30.

500 28 8
                                    

- Odwieźć cię?- spytał Brett, który szykował się razem ze mną do wyjścia do szkoły.
- Nie musisz.
- Czyżby?- rzuciłam mu w odpowiedzi zdziwione spojrzenie. Ten zaśmiał się pod nosem, po czym podrzucił w dłoni kluczyki do samochodu.- To co? Przejedziesz się?
- No nie wiem, sama też trafię do szkoły. Jestem szybka.
- Wiem o tym doskonale.- stwierdził zaczepnie, a ja zamrugałam kilka razy nie dowierzając, że to powiedział.
- Jesteś wkurzający.- powiedziałam, na co ten się zaśmiał. Narzuciłam się na siebie kurtkę, po czym stanęłam przed chłopakiem.- Mogę prowadzić?
- Masz prawko?
- Nie, ale znam szeryfa.
- A umiesz chociaż jeździć?
- Derek trochę mnie nauczył.- odpowiedziałam, jednak ten widocznie się zawahał.
- Obiecujesz nas nie zabić?- spytał, na co ja przewróciłam oczami, zabrałam z jego dłoni kluczyki i wyszłam z domu.- Błagam cię, lubię swoje życie!- zawołał za mną Brett, jednak ja nie odpowiedziałam tylko z uśmiechem wsiadłam do jego samochodu. Ten dołączył do mnie po chwili. Pamiętałam dokładnie jak się włącza silnik i kieruje samochodem. Dlatego bez obaw ruszyłam nim w drogę do mojej szkoły. Gdy zaparkowałam, spojrzałam na Bretta z wysoko podniesioną głową.
- Żyjesz?- spytałam.
- Odpowiem, jak mój żołądek wróci na miejsce.- zażartował, na co ja wyszłam z samochodu, a chłopak zrobił to samo, by zająć moje miejsce. Jednak nim usiadł za kierownicą, złapał mnie w biodrach.- Zadzwonię do ciebie wieczorem.
- Nie, to ja zadzwonię.- rzuciłam i pocałowałam go w usta.- Pa.
- Będę tęsknić.
- A ja nie. Będę cieszyć się wolnością.- stwierdziłam żartem, co ten szybko wyczuł i uśmiechnął się, ukazując swoje dołeczki.- Kocham cię.- wyszeptałam, na co Brett pocałował mnie w policzek i spojrzał mi w oczy.
- Miłego dnia, Caroline.
- Mów mi Carol, będzie łatwiej.
- Lubię twoje imię. Poza tym wszyscy mówią na ciebie Carol, a ja chcę mówić do ciebie w inny sposób. Wyjątkowy.- wyjaśnił, a ja przytaknęłam głową.
- Okej, jakoś to przeżyje.- rzuciłam kierując się do szkoły. Chłopak po chwili odjechał, a ja szybko wróciłam na ziemię.
- Cześć.- przywitała się ze mną Lydia.
- Hej, co jest?- spytałam, znając tą minę.
- Odkryłam coś. Gwen mówiła, że jej siostra zaginęła, ale nikt jej nie pamięta. Wszystko, co do niej należało zniknęło, oprócz jej bransoletki. To samo stało się z takim chłopakiem. Nikt o nim nie pamięta, ale został jego identyfikator.
- To...jakieś relikty?- spytałam marszcząc brwi.
- Scott twierdzi, że jeźdźcy nie mogą wszystkiego wymazać, więc zostawiają coś, co jest śladem pamięci i odnosi się do porwanej przez nich osoby.- wyjaśniła.
- Wiem do czego zmierzasz. Chcesz znaleźć relikt Stilesa.
- Dzięki temu będziemy mogli sobie przypomnieć, albo przynajmniej sprawdzić, czy mamy rację, czy może tylko wszyscy zwariowaliśmy.- przyznała, gdy weszłyśmy do sali.
- To co robimy?- spytałam, a ta rozejrzała się po korytarzu.
- Zrywamy się i idziemy coś znaleźć.- wyjaśniła cicho, po czym obróciła się, aby wyjść ze szkoły. Rozejrzałam się po zatłoczonym korytarzu, a następnie ruszyłam za nią. Pojechałyśmy do domu szeryfa, gdzie ta chciała zacząć poszukiwania.
- Dlaczego my mamy zawalać lekcje?- spytałam gdy dojechałyśmy.
- Bo reszta będzie chronić imprezowiczów w bunkrze podczas meczu.- stwierdziła jakby to było oczywiste.- Muszą wszystkich zebrać, a mecz za kilka godzin.
- Okej, kumam. Zróbmy to szybko.- rzuciłam wychodząc z auta.

- Nie mogłem spać tej nocy.- wyznał mężczyzna, z którym stanęliśmy w korytarzu.- Poszedłem do garażu, by zająć się papierami, które tam przechowuje. Podczas ściągania kartonu, na moją nogę spadł kij baseballowy, a ja odruchowo krzyknąłem ,,Stiles".
- Gdzie jest ten kij?- spytałam, a mężczyzna poszedł do swojego gabinetu, skąd przynosił przedmiot. Złapałam za jego, po czym podałam go Lydii.- Czujesz coś?
- Nie.- odpowiedziała krótko dziewczyna, gdy do mnie zadzwoniła Malia.
- Przepraszam, muszę odebrać.- rzuciłam, po czym odeszłam na bok, by odebrać telefon.- Co jest?
- Potrzebuje cię. Teraz.
- Jestem z Lydią u Stilinskiego.- powiedziałam szeptem.
- Wiem, ale sama nie dam rady z tymi imprezowiczami. Argent zmusił mnie, żebym to siedziała, ale kilku już się wymknęło, a burza się zbliża.
- Ale...- urwałam, patrząc na Lydie, która rozmawiała z mężczyzną.
- Proszę cię.- nalegała, więc ja westchnęłam dając jej odpowiedź.- Dam ci znać gdzie dokładnie jesteśmy.
- Okej.- odpowiedziałam w końcu, po czym wyłączyłam telefon i wróciłam do przyjaciółki.- Muszę dołączyć do Malii. Mają problem z uczniami, których ukryli w bunkrze.
- Jasne, dam sobie radę.- zgodziła się Lydia, więc ja pożegnałam się z szeryfem i pobiegłam pod wskazane przez kuzynkę miejsce. Gdy weszłam do bunkra, usłyszałam znany mi głos.
- Dobrze cię widzieć, Caroline.- powiedział Chris, na co ja uśmiechnęłam się łagodnie.
- I pana również. Ostatni raz widziałam pana w Nowym Meksyku podczas...
- Walki z Kate i Berserkami. Owszem.
- Znalazł ją pan?
- Pracuje nad tym.
- Przepraszam?- odezwał się jeden z nastolatków, których dopiero wtedy dostrzegłam.- Można ciszej? Ktoś tu próbuje słuchać muzyki.
- Lepiej muzyki niż łamiących się kości.- rzuciłam gniewnie, na co ten zamilkł, a Argent uśmiechnął się rozbawiony.- Gdzie Malia?
- Poszła szukać uciekinierów.
- Też powinnam stąd uciec, ale...- urwałam widząc górski popiół w słoiku obok mężczyzny.- widzę, że nie będę mieć już wyjścia.- na te słowa ten przytaknął.- Lepiej się tym zająć jak najszybciej.
- Słyszysz burze?- spytał.
- Będzie silna. A to oznacza, że będzie ich więcej.- stwierdziłam, na co ten bez słowa złapał za słoik i zaczął rozsypywać popiół wokół ścian bunkra.
- Dlaczego nie możemy stąd wyjść?- spytał któryś z chłopaków.
- Jeśli stąd wyjdziesz, to zniszczysz barierę, a jeźdźcy dostaną się do środka i was zabiorą.- wyjaśnił mu oschle mężczyzna. Usiadłam na podłodze, przysłuchując się burzy. Słyszałam ryki koni i kroki, które się zatuszowały, gdy z miejsca ruszył jeden z uczniów.
- Gdzie idziesz?- spytałam zdziwiona.
- Wychodzę stąd.- na te słowa spojrzałam na Argenta, po czym oboje ruszyliśmy za chłopakiem.
- Poczekaj!- zawołałam za nim.
- Chronimy was, więc lepiej wracaj.- nakazał mu Chris, ale ten nagle zaczął biec, aż doszedł do krat na zewnątrz.
- Nie wychodź!- krzyknęłam, gdy bat owinął się wokół szyi chłopaka, a po chwili ten zniknął w zielonym dymie.- Szlag. Są tu.- rzuciłam do Argenta, który na moje słowa przygotował broń do ataku. Nagle do tuneli wskoczyło kilku jeźdźców, na co ja szybko się przemieniłam. Ryknęłam, a Argent zaczął do nich strzelać.

Leżałam na ziemi wykończona walką. Obok mnie siedział ranny Argent, jednak nie miałam siły by mu pomóc. Moja głowa bolała, a obraz się zamazywał. Za każdym razem gdy walczyłam, potem traciłam całą swoją siłę.
- Carol!- usłyszałam głos Malii, która wskoczyła do tuneli. Podeszła wpierw do mnie, ale ja szybko pokręciłam głową.
- Argent.- wyszeptałam, na co ta zrozumiała i podbiegła do mężczyzny. Po chwili przyjechała po niego karetka, a ja prawie całkowicie odzyskałam siły w nogach. Uczniowie w bunkrze zostali zabrani. Przegraliśmy. W szpitalu dołączył do nas Scott, a następnie Lydia, która miała kolejne informacje na temat Stilesa. Ja jednak nie miałam do tego głowy. Siedziałam w poczekalni, trzymając się za ranną od bata rękę i próbując nie zemdleć z bezsilności.
- Claudia nigdy nie miała dzieci, więc Stiles nie może być jej synem.- stwierdziła Lydia.
- To nie ważne.- rzucił Scott, a ja pierwszy raz od dawna musiałam się z nim zgodzić. Mieliśmy inne problemy na głowie.
- Chcecie się poddać?- spytała oburzona.- Jesteśmy już blisko. Musimy...
- Lydia, przestań.- uspokoiła ją Malia.- Powinniśmy odpuścić i skupić się na jeźdźcach widmo. Nie widzisz co się stało?- spytała wskazując na mnie, na co ja spuściłam głowę.- Zabrali wszystkich z bunkru i z boiska. Poważnie zranili Argenta oraz Carol. Czas odpuścić ze Stilesem i wziąć się za prawdziwy problem.- dodała, na co Lydia westchnęła ciężko.
- Jak chcecie.- rzuciła, po czym skierowała się do wyjścia ze szpitala.
- Trzymasz się?- spytał mnie Scott.- Wyglądasz słabo.
- To pewnie przez...
- Są silniejsi niż myślałam.- przerwałam jej rzucając wymowne spojrzenie Malii.- Zadają głębokie rany. Ale się zagoją. Jak wszystkie. Lepiej zastanówmy się co dalej. Jak złapiemy jeźdźców?
- Mason i Liam nad tym pracują. Wiemy na razie tyle, że boją się Parisha.- stwierdził Scott, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- To ma sens.- powiedziałam.- Na imprezie jeździec zniknął, gdy pojawił się Parish.
- Właśnie. Dlatego zapewne nam pomoże. A na razie trzeba czekać, aż Mason i Liam coś wymyślą.- wyjaśnił, na co ja wstałam, jednak gdy mijałam Scotta zawahałam się i ten szybko mnie podtrzymał.- Może lepiej cię podwieźć? Nie dojdziesz do domu w takim stanie.
- W takim stanie?- spytałam zdziwiona.- Jestem tylko draśnięta.
- Odwieź ją.- rzuciła Malia, która zna powód mojego złego samopoczucia. Spojrzałam na nią gniewnie, jednak się poddałam i przytaknęłam gestem głowy do chłopaka. Scott zaprowadził mnie do swojego motoru, po czym zawiózł mnie do loftu.



Idzie fala rozdziałów akcji😂😂😂 mam nadzieję, że miło się czytało, bo mi miło się pisało ♥️ dawno nie było wątku walki Carol, a w przyszłym czasie będzie tego więcej. Caroline dopiero się rozgrzewa

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz