- Tak, Derek. Wszystko gra, o ile można to tak ująć.- rzuciłam zamykając za sobą drzwi do domu.- A co do Scotta, to w pewnym sensie się pogodziliśmy.
- Cieszę się. Znaczy, że wrócisz do niego?
- Nie sądzę.- zaśmiałam się odkładając klucze na stolik. Następnie podeszłam do lodówki i wyjęłam z jej plaster sera, który od razu wzięłam do ust.
- Dlaczego? Wciąż masz mu za złe tamtą sytuację?
- Miałam raczej na myśli, że mam chłopaka.- powiedziałam z pełną buzią.
- Kogo?- spytał zszokowany.
- Nie znasz. Iest ze stada Satomi.
- Jesteś szczęśliwa?- spytał, a ja się zawahałam.- Jeśli go nie kochasz, to tylko go ranisz.
- Oczywiście, że...go...- urwałam, zamykając oczy i wzdychając ciężko.- Chce zapomnieć o Scott'cie, a Brett jest bardzo miły, przystojny i dobrze się przy nim czuje.
- Gdybym był w Beacon Hills, to wybił bym ci go z głowy.
- Cóż, było zostać. Poza tym polubił byś go. Cieszył byś się moim szczęściem, a nie narzucał mi to, kogo kocham, tak jak w tej chwili.
- Przecież ci nie narzucam. Mówię tylko, żebyś się zastanowiła nad tym, co czujesz. On pewnie cię kocha, a ty tylko wykorzystujesz go, żeby zapomnieć o byłym.
- Nie prawda.
- Tak? A jakie masz plany wobec niego? Chcesz się zabawić, czy wziąć z nim ślub i założyć rodzinę?
- Wiesz, że nie jestem zwolenniczką ślubów i dzieci.
- Pytam serio.
- Kocham go, to chciałeś usłyszeć?- spytałam podniesionym głosem.
- Nie, chce usłyszeć, że wiesz co robisz. Że jesteś odpowiedzialna i umiesz o siebie zadbać.- wyjaśnił spokojnie, na co ja wzruszyłam ramionami.
- Tak, tak i...tak. Nie musisz się martwić.- stwierdziłam siadając na kanapie.
- Wiesz, że i tak będę.- powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.- Jak sprawa twojej ewolucji?
- Bez zmian. Pewnie przez to, że dawno nie było żadnej bitwy, a to wtedy mam te bóle głowy i zawroty.
- Uważaj na siebie. Nie pakuj się w nic głupiego i trzymaj się przyjaciół.
- Derek, dziadziejesz.- stwierdziłam półżartem.- Od kiedy jesteś nadopiekuńczym bratem?
- Od zawsze, Carol.- rzucił w odpowiedzi, po czym uśmiechnęłam się i wyłączyłam telefon. Odłożyłam go na szafkę, po czym się zawahałam, aby znów wziąć go do ręki.
- Nie.- powiedziałam do siebie, wstając z miejsca.- Jesteś niezależną kobietą, która nie potrzebuje nikogo. Ani Dereka, ani Bretta...- urwałam wzdychając.- Ani tym bardziej Scotta.- zamknęłam oczy, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa.- Zabijcie mnie.- wyszeptałam, po czym złapałam za telefon i odczytałam wiadomość od Bretta. Uśmiechnęłam się szeroko, a następnie odpisałam, prosząc o spotkanie.- Dlaczego jesteś ze mną?- spytałam, siedząc obok Bretta, z którym kończyłam oglądać serial.
- To znaczy?- spytał biorąc garść chipsów.
- Na początku myślałam, że chodzi o seks, ale...- urwałam zamyślona. Chłopak słysząc mój ton również spoważniał i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.- przychodzisz, rozmawiasz ze mną, żartujesz i objadasz się chipsami.
- Sam nie wiem. Może jest mi cię żal?- spytał żartem, na co ja prychnęłam rozbawiona.
- Żal?- udałam oburzoną.
- Jesteś piękna, gdy się wkurzasz.
- Przestań!- zaśmiałam się, po czym uderzyłam go poduszką, co wywołało u chłopaka śmiech.- Pytam poważnie.
- No dobrze.- spoważniał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Gdy jego dłoń dotknęła mojego ucha, przeszedł mnie dreszcz.- Gdy zobaczyłem cię na korytarzu, zauważyłem, że masz problem. Teraz wiem jaki.
- Oho, ja też chyba wiem.- stwierdziłam, siadając twarzą do niego.- Scott?
- Nie, jesteś samotna.- odpowiedział, a ja zamarłam. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.- Nie chodzi tylko o rozstanie z chłopakiem. Jesteś w tym domu sama. Twoi przyjaciele mają kogoś, kogo kochają, a ty boisz się, że ciebie nikt nie kocha, że...tylko na tyle cię stać. Że to wszystko, co możesz mieć, bo tylko na to zasługujesz.- zastanowiłam się nad jego słowami. Czy w istocie tak było? Owszem, trafił w sedno.- Kończysz liceum, a nie wiesz gdzie iść dalej, bo nie wiesz, gdzie jesteś teraz. Jesteś niestabilna.
- Owszem.- rzuciłam smutno, patrząc mu w oczy.- Nie tylko pod tym względem. Mam wiele na sumieniu.
- Nie muszę wiedzieć.
- Powinieneś.- stwierdziłam, po czym spuściłam głowę, patrząc na swoje palce.- Mam...na sumieniu dwie osoby. Obie chciały mnie zabić. Mnie i moich bliskich. Zabiłam ich, bo tak było łatwiej.
- Nie przeszkadza mi to, Caroline.- stwierdził, a ja w końcu na niego spojrzałam. Był szczery. Nie kłamał.
- Co?- spytałam zszokowana.
- Posłuchaj, nie będę cię oceniać, biorąc pod uwagę tylko sam fakt, że...
- Że kogoś zabiłam?- dokończyłam za niego.- Dwa razy. I to w bardzo drastyczny sposób.
- Caroline...
- Powinieneś mnie oceniać. Jestem potworem, który...
- Przestań, proszę.- złapał mnie za ręce, które i tak trzęsły się z emocji.- Kocham cię i nie obchodzi mnie to, co zrobiłaś. Wróć, obchodzi. Fakt, że wciąż to przeżywasz i nienawidzisz siebie za to sprawia, że jeszcze bardziej cię kocham i podziwiam twoją odwage.- wyjaśnił, a ja zamilkłam. Pierwszy raz kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam w jego oczy, bojąc się, że kłamie, że mnie odrzuci. Ale Brett siedział spokojnie i trzymał mnie za ręce. Moje serce waliło tak szybko, że wręcz mało nie wypadło. W końcu ku zaskoczeniu chłopaka, złapałam go za policzki i złączyłam nasze usta. Po chwili ręką Bretta znalazła się na mojej szyi, a druga na biodrze. Nie chciałam nic mówić, więc dałam mu jednoznacznie do zrozumienia, co czuje. Usiadłam na nim okrakiem, dalej błądząc rękami po jego karku i policzkach. Z kolei jego dłonie trzymały moje biodra, jakby w obawie, że jeśli mnie puści, upadnę. Szybkim ruchem zdjęłam z siebie koszulkę, po czym zaczęłam na niego napierać. Kochałam go. Bardzo. Co różniło go od Scotta? Wszystko. Absolutnie wszystko. W wyglądzie, myśleniu i działaniu. I to sprawiało, że w mgnieniu oka wpadłam w kolejny niesamowity związek.Stałam w domu, załamana wciąż kłótnią ze Scottem. Obok mnie stał Derek.
- Jesteście nieznośni.- usłyszałam zdezorientowana. Głos pochodził jakby znikąd.- Oboje.
- Że co?- spytałam zdziwiona rozglądając się dookoła.
- Ty i Scott. Zachowujecie się jak dzieci.
- Jak dzieci? To on nie umie nawet tu przyjść i osobiście poprosić mnie o powrót do stada, tylko wysyła tu ciebie. Jeśli chce to niech jedzie po Kire, Malie i Liama. Mam to gdzieś. To jego stado.
- Jesteś jego częścią.- zauważył głos.
- Stiles?- wyszeptałam, na co obraz zaczął się zacierać, a ja się budzić.Otworzyłam oczy. Było ciemno, a zegar na ścianie wskazywał środek nocy. Obróciłam głowę w bok, po czym przypomniałam sobie, że usnęłam wraz z Brettem na kanapie. Byłam naga, więc złapałam za drugi koc, którym się owinęłam, wzięłam telefon i poszłam do swojego pokoju, by nie obudzić chłopaka. Wybrałam numer Lydii, po czym przygryzłam wargę z niepokoju.
- Carol? Wiesz, która jest godzina?- spytała zaspanym głosem Lydia.
- Wiem, ja tylko...- urwałam, patrząc w stronę drzwi.- Miałam sen. Wspomnienie. Chyba. Nie wiem.
- O co chodzi? Co ci się śniło?
- Chyba... Stiles.- powiedziałam niepewnie.- Nie widziałam go, ale słyszałam czyjś głos, a potem znikąd powiedziałam jego imię. Obudziłam się z tą myślą i nie mogę przestać o tym myśleć.
- Carol, musisz powiedzieć o tym jutro Scottowi i Malii.
- Wiem, wiem...
- A na razie idź spać. Nie myśl o tym. Spróbuj się uspokoić.
- Jestem spokojna.- wyjaśniłam wzdychając.- Dobranoc.
- Widzimy się w szkole.- rzuciła, po czym się wyłączyła, a ja wróciłam do Bretta, który dalej spał. Jednak ja już nie zasnęłam. Tej nocy stanęłam twardo na ziemi i przestałam latać myślami w obłokach. Stiles nas potrzebował. Nas wszystkich.Ale sweet ten rozdział prawda? Wiem, że nie każdy jest za shipem Carol + Brett (w komentarzach dawajcie nazwę tego shipu) ale będzie to naprawdę fajny związek, który szybko się nie skończy, a Scott będzie musiał w końcu spiąć dupę, wziąć się w garść i odzyskać swoją miłość ♥️♥️♥️ dajcie znać czy podobał wam się rozdział
CZYTASZ
Be with you to live | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐́ ,,𝐿𝑖𝑣𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ 𝑦𝑜𝑢", 𝑤𝑖𝑒̨𝑐 𝑗𝑒𝑠́𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑙𝑒𝑠́ 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐𝑖, 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑗 𝑡𝑒𝑗, 𝑎 𝑤𝑟𝑜́𝑐́ 𝑠𝑖𝑒̨ <3 𝑀𝑖𝑛𝑒̨𝑙𝑜 𝑠𝑧𝑒𝑠́𝑐́ 𝑚𝑖𝑒𝑠�...