Biegłam chodnikiem wdychając chłodne jesienne powietrze, które zamrażało moje mokre od łez policzki.
*Retrospekcja
Patrzyłam jak z ran Donovana wylewa się krew. Chłopak stał oparty o stolik uciskając rany na klatce piersiowej. Chciałam mu pomóc, ale wiedziałam, że chłopak jeszcze jako człowiek był niezrównoważony, a to oznaczało, że i tak by mnie zabił, prędzej czy później. Dlatego stałam chcąc upewnić się, że ten umrze. Nagle Donovan się zaśmiał, plując jednocześnie krwią dookoła.
- Na co czekasz? Nie dobijesz mnie?- nie odpowiedziałam, a po policzku chłopaka spłynęła pojedyncza łza. Domyślił się, że już jest martwy. Nie umiał się wyleczyć. Nie był wilkołakiem. Po chwili zawahał się i upadł na podłogę oddychając płytko. Zamknęłam oczy, by nie patrzeć na krew, na jego ciało. Słuchałam tylko jego oddech, który nagle ucichł. Tak samo serce. Upadłam na kolano mocniej ściskając powieki. Nie chciałam spojrzeć, nie chciałam wiedzieć tego okropnego obrazka. Pobiegłam na górę, zabrałam swoje rzeczy i wybiegłam ze szkoły próbując zapomnieć o tym, co się stało.*Koniec retrospekcji
Ale jak można zapomnieć, że stawało się mordercą, potworem. Nagle się zatrzymałam. Ulica była pusta, a okolica pozbawiona domów. Zebrałam w sobie cały gniew i ból, i krzyknęłam, a mój krzyk odbił się echem po całym Beacon Hills.
Gdy w końcu doszłam do domu, skierowałam się do pokoju, żeby przebrać się w świeże ubrania. Na takie, które nie będą przypominać mi o Donovanie. Rzuciłam torbę z książkami na łóżku, zdjęłam z siebie spodnie i bluzkę, po czym nałożyłam na siebie dres oraz luźna bluzę. Ubrania, które jeszcze przed chwilą pachniały złym wspomnieniem podarłam na strzępy i wyrzuciłam do kosza przed domem. Nie chciałam więcej widzieć tej koszulki, tych jeansów. Usiadłam na łóżku, patrząc ślepo w ścianę. Nagle naszła mnie myśl. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer brata. Sygnał. Oddech. Kolejny sygnał. Głębszy oddech. Trzeci sygnał...
- Halo?- odezwał się głos Dereka, na co ja uśmiechnęłam się szybko, chcąc zmienić ton głosu.
- Hej, jesteś zajęty?- spytałam łagodnie.
- Nie. A ty?- rzucił swoim typowym głosem starszego brata.- U was powinna być pierwsza w nocy. Jest środek tygodnia. Powinnaś spać.
- Nie mam już dziesięciu lat, Derek.- zaśmiałam się łapiąc za róg koca, który wyprostowałam na łóżku.- Poza tym dawno nie rozmawialiśmy.
- Fakt.- stwierdził biorąc głęboki oddech.- Co u was? Kolejne problemy?
- Można tak powiedzieć. Ale to nie ważne. Chciałam...- urwałam przygryzając wargę. Derek również zamilkł czekając, aż dokończę.- Chciałam po prostu cię usłyszeć. Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też, Carol.- odpowiedział, a ja czułam, jak zbiera mi się na płacz.- Jesteś szczęśliwa ze Scottem? Nie zostawia śmierdzących skarpet na łóżku?- zaśmiałam się płacząc jednocześnie. Derek również się zaśmiał pod nosem, co jednak ja szybko wyłapałam.
- Jestem z nim szczęśliwa. Naprawdę. Ale chciałabym was zobaczyć. Ciebie i Core. Odzywała się do ciebie?
- Jakiś czas temu. Poznała jakiegoś chłopaka z nowego stada. Może i ona ułoży sobie życie.
- Tak jak my.
- Tak jak my.- powtórzył. To nie prawda. Moje życie nie było ułożone. Wszystko się zwaliło, a ja chciałam tylko złapać tlen.
- Słyszałam, że Braeden szuka pustynnej wilczycy.- zmieniłam temat.
- Tak, możliwe, że zajrzy do was do Beacon Hills.
- A ty?
- A ja na razie nigdzie się ruszam. Ale odwiedzę was...
- Derek?- spytałam nie wytrzymując. Słysząc ciszę postanowiłam kontynuować.- Myślisz, że jeśli ktoś raz zrobi błąd...przypadkiem. A później popełni go ponownie, to znaczy, że...że jest złym człowiekiem? Czy że po prostu ma ciężkie życie?- dokończyłam, a ten nie odpowiedział od razu. Wiedziałam, że może domyśleć się, co mam na myśli, ale miałam to gdzieś. Chciałam usłyszeć jego zdanie.
- Zależy w jakim celu znów zrobi ten błąd.- powiedział w końcu niepewnie.- Z satysfakcji, czy z przymusu. Tak myślę. Jeśli robi to, bo go do tego ciągnie, to jest złym człowiekiem, jak Peter. A jeśli chciał tylko chronić swoich, jak to mawia Scott, to robi to, co musi.
- Ale zawsze można... postąpić inaczej. Prawda?
- Caroline, co zrobiłaś?- spytał w końcu, a ja złapałam się za głowę.
- Mam deja vu. A myślałam, że to już przeszłość.
- Pamiętasz, co mówiłem ci wtedy? W twoim pokoju, z której zmywałaś krew?
- To nie ważne. Znów to zrobiłam. Jestem potworem...
- Pamiętasz?- spytał równie stanowczym głosem.- To ma znaczenie, Carol. Niektórzy z nas muszą robić to, na co nie stać innych. Na przykład Scotta. Nie zabiłby, ale to nie oznacza, że zawsze jest inne wyjście. Kocham cię i pamiętaj, że jeśli zrobisz coś złego, a Scott tego nie zrozumie, to możesz do mnie przyjechać.
- Ja ciebie też kocham, Derek.- odpowiedziałam wycierając policzek. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe.- Chciałabym, żebyś tu był.
- Wierz mi, że ja też chciałbym wrócić. Ale mam tu dużo spraw, które trzymają mnie w miejscu.
- Rozumiem.- stwierdziłam, po czym w drzwiach do pokoju stanął Scott.- Muszę kończyć.
- Dbajcie tam o siebie i pamiętaj, co ci powiedziałem.- rzucił, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i wyłączyłam telefon.
- To Derek?- spytał Scott opierając się o framugę. Odłożyłam telefon na łóżko i wytarłam rękawem łzy.
- Tak.- odpowiedziałam cicho.
- Dzwoniłem do ciebie. Jakiś czas temu.
- Wybacz...zaspałam przy książkach, a gdy się obudziłam było już późno i musiałam zebrać się do domu.- skłamałam sprytnie, na co Scott usiadł obok mnie.
- Rozumiem.- wyszeptał gładząc mój policzek.- Wróci. Zobaczysz.
- Jak było w szpitalu?- spytałam zmieniając temat, czego ten nie lubił u mnie. Często unikałam bolących mnie tematów. Takich jak tęsknota za rodzeństwem, temat Petera, czy zabicie tego faceta. Teraz ta lista wzrosła.- Byłeś u Lydii?
- Złapaliśmy kolejną chimerę. Pół skorpion.
- Kim ona jest?
- To już nie ważne. Przyszli co zamaskowani ludzie i go zabili. Tak jak pewnie Tracy. Powiedzieli, że jest porażką.
- Nieudanym eksperymentem.- stwierdziłam, a ten przytaknął.
- Poza tym ktoś zabrał ciało Tracy z kliniki i tej chimery.
- Może ci ludzie, którzy ich zabili?
- Może.- zastanowił się.- Znalazłaś coś ze Stilesem?
- Wybacz...nic nie pamiętam z tego, co czytałam. Jestem zmęczona.- wyjaśniłam, na co Scott pocałował mnie w skroń.
- Połóż się spać, ja też zaraz się położę.
- Okej.- odpowiedziałam, na co ten poszedł do łazienki, a ja upadłam na poduszki. Po policzku spłynęła mi kolejna łza, która została tam do rana.- Śpisz?- usłyszałam, na co przewróciłam się na drugi bok i spojrzałam na Scotta.- Musimy zaraz zbierać się do szkoły.
- Nie mam ochoty nigdzie iść. Jest mi... niedobrze.- wyjaśniłam, a ten spojrzał na mnie przerażony.
- Chyba nie jesteś...
- Nie, Scott.- rzuciłam rozbawiona. Nie ma szans, żebym była w ciąży. Chyba że zabicie kogoś równa się poczęcie dziecka.
- To dobrze.- zaśmiał się nerwowo.- Znaczy się...chciałbym mieć dzieci.
- Serio?- spytałam niepewnie.
- Jasne. Kiedyś.- podkreślił.- Bez dzieci nie ma rodziny, prawda?
- Pewnie tak.- powiedziałam obracając się plecy.
- Ty też chyba chcesz kiedyś założyć rodzinę, co nie?
- Nie wiem. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość.
- Ostatnio mówiłaś, że nie chcesz mieć dzieci.
- Tak powiedziałam?- spytałam zdziwiona.- Pewnie źle to zrozumiałeś. Nie myślę jeszcze o dzieciach, ale na pewno kiedyś będę chciała je mieć.
- To dobrze.- wyszeptał obejmując mnie w talii. Jego ręka zaczęła dotykać mojego brzucha, ale po chwili zadzwonił jego telefon, który nam przerwał.
- Co jest?- spytałam po chwili.
- Malia znalazła w rzeczach Tracy książkę...- urwał, gdy przyszedł do niego sms.- Wysłała mi jego okładkę. Pyta, czy wygląda ci na znajomą.- stwierdził podając mi telefon. Spojrzałam na obrazek przedstawiający trzech zamaskowanych mężczyzn, których widziałam wtedy w piwnicy komisariatu.
- O cholera.- wyszeptałam zszokowana.
- Poznajesz?- spytał w sumie stwierdzając fakt.
- To oni. To te postacie, które zabiły Tracy. To oni tworzą chimery i je zabijają.♥️♥️♥️♥️♥️♥️
CZYTASZ
Be with you to live | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐́ ,,𝐿𝑖𝑣𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ 𝑦𝑜𝑢", 𝑤𝑖𝑒̨𝑐 𝑗𝑒𝑠́𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑙𝑒𝑠́ 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑒̨𝑠́𝑐𝑖, 𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑗 𝑡𝑒𝑗, 𝑎 𝑤𝑟𝑜́𝑐́ 𝑠𝑖𝑒̨ <3 𝑀𝑖𝑛𝑒̨𝑙𝑜 𝑠𝑧𝑒𝑠́𝑐́ 𝑚𝑖𝑒𝑠�...