24.

519 30 24
                                    

- Mason?- spytałam zdziwiona przyjaciół.
- Tak. To on jest bestią.- przyznał Stiles, na co ja prychnęłam.
- Coraz mnie wierzę w ten świat. Przecież Mason jest dobry. Nie jest psychopatą jak...- urwałam patrząc na Liama.- Niektóre inne chimery.- wybrnęłam nie chcąc obrazić jego dziewczyny.
- Ojciec i jego ludzie go szukają.- stwierdził Stiles.
- Hayden szuka w szkole.- rzucił młodszy chłopak.
- Ja mogę przeszukać las.- zgłosiła się Malia.
- Mama sprawdzi szpitale.- odezwał się Scott, który właśnie wszedł do kuchni.- Znajdziemy go. I uratujemy.
- Tylko gdzie mamy go jeszcze go szukać?- spytała Lydia.
- Spytajmy Coreya.- odpowiedział Scott, po czym złapał jakby powietrze, a po chwili pojawił się tam Corey.
- Doktorzy go zabrali.- wyjaśnił przerażony chłopak. Na te słowa spojrzeliśmy wszyscy po sobie.

Siedziałam w domu McCallów, obserwując jak Braeden układa kolejną skorupkę pistacji na stole.
- Chcesz?- spytała przysuwając do mnie miskę.
- Nie, dzięki.- odpowiedziałam znudzona.- Jesteście pewne, że pustynna wilczyca przyjdzie akurat dzisiaj?
- Po prostu to wiem.- wyjaśniła mi Malia, która patrzyła na okno. Wokół domu dziewczyny rozsypały górski popiół, przez co byłyśmy niemal uwięzione w tym domu. Domu, którego ja chciałam więcej nie widzieć.
- Nie powinnam tu być.- stwierdziłam.- Powinnam pomagać reszcie w poszukiwaniu Masona.- wyjaśniłam Braeden, ale ta tylko zjadła kolejną pistacje. Wstałam z miejsca i ruszyłam do łazienki. Niestety, żeby do niej pójść musiałam przejść przez pokój Scotta. Chciałam szybko przez niego przejść, jednak zatrzymałam się przy łóżku, na którym leżały klucze chłopaka. Podniosłam je powoli, a wraz z kluczami wciąż były wisiorek, który ja mu dałam. Położyłam go na dłoni, przyglądając się okręgom na nim.
- Ładny.- usłyszałam od Malii, więc szybko obróciłam się w jej stronę.
- Co?
- Brylok. Często go oglądał, gdy się odcięłaś.
- Nie chce o nim mówić.
- Bo go nienawidzisz, czy wciąż kochasz?- spytała, a ja rzuciłam klucze na łóżko.
- Nienawidzę.- odpowiedziałam wymijając ją. Nagle przez podłogę wyleciała kula, a w powietrzu rozległ się dźwięk strzału. Zamarłam w miejscu. Była tam. Matka Malii. Dziewczyna również zatrzymała się w progu drzwi. Wyostrzyłam słuch, dzięki czemu słyszałam walkę między matka Malii, a Braeden. W końcu któraś z nich upadła, a druga wybiegła z domu. Domyśliłam się, że zostałyśmy zamknięte w tym domu z pustynną wilczycą. Spojrzałam na Malie, która wybrała numer Stilesa, na co ja ją powstrzymałam.
- Do kogo dzwonisz?- spytała kobieta z parteru.- Do Stilesa? To zły pomysł. Im więcej osób tu będzie, tym więcej zginie. Liczyłam, że o tym wiesz.- na te słowa Malia wyłączyła telefon i spojrzała mi w oczy pytająco. Nagle rozległ się strzał.- Na następny raz celuj w głowę!- zawołała najwidoczniej do Braeden. Zrobiłyśmy kilka kroków ku schodom, a gdy podłoga skrzypnęła, ja zamknęłam oczy.
- Nie schodźcie!- zawołała do nas Bradem, jednak ja zeszłam na sam dół stając kilka metrów od kobiety, która była w kuchni. Obok mnie stała Malia, gotowa do ataku.
- Nie jesteś sama. Gdybyś była tylko ty, już dawno byś zaatakowała. Najwidoczniej twoja koleżanka cię hamuje.- powiedziała kobieta, a ja wzięłam głęboki wdech.
- Lepiej, żebym to ja się hamowała.- odpowiedziałam groźnym tonem.
- I po co się wtrącasz?- spytała z kpiną w głosie.- Zabieram tylko to, co należy do mnie. To co mi zabrała.
- Nic ci nie zabrałam.- rzuciła do niej Malia.
- Nie obchodzi mnie czy tego chciałaś. Zabrałaś mi moją moc.- wyjaśniła pustynna wilczyca.- Przez dziewięć miesięcy Talia Hale próbowała przekonać mnie, że to cud narodzin.- na wspomniane imię matki, spojrzałam na kuzynkę, która wyglądała na równie zdziwioną.- Wiesz jak naprawdę cię odbierałam? Jak pasożyta. Talia mówiła, że to dar, kojotołak oddaje cześć swojej mocy dziecku. Ona nazywała to cudem. Ja nazywam to kradzieżą.- dodała, po czym usłyszałyśmy kilka strzałów, a kobieta stanęła za ścianą, która jako jedyna w tamtej chwili nas oddzielała.
- Talia była moją matką.- wypaliłam szeptem, na co kobieta się zaśmiała.
- Hale'ówna. Wszystko jasne. Talia zginęła ratując rodzinę. Ty też tak skończysz.- stwierdziła, a ja przemieniłam pazury gotowa do ataku. To samo zrobiła Malia. Atmosfera była napięta, aż do domu wparował Stiles.
- Cholera.- rzucił, a gdy kobieta naładowała pistolet, ja wyskoczyłam wytrącając go z jej  ręki. Wtedy Malia zaczęła atakować matkę, a ja pchnęłam przyjaciela na zewnątrz, poza górski popiół. Nagle rozległ się strzał, a Malia złapała się za ranne ramie.
- Nie ma pełni, ale i tak cię zabije.- stwierdziła kobieta.
- Powodzenia.- odpowiedziała jej córka, a ja rzuciłam się ku pustynnej wilczycy, która okazała się być silna i bardzo sprytna. Przewróciła mnie na ziemię, po czym wycelowała we mnie z pistoletu.
- Córka Talii.- zastanowiła się z okropnym uśmiechem.- Pozdrów ją ode mnie.- dodała, a gdy miała przycisnąć spuść przewróciłam się na bok, przewracając kobietę.
- Malia!- krzyknął Stiles rzucając w jej stronę słoik ze szponami garudy. Ta założyła je, a ja wstałam odsuwając się od kobiety. Wtedy Malia wbiła pazury w ciało matki. Ich oczy zaświeciły się na niebiesko.
- Chce odzyskać moją rodzinę.- powiedziała Malia, gdy z kobiety uchodziła moc. Nagle jej oczy zgasły, a Malii zaczęły mocniej świecić. Wyjęła z matki pazury, po czym do akcji wkroczyła Braeden, która swoją bronią uderzyła pustynną wilczycą w głowę. Ta upadła nieprzytomna, a szwagierka spojrzała na nas z uśmiechem.
- Świry.- rzuciła do nas, na co ja uśmiechnęłam się do kuzynki.
- To genetyczne.- stwierdziłam, co wywołało u Malii uśmiech. Nagle spoważniałam patrząc na Stilesa.- Co z resztą?- spytałam, a ten wzruszył ramionami.
- Idź.- powiedziała do mnie Malia. Spojrzałam przez okno za horyzont.
- Nie, nie dziś.- rzuciłam widząc ciemność na zewnątrz.

Szłam wraz z Lydia do szkoły. Zapanował spokój. W końcu. Zatrzymałyśmy się przy szafkach. Spojrzałam na szafkę, która należała wciąż do Kiry.
- Wróci.- stwierdziła Lydia.- Musi przecież dokończyć naukę.
- Wiem. Nie tym się przejmuje.
- A czym?- spytała, a ja otworzyłam swoją szafkę.- Scott.- uśmiechnęła się znacząco. Spuściłam głowę.
- Nie wiem, co robić. Wyjazd byłby najlepszą opcją, ale nie wyjadę. Nie zostawię was.
- I dobrze. Scott będzie cię potrzebować.- na te słowa prychnęłam.- Będziecie jeszcze razem. Zobaczysz.
- Nie jestem pewna, czy powinniśmy.
- Wmawiaj sobie to dalej. Oszukuj się.- zaśmiała się, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
- Hej.- rzucił do nas Stiles.- O czym gadacie?
- O tym, jak Scott i Carol się oszukują.- wypaliła Lydia, na co ja otworzyłam szeroko usta.
- Możemy zmienić temat?- spytałam oburzona.- Proszę.
- I tak do tego wrócimy.- stwierdziła Lydia.
- Słyszeliście co się stało w kanałach?- zmienił temat Stiles.- Sebastian dusił Scotta, aż nagle się zawahał.
- Dlaczego?- spytałam zainteresowana.
- Jego pazury wysunęły się w kark Scotta. Zobaczył Allison.
- Swoją krewną.- dodała Lydia.
- Uratowała go.- stwierdził Stiles, na co ja zamknęłam szafkę i spojrzałam na przyjaciół.
- Gdyby tu była, to pewnie by nie dopuściła do rozłamu stada. Szkoda, że to się stało, ale może tak miało być?- powiedziałam, po czym złapałam przyjaciół pod rękę.- Idziemy?
- Idziemy.- rzuciła Lydia, po czym w trójkę ruszyliśmy do biblioteki. Zabraliśmy parę książek i zawiedliśmy przy stolikach.
- Stiles?- spytałam, gdy Lydia gdzieś odeszła.
- Hm?- mruknął zaczytany.
- Dziękuję.- na te słowa podniósł niezrozumiały wzrok.
- Za co?
- Wiesz za co. Jedyny byłeś przy mnie w ciężkim dla mnie czasie. Jesteś super przyjacielem.
- Wiele przeszliśmy. Ty, ja, Scott, Lydia i Allison. Zawsze będziemy przyjaciółmi. Bez względu na to, czy odejdziesz od stada. Będziesz jego częścią. Tak jak Allison.- powiedział, na co ja się uśmiechnęłam do chłopaka. Naprawdę byłam mu wdzięczna. I wiedziałam, że przyjdzie czas, gdy się mu odwdzięczę.

Podeszłam do drzwi, po czym otworzyłam je, a za nimi dostrzegłam Scotta.
- Hej.- rzuciłam niepewnie.
- Hej, wiem, że chcesz wyjechać, ale...- urwał Scott, na co ja mu nie przerwałam.- odnawiam stado, które zniszczyłem.
- Życzę ci powodzenia.- stwierdziłam, po czym chciałam zamknąć drzwi.
- Poczekaj.- zatrzymał mnie chłopak, więc westchnęłam dając mu znak, że słucham.- Wróć do stada. Jeśli nie chcesz, to tylko do stada, a nie do mnie. Wiem, że nie zasłużyłem na drugą szansę. Ale stado cię potrzebuje. Jesteś jego częścią. Filarem. Budowałaś je z nami od początku.
- Nie wyjeżdżam z Beacon Hills.- wyjaśniłam w końcu.- Ale to nie znaczy, że wrócę do tego co było.
- Nie ma już tego co było. Wszystko się zmieniło. Proszę zastanów się nad tym. Potrzebujemy cię.- nalegał, a ja zamilkłam, myśląc nad jego słowami.- Chciałem tylko ci to powiedzieć i prosić, żebyś to przemyślała.
- Przemyśle. Ale nic nie obiecuję.
- Rozumiem. W porządku.- powiedział łagodnie. Przytaknęłam gestem głowy, po czym chłopak odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, myśląc nad jego słowami. Nie tylko tą decyzję miałam do podjęcia. Przed sobą miałam też ciężką prace nad sobą. Nad ewolucją.



Kończymy piąty sezon, który dla mnie był ciężki do napisania. Dlatego mało tu fabuły, a sporo mojej treści ♥️♥️♥️ to dobrze, czy źle? Co myślicie o zakończeniu? Dajcie znać.

Be with you to live | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz