31.

485 27 9
                                    

Otworzyłam drzwi do loftu, po czym oparłam się o nie słabnąć.
- Pomóc ci?- spytał Scott, a ja pokręciłam głową odzyskując siły. Weszłam do środka, a za mną ruszył mój były chłopak.
- Nie musisz mnie niańczyć.- rzuciłam do niego, kładąc się na kanapie.
- Od kiedy jesteś taką feministką?- wypalił, na co ja posłałam mu wymowne spojrzenie.- Jasne, zawsze taka byłaś.
- Dokładnie.- stwierdziłam, po czym przyłożyłam rękę do czoła.
- Co ci jest? I nie mów, że nic. Obserwuje cię od jakiegoś czasu i widzę, że coś się z tobą dzieje.- rzucił, ale ja nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam oczy próbując zebrać siły.- Osłabłaś po walce. Tak samo było w Eichen.
- Źle się czuję.- stwierdziłam słabo.
- O tym mówię...
- Scott, serio.- powiedziałam, patrząc na niego łagodnie.- Nie mam siły się kłócić.
- Nie chce się kłócić. Chce porozmawiać. To tak ciężkie?
- Tak.
- Mieliśmy sobie zaufać i spróbować odnowić przyjaźń.
- Wiem, ale...
- Dlaczego wciąż mnie odpychasz?- spytał, a ja zamilkłam. Miał rację. Nie ufałam mu. Miałam powiedzieć mu o ewolucji, o wszystkim, a jednak nie zrobiłam tego z obawy przed jego reakcją. Zbyt mocno mnie zranił, bym mogła mi znów zaufać.
- Wybacz, ale chcę się zdrzemnąć. Muszę odzyskać siły przed kolejną walką.
- Nie będziesz w niej uczestniczyć, jeśli mi nie powiesz o co chodzi. Boję się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Po prostu jestem słabsza.- skłamałam.
- Dlaczego?
- Przemęczenie, stres, jeźdźcy.- wymieniłam, po czym przykryłam się kocem i obróciłam w stronę chłopaka.
- Proszę, odpowiedz szczerze.- zaczął.- Czy gdyby coś się z tobą działo, gdybyś miała jakieś problemy, powiedziałbyś mi o tym?- spytał, a ja wiedziałam, że...
- Nie.- odpowiedziałam stanowczo.- Zważając na naszą relację oraz fakt, że nigdy nie mówię o swoich problemach, to nie.
- Tak myślałem.- rzucił, po czym powoli skierował się do wyjścia. Owinęłam się dokładniej kocem, gdy ten się odezwał.- Możesz na mnie liczyć. Jestem twoim alfą i przyjacielem, Carol. Nie zapominaj o tym.- dodał na wychodne. Próbowałam nie myśleć o jego słowach. Zamknęłam oczy i w mgnieniu oka zasnęłam.

- Niebieski jeep.- podsumował stojąc przed samochodem, który tak bardzo zainteresował Lydie.- Nie twierdzę, że nie jest ładny, ale chyba już masz auto, a to zapewne do kogoś należy.
- Tak, ale szeryf nie ma go w bazie danych.- wyjaśniła dziewczyna patrząc na nas wymownie.
- Serio? Wracamy do teorii o Stilesie?- spytała Malia zirytowana tym faktem.- To tylko twoje przypuszczenia, Lydia.
- Słyszycie?- odezwał się Scott, który podszedł bliżej samochodu. Ze środka wydawało się słyszeć dźwięk. Chłopak rozejrzał się, a gdy nikogo wokół nie zauważył, złapał za klamkę i wyłamał coś w drzwiach, by móc do niego wejść. Dźwięk ucichł, a my wsiedliśmy do jeepa, licząc, że coś w nim znajdziemy.- Byliśmy tu.- stwierdził, na co ja wyostrzyłam zapach. Czułam naszą obecność.
- Nie sądzę, żebym tu była.- uparła się Malia.
- Bo pewnie tego nie pamiętamy, ale zapachy nie kłamią.- stwierdziłam na spokojnie, gdy Lydia otworzyła schowek i wyjęła z niego rejestrację. Brakowało na niej danych właściciela, ale był tam zapisany jego adres.- Pięknie.- rzuciłam rozpoznając w nim adres szeryfa.
- Jadę do Stilinskiego, a wy pilnujcie, żeby nie zabrali tego auta.- nakazała nam Lydia, po czym wyszła z samochodu, a my spojrzeliśmy po sobie.
- Zwariowała.- wypaliła Malia idąc w jej ślady. Po chwili ja i Scott zrobiliśmy to samo. Po kilku godzinach spędzonych na lekcjach dostrzegliśmy, że znów ktoś chce sholować jeepa.
- Nie może pan go zabrać.- stwierdził Scott.
- Ktoś go porzucił, a jest na terenie instytucji, więc moim zadaniem jest...- nie zdążył dokończyć, bo pazurem ucięłam linkę od haka.
- Przepraszam, ale chyba to jest uszkodzone.- rzuciłam jakby nigdy nic.- Lepiej niech pan znajdzie coś w swojej pracy i tu wrócić, bo z tym nie uprowadzi pan nawet roweru.
- Gówniarze przebrzydłe.- burknął i odjechał swoją ciężarówką z terenu szkoły. Odetchnęłam głęboko widząc, że zrezygnował. Tak spędziliśmy kolejne godziny, aż zaszło słońce, a Lydia wróciła załamana od Stilinskich.
- Nic nie znalazłaś?- spytał ją Scott, ale nim ta zdążyła odpowiedzieć, rozległo się desperackie wycie wilkołaka.
- Idźcie to sprawdzić.- rzuciła do nas Lydia, więc w trójkę pobiegliśmy do lasu, skąd pochodziło owe wycie. W końcu dobiegliśmy do miejsca, gdzie już z daleka śmierdziało spalenizną. Na trawie między drzewami leżał jakiś mężczyzna, pokryty poparzeniami.
- Znam ten zapach.- stwierdziła Malia, wyprzedzając moje słowa.
- Kto to?- spytał zdziwiony Scott, na co ja przyjrzałam się jego twarzy.
- Peter?- spytałam, a ten ledwo widocznie przytaknął głową.
- Peter.- powtórzyła Malia rozpoznając w nim swego ojca.
- Jak mogliśmy o nim zapomnieć?- zastanowił się Scott.
- Pewnie mają coś z tym wspólnego jeźdźcy.- stwierdziłam łapiąc wuja za rękę.- Nie mniej musimy coś z nim zrobić. Zabrać go gdzieś.
- Carol, patrz.- rzuciła Malia wskazując na jego drogą rękę. Spojrzałam tam, po czym wyciągnęłam z niej kluczyki samochodowe. Przyjrzałam się nim, a następnie wujowi.
- Jeep.- przypomniał sobie Scott, a ja przytaknęłam dochodząc do tego samego wniosku.
- Idź z nimi do Lydii, a my zajmiemy się Peterem.- zaproponowałam, a ten bez zawahania zgodził się na taki układ. Wraz z Malia zabrałyśmy wuja do szpitala, gdzie Melissa umieściła go w specjalnym pomieszczeniu służącym gonieniu się ran. Siedziałam przy nim, patrząc jak śpi. To dziwne, ale cieszyłam się, że go widzę, że jest tutaj w Beacon Hills. Po tym wszystkim, co się wydarzyło. Brett miał rację, że czuje się samotna w lofcie. Pewnie dlatego tak ucieszyła mnie jego obecność. Nie myślałam wtedy o tym co zrobił w Meksyku. Oboje mieliśmy wiele na sumieniu. Ale mimo wszystko wciąż byliśmy rodziną.
Nagle usłyszałam szybki oddech Petera, więc odebrałam część jego bólu, co spotkało się z jego zdziwieniem.
- Nie patrz tak. Nie jestem bez serca. Ty kiedyś siedziałeś przy mnie, a ja teraz będę czuwać nad tobą.- powiedziałam szczerze, na co ten zmrużył oczy i spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Po chwili jednak odpuścił, zamknął je i zasnął. Nie odeszłam szybko do domu. Czuwałam nad nim do późnej nocy, po czym spacerem ruszyłam w stronę loftu. Wtedy zadzwonił mój telefon.- Halo?
- To ja.- usłyszałam głos Bretta.- Wszystko gra? Od dwóch dni się nie odzywasz.
- Miałam sporo na głowie.- wyjaśniłam wzdychając.- Chcesz się spotkać? Pogadać?
- Jasne. U ciebie?
- Może spotkajmy się przed rezerwatem. Muszę ci coś pokazać i... zwierzyć się z czegoś.- zaproponowałam, na co ten przystał.

- Więc tu mieszkałaś?- spytał widząc pusty plac gruzów, który został przejęty przez miasto.
- Przez wiele lat. Gdy Derek zabił Petera, wynieśliśmy się stąd. Potem ten został wskrzeszony przez Lydie i zamieszkaliśmy wszyscy w lofcie.
- Ciekawa przeszłość.- rzucił, co wywołało u mnie lekki uśmiech.
- Fakt. Peter nie jest typem wzorowego wujka. Po pożarze był w stanie katonicznym w szpitalu, a jak się potem okazało zabijał w tym czasie pod postacią wilkołaka. Zabił też moją siostrę. Laure.- stwierdziłam siadając na gruzach.
- Przykro mi.
- To już przeszłość. Ale...nim trafił do Eichen, chciał zabić Scotta i przez jego prawie zginął Derek. Współpracował z Kate Argent.
- Tą psycholką?
- Tak. Ma wiele na sumieniu. Zawsze go oceniałam, ale...- urwałam, patrząc na chłopaka.- Ale odkąd ja też nie jestem święta coraz bardziej go rozumiem. Mam mu za złe wiele rzeczy, ale dalej jest moim wujkiem i bliską mi osobą w tym mieście. Zna mnie...dosyć dobrze.
- Mówiłaś, że jest w szpitalu.
- Tak, chyba...uciekł ze świata dzikiego gonu. Wiem jak to brzmi, ale miał kluczyki do samochodu kogoś, kogo my zapomnieliśmy.
- Słyszałem głupsze rzeczy, więc...wierzę ci.- wyznał, a ja przytaknęłam szczęśliwa, że nie ma mnie za idiotki.- Masz rozterki?
- Jest złym człowiekiem.
- I twoim wujem.
- Właśnie. Może powinnam dać mu kolejną szansę. Może tym razem będzie inaczej.
- No nie wiem.- rzucił zamyślony.- Każdy ma jakiś limit błędów, prawda? A on już sporo wyczerpał.
- Wiem o tym i dlatego się waham. Ale wiem jak to jest być osądzaną przez innych. Zrobisz błąd, może dwa lub więcej, a reszta świata pokazuje ci, że jesteś potworem. Potrzebuje kogoś takiego jak ja. Potrzebuje bliskich.- wyjaśniłam, a na twarzy Bretta pojawił się uśmiech.
- Jesteś niesamowita. Zabił tyle osób, a ty i tak widzisz w nim dobro.- stwierdził, na co w mojej głowie pokazał się Scott. To on zawsze widział w ludziach dobro. Czyżby po tym wszystkim przekonał mnie do swoich racji? Może od zawsze miał rację, a ja traktowałam go jako naiwnego i bezmyślnego? Niemniej w tamtej chwili wierzyłam, że Peter na to zasługuje. Że mnie potrzebuje.



Hejkaaa
Jest rozdziałek i jest powrót Petera ♥️ jak myślicie? Zmieni się? Będzie dobrym wujkiem? Wsparciem? Dajcie znać co o tym myślicie 🥰😘

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz