36.

460 28 15
                                    

- Ilu ich jest?- spytał nas szeryf, na co każdy z nas wyostrzył swój słuch.
- Trzy konie i pięciu jeźdźców.- ocenił Liam.
- Mniej więcej.- dodałam. Ciężko było to ocenić, ponieważ ich serca biły w inny sposób. Jakby z echem.
- Damy radę.- stwierdził Theo, po czym wraz z Liamem otworzyli drzwi. Zamarli, gdy na zewnątrz dostrzegli kilkunastu jeźdźców, którzy na dodatek wycelowali w nas pistolety.
- Cholera.- rzuciłam cofając się do tyłu. Gdy widmo zaczęli w nas strzelać, ruszyłam biegiem do tylnego wyjścia z komisariatu. Szeryf zniknął w zielonym dymie, a za mną ruszyli Liam i Theo. Prędko otworzyłam drzwi, za którymi było ciemno.- Co teraz?- spytałam sama siebie rozglądając się dookoła.
- Radiowóz.- rzucił Theo, po czym wsiadł za kierownicę samochodu. Mimo moich szczerych niechęci poszłam w jego ślady i usiadłam na tylnych siedzeniach, tuż za Liamem i Theo.- Nie ma kluczyków. Gdzie są kluczyki?- pytał zdenerwowany, a ja spojrzałam za samochód, wiedząc, że zaraz pojawia się tam jeźdźcy. Liam wyjął pojemnik z kluczykami, wśród których miał być jeden pasujący do stacyjki.
- Masz ten.- rzucił podając Theo przypadkowy klucz. Chłopak spróbował włożyć go do stacyjki, jednak po chwili odrzucił go.
- Dawaj inny.
- Który?
- Którykolwiek!- krzyknął Raeken. Ci dalej próbowali znaleźć odpowiedni klucz, a ja nerwowo rozglądałam się po oknach. Nagle za tylną szybą dostrzegłam tłum jeźdźców idących w naszą stronę.
- Nie chce przeszkadzać, ale jeśli zaraz nie ruszymy, to...- urwałam, gdy usłyszałam przekraczający się kluczyk w statyce.
- Tak!- krzyknął Liam, po czym Theo ruszył do tyłu potrącając przy tym jednego z widmo. Wtedy pociął do przodu, by zgubić naszych wrogów.
- Gdzie mam jechać?- spytał Theo, a ja wyciągnęłam telefon, by napisać do Lydii.
- Szpital.- odpowiedział mu Liam.- Znam cały rozkład budynku. Będzie tam łatwo się ukryć lub walczyć.

Uciekamy z komisariatu. Jeźdźcy idą za nami do szpitala. Mam nadzieję, że u was lepiej.

- Piszesz do Scotta?- spytał Theo, zerkając na mnie przez lusterko. Podniosłam na niego gniewny wzrok, na co ten przytaknął.- No tak, nie lubisz mnie.
- Gdyby nie obecna sytuacja, to nigdy nie dała bym ci prowadzić.- wyjaśniłam patrząc niecierpliwie na telefon.
- Dlaczego? Sądzisz, że jestem złym kierowcą?
- Sądzę, że jesteś dwulicowy.
- Pewnie słusznie. Sam bym siebie nienawidził na twoim miejscu. Szkoda tylko, że tak dotkliwie odczułaś skutki moich działań.- rzucił, a ja zmarszczyłam brwi.
- Kpisz sobie ze mnie?- spytałam wściekła.- Co to jest? Kolejna manipulacja?
- Nie, mówię serio. Nie sądziłem, że tak was skłóce swoją intrygą.
- Przypominam, że chwilowo jesteśmy po tej samej stronie.- odezwał się Liam.- Skupmy się na zadaniu.
- Jestem za. Bez gadania.- rzuciłam, po czym spojrzałam na telefon, gdzie widniała odpowiedź na mój SMS.

Potrzebujemy czasu. Zajmijcie ich najdłużej jak możecie.

Dojechaliśmy do szpitala, gdzie Liam włączył syrenę w karetce. Miało to przywołać jeźdźców do nas. Ruszyliśmy biegiem w stronę kostnicy, gdzie mieliśmy się ukryć, gdy zatrzymał nas Theo.
- Czekajcie.- powiedział, więc spojrzeliśmy na niego.- Wyjaśnijmy coś sobie. Jeśli dziki gon zabierze kogokolwiek z was, to drugą osobę zostawię na pewną śmierć. Nie mam zamiaru ryzykować dla was życiem.
- Z wzajemnością.- odpowiedziałam równie poważnie.
- Są blisko.- rzucił Liam.
- Mogliście zostawić mnie w celi.- wypalił Theo.
- Mogliśmy zostawić cię w ziemi.- dodałam.
- Myślisz, że co tam robiłem? Piłem herbatkę ze zmarłą siostrą i wspominaliśmy dzieciństwo?- spytał wkurzony.
- Myślę, że tam gniłeś i słusznie.- stwierdziłam podchodząc bliżej chłopaka.- Nie żal mi ciebie. Zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Zniszczyłeś mi życie.
- Wiem o tym. Żałuję tego.
- Łżesz.- rzuciłam.- Nie masz uczuć. Nie masz sumienia. Jesteś wyprany ze wszelkich emocji.
- A ty nie? Zabiłaś z zimną krwią.- stwierdził, na co ja wyciągnęłam rękę, by go uderzyć, ale ten złapał mnie za nadgarstek. Patrzył na w oczy, jakby próbując coś z nich wyczytać. Nagle syreny karetki ucichły, a my spojrzeliśmy w tamtą stronę.
- Już tu są.- powiedziałam, po czym Theo mnie puścił, a ja obróciłam się do Liama.- Musimy się schować. Prowadź do kostnicy.
- Tędy.- rzucił chłopak, ruszając do windy. Poszliśmy za nim, a gdy dojechaliśmy na odpowiednie piętro, schowaliśmy się w kostnicy. Gdy usłyszeliśmy jeźdźców idących obok pomieszczenia, wyskoczyliśmy z niego, rzucając się od razu w wir walki. Nawet kia super siła się na dużo nie zdała, bo po pokonaniu pięciu ukazał nam się kolejny tuzin, który wycelował w nas pistoletami. Zaczęliśmy więc ubiegać, jednak z każdej strony pojawiali się widmo.
- Ilu ich jest?!- spytał Liam w czasie walki.
- Za dużo.- odpowiedziałam wykręcając kark jeźdźcowi. Nagle Theo ruszył ku windzie, a gdy ta się otworzyła, rzucił tam Liama i mnie.- Zgłupiałeś?!- krzyknęłam zdziwiona.
- Będę przyjętą.- rzucił z pewnym siebie uśmiechem. Ruszyłam by wyjść, jednak nim to zrobiłam, winda się zamknęła i ruszyła na parter. Uderzyłam ręką w drzwiczki, wkurzona, że zachował się tak lekkomyślnie.
- Co za idiota.- stwierdziłam.
- Uratował nas.- powiedział Liam, a ja zamilkłam. Miał rację, jednak ja nie wierzyłam w cudowną przemianę Theo. Nie w jego.
- Muszę...zadzwonię do Lydii. Może u nich jest lepiej.- wybrałam numer przyjaciółki, jednak szybko włączyła się poczta. Wtedy też otworzyły się drzwi windy.- Przez burze nie ma sygnału.
- Więc mamy problem.- stwierdził Liam wpatrzony przed siebie. Też tam spojrzałam. Nad recepcją znajdowała się tablica, niczym ta z peronów. Było tam kilka miast, a na samej górze znajdowała się nazwa Beacon Hills. Ale to nie wszystko. Przez środek budynku biegły tory.
- Trzeba powiedzieć Scottowi.- powiedziałam patrząc wymownie na chłopaka.
- Pobiegnę po niego.- zaproponował.
- Dobra, ja tu zostanę i...dopilnuję, by nic nie zniknęło do waszego przybycia.- rzuciłam, po czym ten ruszył w drogę, a ja przyjrzałam się torom. Ciągnęły się one nie tylko przez szpital. Biegły przez całe Beacon Hills. Po kilkunastu minutach do budynku wbiegili Liam i Scott, którzy byli chyba równie zdezorientowani, co ja.
- To...
- Tak, to jest co najmniej dziwne.- dokończyłam za Scotta.
- Ciągną się też przez szkołę i pole do lacrosse.- wyjaśnił nam Liam.
- Co to znaczy?- spytał alfa.
- Że to działa.- odezwał się Douglas, który pojawił się po długiej stronie korytarza wraz z ogarem.- Höllenhund.- powiedział do Parisha, na co ten rzucił się w naszą stronę. Liam i Scott zaczęli go odpierać, jednak byli na przegranej pozycji.- Nie możesz zatrzymać dzikiego polowania. Będziesz świetnym jeźdźcem, Scott. A ja będę mieć i swego boku alfę. Potem banshee, kojota...
- I Stilesa.- usłyszeliśmy, po czym Douglas oberwał od kogoś kijem baseballowym. Wypuściłam powietrze z płuc widząc, że to Stiles.- To był ten zły, prawda?- spytał, a ja siłą wyższą się zaśmiałam. Scott odrzucił Parisha na ziemię obok leżącego Douglasa, po czym objął przyjaciela.
- Tęskniłem.- rzucił, po czym puścił przyjaciela, a Stiles podszedł do mnie. Rzuciłam się mu na szyję szczęśliwa, że znów jest z nami.
- Ej...- zaczął Liam patrząc na korytarz.
- Za tobą też tęskniłem, Liam.- odparł Stiles obejmując betę.
- I ja za tobą, ale...- rzucił wskazując na gotowych do dalszej walki mężczyzn.
- Wiejemy.- wypalił Stiles, po czym pobiegł w lewy korytarz, a my szybko za nim.






Dziś dodam dwa rozdziały, w zamian za wczorajszy brak rozdziałów ♥️ mam jeszcze pewne pytanie do was, bo zostało nam jeszcze około 20 rozdziałów odnoście fabuły i co dalej? Chcecie żeby zakończyć na tą książkę czy może:

1. Przenieść się w dalsze ich losy (kilka lat później)
2. Zrobić krótkie urywki z ich przyszłości
3. Zrobić krótkie urywki z tego, co działo się gdy Carol była w Ameryce południowej
4. Dajcie swój pomysł

Koniecznie mi napiszcie, przemyślcie temat 😘♥️

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz