Wróciliśmy do domu, gdzie ja skupiłam się na nauce. Oczywiście zbytnio nie przyswajałam wiedzy, jednak chciałam się skupić na czymś innym niż myślenie o Scott'cie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a do środka pokoju wszedł Derek.
- Carol, masz gościa.- stwierdził niechętnie, a zza jego pleców wyłonił się Stiles trzymający torbę z jak się domyśliłam moimi rzeczami.
- Hej.- powiedziałam do przyjaciela, po czym spojrzałam wymownie na Dereka, a ten przytaknął i wyszedł z pokoju, by zostawić nas samych. Stiles z kolei stanął obok mnie, na co ja nogą pchnęłam drzwi, by je zamknąć. Są dużo by to nie dało, by gdyby Derek chciał słyszeć nasze rozmowy, to i tak by to słyszał. Jednak był to znak, żeby nie wchodził.
- Przywiozłem ci rzeczy, o które prosiłaś.- wyjaśnił odkładając torbę na moje łóżko. Wyczułam, że chłopak jest smutny i zdenerwowany jednocześnie. Wiedziałam, że ma to związek z chimerami i doktorami. Nie chciałam pytać. Nie chciałam wiedzieć. W końcu już postanowiłam, że nie będę się mieszać.- Nie wiedziałem, że Derek wrócił.
- Bo oficjalnie nie wrócił.- powiedziałam znacząco, co ten na pewno zrozumiał.- Chce wyjechać. Z nim.
- Ja wiem, że pokłóciłaś się ze Scottem, ale...potrzebujemy cię. Scott cię potrzebuję.
- Bzdura, da sobie radę. Poza tym nie chce o nim słyszeć.
- Nie wiesz co się dzieje. Stado się rozpadło. Malia i Braeden szukają pustynnej wilczycy. Hayden nie żyje, a Liam się odciął, bo ma żal do Scotta. Mój ojciec jest podtruwany przez Theo i leży chory w szpitalu. Lydia zaginęła
- Co?- spytałam zszokowana.- Jak to zaginęła?
- Nie można się z nią skontaktować. Nikt jej od wczoraj w szkole nie widział. Coś musiało się stać. Scott nie ma do tego głowy. Jest załamany kłótnią z tobą oraz faktem, że traci kontrolę nad stadem.
- To jego stado. I sam je niszczy.
- Carol, proszę cię. Przemyśl to. Jeśli czegoś nie zrobimy to Theo wygra.- naciskał, jednak na co ja spojrzałam na podłogę myśląc nad jego słowami.- Jest chimerą.- rzucił, a ja aż wstałam z fotela.
- Co?
- Jest pierwszą chimerą stworzoną przez doktorów. Mieliśmy rację nie udając mu.
- Jak mogłam to przeoczyć.
- Byłaś zajęta swoimi sprawami.- co po tych słowach poczułam? Że to moja wina. Nie ufałam mu, a jednak porzuciłam stado w chwili, gdy ten realizował swój plan. Przez niego jesteśmy rozdarci. Przez niego stado się rozpadło. Nienawidziłam go jeszcze bardziej. Nagle zadzwonił telefon Stilesa, a ten szybko go odebrał.
- Stiles, mamy Lydie.- usłyszałam w słuchawce głos Scotta, na co przyjaciel na mnie spojrzał.
- Nic jej nie jest?- spytał.
- Jest w stanie katoni. Nie ma z nią kontaktu.- wyjaśnił, a mi wpadło coś do głowy, więc pokiwałam głową dając znać Stilesowi, że coś wiem.
- Poczekaj chwilę.- rzucił do Scotta, po czym przyłożył rękę do głośnika, by stłumić mój głos w słuchawce.
- Pamiętasz jak mówiłam, że Scott próbując odzyskać wspomnienia Coreya mógł go skrzywdzić?
- No.
- Jeśli źle wbije się pazury można kogoś zabić, sparaliżować, albo wprowadzić kogoś właśnie w stan katoni.
- Czyli Theo chciał wydobyć z Lydii jakieś wspomnienia. Ale jakie i po co?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami. Chłopak znów zwrócił się do przyjaciela.- Spotkajmy się u ciebie.
- Do zobaczenia.- rzucił Scott, po czym się rozłączyli.
- Muszę jechać.- wyjaśnił mi Stiles idąc w stronę drzwi.
- Stiles, musicie sprawdzić kark Lydii. Jeżeli są tam ślady pazurów, to Theo może wiedzieć coś, co wie Lydia.
- Na przykład?
- Nie wiem, ale to musi być istotne. Musicie sprawdzić jej kark.- powiedziałam, a ten przytaknął i wyszedł prędko z mojego pokoju. Czułam jak zbiera się we mnie wściekłość. Jak Theo mógł skrzywdzić Lydie? Mógł ją nawet zabić. Ścisnęłam mocno ręce wbijając sobie tym samym pazury w wewnętrzną część dłoni. Kilka kropli krwi spadło na podłogę. Spojrzałam tam. Przed oczami mignął mi obraz Donovana oraz mężczyzny bez ust. Musiałam wszystko z siebie wyrzucić.*Scott
Siedziałem na łóżku, gdy do pokoju wbiegł Stiles.
- Co z Lydią?- spytał widocznie przejęty.
- Jest w szpitalu. Jest z nią Parish i jej mamą.- wyjaśniłem załamany. Chłopak westchnął ciężko poprawiając włosy.- Byłeś u Caroline?- spytałem. Jej głosu nie dało się nie poznać. Zbyt dobrze go znałem. Nawet stłumiony w słuchawce był dla mnie znaczący.
- Tak, byłem.- odpowiedział Stiles zakłopotany.- Zawiozłem jej rzeczy.
- Mogła po nie przyjechać.- stwierdziłem, ale ten spojrzał na mnie niepewnie.- No tak. Nie chciała.
- Dziwisz się?
- Nie.- odpowiedziałem pocierając ranny brzuch.
- Krwawisz.
- Zagoi się. Czasem dłużej się goją.- wyjaśniłem, na co Stiles zaczął gryźć paznokcie patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.- Co?
- Wiesz, że Carol chce wyjechać?
- Niby skąd mam wiedzieć? Nie widziałem jej od tamtego wieczoru.
- Jest w złym stanie. Jeszcze takiej jej nie widziałem. Zraniłeś ją.
- Wiem o tym, ale zabiła i nie powiedziała mi o tym.
- Bo się bała. A ty pokazałeś, że słusznie.- stwierdził. Spuściłem wzrok myśląc nad jego słowami.- Pomysł, chcesz ją stracić? Jeśli nie, to coś zrób, bo gdy ona wyjedź to już tu nie wróci...
- Chce spotkać się z Theo.- wypaliłem chcąc zmienić temat.- Musimy się dowiedzieć dlaczego zaatakował twojego tatę i Lydie.
- Słuchasz mnie w ogóle?- spytał zdenerwowany.
- To sprawa między mną, a Carol. Proszę, nie rób nic, żeby jej zatrzymać.
- Chcesz, żeby wyjechała?
- Może to jest najlepsze wyjście.- zastanowiłem się, na co ten zamrugał szybko zdziwiony moimi słowami.- Skupmy się na Lydii. Parish znalazł ją w lesie, a na kamieniu wyryła znak szeryfa.
- To ma sens.- westchnął Stiles.- Theo chce, żebyśmy się do niego zwrócili.
- Dlatego trzeba się z nim spotkać.
- Carol coś odkryła, albo raczej ma przypuszczenie. Kazała nam sprawdzić kark Lydii.- wyjaśnił, a ja zamarłem. Jak mogłem o tym nie pomyśleć? Przecież Theo chcąc wycisnąć coś z Lydii mógł wbić w nią pazury, tym samym wprowadzając ją w ten stan.
- Sprawdzimy to. Ale na razie musimy pogadać z Theo.- postanowiłem, z czym ten się zgodził, nie wracając już na szczęście do tematu Caroli.*Caroline
Krzyknęłam po raz kolejny drapiąc pazurami korę drzewa.
- Skończyłaś?- spytał znudzony Derek, który stał kilka metrów dalej z założonym rękami.
- Jak mogłam być tak głupią?! Jak mogłem dopuścić, żeby Theo skrzywdził Lydie?! Gdy ja się użalałam, ten realizował swój plan! Jaka byłam głupia!- wrzeszczałam wciąż atakując drzewo.
- Mówiłem, że powinnaś działać.- stwierdził, na co ja się zatrzymałam obracając się w jego stronę.
- Nie powinieneś mnie pocieszać?
- Nie. Wpadnij w furie i rozwal to drzewo.- rzucił z rozbawieniem.- Albo zaatakuj mnie.
- Wolę drzewo.- stwierdziłam wracając do drapania kory.
- Jesteś wściekła?
- A jak myślisz?! Przeze mnie Theo wygrywa!- wydyszałam zmęczona.
- Chciał cię wyeliminować.- domyślił się mój brat dalej stojąc w bezruchu.
- I mu się udało!- krzyknęłam.
- Zostaw to biedne drzewo.
- Muszę odreagować.
- Wiem, ale nie musisz tym samym niszcząc całego rezerwatu.
- Nie będę z tobą walczyć.- rzuciłam po raz kolejny.
- Nie skrzywdzisz mnie. Wiem o tym.- wyjaśnił, na co ja opadłam na kolana, chcąc wziąć wdech. Drzewo przede mną było w opłakanym stanie, więc postanowiłam odpuścić sobie męczenie go.- Zaufaj mi, Carol. W razie czego cię powstrzymam. Nic się nie stanie.
- Nie ufam sobie.- powiedziałam w końcu.
- Wiem o tym. Ale mi ufasz?
- Zależy w jakiej kwestii.- wyznałam wstając z ziemi w samą porę, żeby zobaczyć jego żałosną minę.- Co mam robić?- spytałam, na co ten odżył i zdjął kurtkę skórzaną, by jej nie zniszczyć.
- To proste. Atakuj mnie. Wpadnij w furie. Chce zobaczyć na ile jesteś silna.- wyjaśnił, więc przytaknęłam i zaczęłam go atakować. Ten oczywiście unikał sprawnie moich ataków, aż stał się przełom i zraniłam go w ramię. Ten uśmiechnął się pod nosem nie przejmując się zbytnio raną.- Tylko tyle? Pomysł o Theo i o tym jak wpłynął na Scotta.- nakazał, więc znów zaatakowałam brata.- Myśl o tym, co zrobił Lydii i Stilinskiemu.- mówił, a ja coraz bardziej nabierałam siły, która przejęła nade mną kontrolę.- Co ze Scottem? Nie jesteś na niego wściekła?!- krzyknął przekrzykując oznaki naszej walki. Kopnęłam brata w brzuch, pchając go na drzewo, po czym zaczęłam go uderzać i drapać. Byłam w furii. Nie mogłam się uspokoić. Przed oczami minęły mi moje ofiary oraz twarz Scotta z tamtej nocy. Nagle poczułam jak silne ręce brata ściskają moje nadgarstki. Zaczęłam głęboko oddychając. Brat uniósł moje ręce wysoko, żebym nie mogła znów go zaatakować. Spojrzałam w jego oczy, w których widziałam zszokowanie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem przemieniona w wilkołaka. Uspokoiłam oddech i z trudem wróciłam do ludzkiej postaci. Moja głowa opadła w dół. Byłam wykończona ową walką.- Jesteś silniejsza niż wcześniej.- stwierdził Derek, na co ja z trudem na niego spojrzałam.- Dotknęłaś furii, ale nie panowałaś nad nią. Nauczę cię jak ją wykorzystać.- wyjaśnił, a mój wzrok spoczął na jego torsie, gdzie znajdowały się gojące się rany po moich pazurach. Czułam jak moje oczy się zamykają, a ręce brata rozluźniają moje nadgarstki. Nagle zaczęłam tracić kontrolę nad ciałem i upadła bym, gdyby nie złapał mnie Derek.- Musisz odpocząć.- stwierdził, po czym wziął mnie na ręce i włożył do swojego samochodu, którym wróciliśmy do domu.Słuchajcie będzie super wątek♥️ aż nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że nie przeszkadzają wam rozdziały, które są trochę oderwane od fabuły serialu. Jednak teraz będą przeplatane trochę wątki nauki Carol i akcji stada.
Dajcie znać co o tym myślicie 😘😍
CZYTASZ
Be with you to live | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐́ ,,𝐿𝑖𝑣𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ 𝑦𝑜𝑢", 𝑤𝑖𝑒̨𝑐 𝑗𝑒𝑠́𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑙𝑒𝑠́ 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐𝑖, 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑗 𝑡𝑒𝑗, 𝑎 𝑤𝑟𝑜́𝑐́ 𝑠𝑖𝑒̨ <3 𝑀𝑖𝑛𝑒̨𝑙𝑜 𝑠𝑧𝑒𝑠́𝑐́ 𝑚𝑖𝑒𝑠�...