Warszawa, Polska
19 lipca 2011r., godz. 19:44
Stoją w bezruchu w totalnym otępieniu. Nie wiedzą co powiedzieć, jak się zachować. List, który mężczyzna nadal trzyma w swoich dłoniach, wyprowadza go z równowagi. Pokazuje jedno z obliczy, których mało kto ma okazję doświadczyć. Patrzy morderczym wzorkiem na Cornelię, która trzęsie się ze stresu. Mimo tego, że przez całe życie było wyłącznie z Lidią, której nie musiała spowiadać się ze swoich postępowań, czuła wewnętrzny ucisk, że nie powiedziała Xaweremu o dręczycielu. Kobieta nie może wytrzymać jego palącego spojrzenia, dlatego spuszcza głowę na swoje bose stopy. W tym momencie są one nadzwyczaj interesujące. Bada wzorkiem ich równy kształt, idealnie formują się od największego do najmniejszego, tworząc symetrię.
— Ktoś ci grozi, a ty mi nic nie powiedziałaś? — głos Ramireza odbija się echem w głowie Cornelii. Przełyka ona nerwowo ślinę, nadal nie podnosząc wzroku. Jest zestresowana, wręcz sparaliżowana strachem i wstydem. Sposób, w jakim wyraża się mężczyzna, nie jest zwyczajny, a przepełniony gniewem oraz cichym zawiedzeniem. Kobieta doskonale dostrzega te dwie emocje, które nim wstrząsają. Nie ma jednak odwagi, by na niego spojrzeć. W jej oczach pojawiają się łzy, które za wszelką cenę stara się ukryć. Xawery bierze kilka głębokich wdechów. — Jak długo to trwa? — zadaje kolejne pytanie. Tym razem brzmi o wiele łagodniej.
Cornelia potrząsa delikatnie głową, odganiając słoną ciecz z kącików oczu. Chciała, żeby wiedział. Chciała mu powiedzieć... ale nie w taki sposób. Czekała na odpowiedni moment, który nigdy nie nadszedł.
— Nie chciałam cię mieszać — mówi cichym głosikiem, który ledwie dociera do uszu Xawerego. Zdecydowanie nie jest jej łatwo mówić o tym. — Bałam się, że ty też będziesz na jego celowniku... to nieobliczalny człowiek — próbuje się tłumaczyć, ale wychodzi jej to dość marnie. Xawery patrzy na nią z lekko uniesioną brwią. Uważnie słucha każdego jej słowa. Analizuje sens jej wypowiedzi, ale nic nie jest dla niego jasne.
— Jestem prawnikiem — mówi spokojnie, nie odrywając wzorku od jej oczu, które są przepełnione bólem. Odważa się spojrzeć na niego, lecz jest to nieśmiały gest. — Na co dzień mam do czynienia z takimi sprawami. — Wpatruje się w nią z grobową powagą. Nie ma śladu po mężczyźnie, z którym jeszcze ostatnio piła alkohol w centrum miasta; który potrafił wyprosić od niej buziaka w niekomfortowej sytuacji. Został tylko jego melancholijny wyraz twarzy, który kryje za sobą wszelkie emocje. Tak, jak wcześniej mogła dostrzec gniew czy zawiedzenie, tak teraz nic nie widzi. Mężczyzna przybrał jedną ze swoich stałym masek. — Myślałem, że mi ufasz. — Jedno krótkie zdanie, a wywołuje w kobiecie tak wiele rozpaczliwych emocji. Uczucie żalu, smutku czy nawet wyrzuty sumienia nie dają jej spokoju. Uderzają w nią ze zdwojoną siłą, raniąc każdy centymetr jej kruchego serca. Rozczarowane spojrzenie Xawerego wypala dziurę w jej głowie. Nie może znieść jego przeszywającego wzroku, dlatego odwraca się, patrząc na fragment pokoju. Z jej oczu zaczynają płynąć łzy, których nawet nie próbuje ukrywać. Nie sprzecza się ze swoich organizmem, pozwala na zalewanie policzków słoną cieczą. Nie wydaje jednak z siebie żadnego dźwięku, to tylko jej powieki mrugają w ekspresowym tempie, wypuszczając ciągle to nowe potoki łez.
Xawery robi coś, czego można było się spodziewać. Odwraca się od niej zrezygnowanym ruchem i zwyczajnie opuszcza pomieszczenie. W jego umyśle także panuje szał emocji, ale wszystko umiejętnie skrywa. To lata praktyki pomogły mu nauczyć się panować na swoim ciałem i odczuciami. Przybieranie maski powagi stało się dla niego zabiegiem zwyczajnym, którego codziennie ma okazję doświadczać. Mężczyzna wchodzi do pustego pokoju, który kiedyś należał do jego siostry. W przypływie emocji uderza zamkniętą pięścią w poduszki, które jeszcze moment temu były idealnie ułożone na wysokim łóżku Lindy. Jego oddech jest nierównomierny. Sapie głośno, nie mogąc się opanować. To opustoszałe pomieszczenie źle wpływa na niego. Fakt, że nikt nie patrzy sprawia, że mężczyzna chwilowo otwiera się przed samym sobą. Bariera, która oddziela go od emocji, właśnie runęła. Wypowiada pod nosem przepiękną wiązankę, liczącą same przekleństwa i chwyta się za końcówki krótkich włosów, ciągnąc je nierozważnie. Sam sprawia sobie ból, ale nie to jest teraz ważne. Próbuje się uspokoić. Nie może pokazać Cornelii siebie tak dzikiego i nieodpowiedzialnego. Bierze kilka gwałtownych i głębokich wdechów, które przemieniają się w setki takich wciągnięć i wypuszczeń powietrza. Dopiero po którymś razie czuje się lepiej. Jego ciało zaczyna się odprężać, a złe myśli zostają skutecznie pogonione. Agresja, która w nim buzowała, odeszła i nie ma po niej śladu. Zerka na łóżko siostry, które nie wygląda za dobrze. Poprawia je niedbale, po czym raz jeszcze na nie spogląda. Przytakuje sam sobie, po czym wychodzi ze starego pokoju Lindy.
CZYTASZ
Szaty ubóstwa
RomanceDoskwierająca bieda, poczucie braku wartości, codzienne zmagania dochodowe - Cornelia Harris to kobieta, która w swoim życiu doznała wielu niepowodzeń. Wychowana w sierocińcu, aby po skończeniu swoich osiemnastych urodzin poznać staruszkę, która oka...