karmiło się desperacją.- odezwał się Peter, który stał za nami pokryty sądzą.- Wyczuwam jej tu sporo.
- Co się stało?- spytał go Scott, na co wuj uniósł do góry kierownice.
- Myśliwi zniszczyli moje cacko. Jeśli go wina tego czegoś, chce zobaczyć jak umiera w cierpieniach.- wyjaśnił, a ja siłą wyższą się uśmiechnęłam.- Zapłacą mi za to.- dodał, jednak ja znałam prawdę i dlatego spotkałam się z nim po zebraniu w szkole.- Co jest? Muszę zaplanować zemstę.
- Co tu robisz?- spytałam ku jego zaskoczeniu. Skrzyżowałam ręce na piersiach patrząc mu w oczy.- Tak naprawdę. Nigdy nie kręciły cię samochody i nie uwierzę, że wróciłeś by zmieścić się za rozwalony wóz.
- To jasne.- stwierdził wzdychając.
- Wróciłeś dla Malii.- wywnioskowałam, a ten odwrócił wzrok.- Wiesz co to znaczy? Że miałam co do ciebie rację, Peter.- powiedziałam, na co wuj spojrzał na mnie przeszywająco.- Nie jesteś potworem.
- Jestem. Jeszcze się o tym przekonasz.- rzucił sarkastycznie, a ja mruknęłam coś w odpowiedzi i skierowałam się do samochodu Scotta.- On zginie, Caroline.- powiedział, co sprawiło, że się zatrzymałam.- Nie zakochuj się ponownie w trupie.
- Za późno. Nigdy nie przestałam go kochać.- stwierdziłam idąc dalej.

Nie minęła doba, gdy mieliśmy już większość informacji. Jedną, ludzką częścią Anuk-Ite był Aaron z drużyny lacrosse, a drugą, nadprzyrodzoną kobieta z nagrania na telefonie trupa w lesie. Scott i Liam zajęli się poszukiwaniem owej kobiety, a ja jak na złość miałam wraz z Theo ogarnąć tego chłopaka. Wiedziałam, że to jedyny sposób na zatrzymanie wojny, jednak spędzenie czasu z Theo, który irytował mnie nawet milcząc było w moim mniemaniu karą, bądź średnio zabawnym żartem alfy.
Szliśmy tunelami nasłuchując i próbując wyczuć czyjąś obecność.
- Jak tam twój gniew?- spytał mnie chłopak, ale ja nie odpowiedziałam.- Milczysz, bo mnie nie lubisz, czy bo cię wkurzam?
- Jedno nie wyklucza drugiego.- rzuciłam, na co ten prychnął.- Możesz się skupić?
- Ile musi minąć czasu, żebyś mnie zaakceptowała?- drążył, a ja westchnęłam ciężko.
- Za kilka epok może zmienię o tobie zdanie. A na razie wyjaśnij mi, dlaczego w tunelach. Lepiej czujesz pod ziemią?- spytałam, na co ten pchnął mnie na ścianę.
- Zmieniłem się.
- Czyżby? To dlaczego trafiłeś na mnie? Może dlatego, że Scott wie, że w razie gdy ci odwali, ja nie będę dawać ci kolejnej szansy, tylko cię zabije.- wyjaśniłam patrząc mu w oczy, w których widziałam gniew.- Co robimy w tunelach?- ponowiłam pytanie, gdy ten się odsunął.
- Aaron nie przychodzi na lekcje, a według Scotta ostatni raz Anuk-Ite był widziany w tunelach. Piekielny pies spalił ciało, ale nikt tu nie przyszedł. Ze strachu.
- No tak.- westchnęłam, po czym ruszyłam przed siebie, aż się zawahałam.
- Co jest?- spytał Theo.
- Nie czujesz? Nie chce nas tu.
- Też nie chce tu być.- rzucił wymijając mnie, ale ja szybko złapałam go za ramię. Gdy poczułam, jak się trzęsie najprawdopodobniej ze strachu, odsunęłam rękę. Chłopak spojrzał na mnie wyczekująco, więc postanowiłam zmienić temat.
- Idę przodem.- powiedziałam i ruszyłam pierwsza. Nie była to przyjemna podróż, zwłaszcza gdy na rozwidleniu musieliśmy pójść w mroczniejszy korytarz.

- Błądzimy godzinami. Powinniśmy już wracać.- stwierdził po raz kolejny Theo.
- To samo mówiłeś pięć minut temu.- rzuciłam zirytowany.- Jak chcesz możesz iść. Ratuj swój tyłek. Jak zawsze.
- Przecież tu jestem. Chce być w stadzie.
- W stadzie Scotta, w którym liczy się zaufanie?- spytałam kpiąco.
- Tobie Scott zaufał.
- Nie porównuj mnie do siebie.- rzuciłam zatrzymując się.- Nie jesteśmy tacy sami.
- Czyżby?
- Owszem. Ja robiłam wszystko, żeby odbudować zaufanie Scotta, a ty zawiodłeś nas zbyt wiele razy.
- Carol.
- Myślisz, że się ciebie boję? Nienawidzę cię i szczerze, wysłałabym cię znów pod ziemię.
- Carol!- krzyknął rzucając się na mnie, przez co wylądowaliśmy na ziemi unikając ataku Aarona. Złapałam się za głowę, którą uderzyłam w podłogę, gdy Theo atakował Anuk-Ite. Po chwili jednak wylądował obok mnie ranny. Aaron zniknął, a my leżeliśmy próbując się wyleczyć.
- On nie miał być człowiekiem?- spytałam sycząc z bólu.
- Chyba nie wzięliśmy pod uwagę, że jako Anuk-Ite może być silny.- stwierdził, po czym oparł się o ścianę siadając i podał mi rękę. Spojrzałam na nią niepewnie, jednak złapałam za nią, a ten pomógł mi usiąść.- Jesteśmy kwita.- zaśmiał się irytująco.
- Co?
- Za to jak złamałaś mi nos w domu Scotta.- wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego mrużąc oczy.
- Jesteś serio dupkiem.- rzuciłam sarkastycznie, po czym wytarłam rękawem krwawiącą głowę.- Ale niemniej dzięki za ratunek.- powiedziałam, na co ten lekko się uśmiechnął.
- Wynośmy się stąd.- rzucił wstając, a ja zrobiłam to samo i oboje skierowaliśmy się do wyjścia.

Siedziałam na łóżku Scotta obracając w dłoni pocisk. Słyszałam, że chłopak zmywa ze swoich ubrań i rąk krew zmarłej kobiety z nagrania, która okazała się być nauczycielką biologii i matką jednej z twarzy Anuk-Ite. Otworzyłam drzwi, po czym oparłam się o framugę.
- Niezły bałagan.- rzuciła, na co Scott zakręcił wodę w kranie i spojrzał na mnie.
- Tak.- powiedział słabo.
- Przykro mi, że i tym razem ktoś umarł. Chciałabym powiedzieć, że nie mogliśmy nic zrobić, ale...- urwałam, gdy ten do mnie podszedł. Jego ręce i ciało dalej było całe w krwi.- Musisz to zmyć.- stwierdziłam zmieniając temat.
- Caroli?- spytał dotykając mojej szyi i policzka.- Przepraszam, że cały czas pakuje cię w kłopoty.
- To nie ty pakujesz mnie. Sama też nieźle się w nie pakuje, Scott.- stwierdziłam ze smutnym uśmiechem.- Ale że kazałeś mi spędzić cały dzień w towarzystwie Theo, to była już gruba przesada, wiesz?- spytałam, a ten się zaśmiał pod nosem.- Weź prysznic.- zaleciłam, po czym skierowałam się z powrotem do jego pokoju, aż ten mnie obrócił w biodrach i pocałował w usta. Szybko odwzajemniłam pocałunek, a następnie zaczęłam rozpinać jego koszule. Po chwili oboje wylądowaliśmy pod prysznicem, gdzie z pewnością zmarnowaliśmy litry wody. Ale tego właśnie potrzebowaliśmy. Bliskości i odskoczni od problemów.




Carrot come back! ♥️🤭 Dajcie znać czy podobał wam się rozdziałek, bo mi bardzo (zwłaszcza Theo+Carol oraz ta końcówka XDD)

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz