Rozdział 29

413 53 25
                                    

Rinkeby, Szwecja

9 maja 2011r., godz. 6:56

— Cornelia! Zapraszam do mnie. — Kobieta ledwie zdąża opuścić pomieszczenie służbowe, a już słyszy ten ochrypnięty głos swojego szefa. Przełyka nerwowo ślinę, po czym wypuszcza zalegające powietrze i udaje się do jego „gabinetu". Rzadko kiedy ma okazję w nim przebywać. Zazwyczaj mężczyzna załatwia wszystkie sprawy na tle publicznym, nie kłopocząc się na jakieś ukrywanie. Prywatność jest dla niego mało znana.

— Chciałeś mnie widzieć — zaczyna niepewnie Cornelia, lecz w głębi duszy obawia się, o co takiego może chodzić Rychardowi.

Mężczyzna odwraca się do niej na obrotowym krześle i przygląda przez krótką chwilę. Kładzie jedną ze swoich rąk na biurku i stuka paznokciami o jego nawierzchnię. Gest ten wywołuje ciarki na plecach kobiety.

— Wczoraj była impreza... były moje urodziny — zaznacza Rychard, robiąc duży nacisk na słowo „moje". — Każda z was bawiła się wyśmienicie — ciągnie dalej, spoglądając na swoje palce. — Prawda?

— Tak — odpiera niechętnie Harris, ale nie ma zamiaru sprzeczać się ze swoim przełożonym. Coraz bardziej ma ochotę uciec z tego miejsca, ale praca jest dla niej w dalszym ciągu ważna i tylko dlatego wytrzymuje jego złośliwości.

— Zależy ci na pracy? — mężczyzna chwilo zmienia temat, co delikatnie rozkojarza młodą kobietę.

— Tak — mówi mniej obojętnie, niż wcześniej.

— Więc dlaczego nie wywiązałaś się ze swoich wczorajszych obowiązków? — Jego pytanie wprawia Harris w osłupienie. Spodziewała się, że o to chodzi mężczyźnie, a jednak i tak jest zaskoczona jego zarzutem. Ma mętlik w głowie, nie wie, co powinna mu teraz powiedzieć. Nie chce stracić posady. — Tak myślałem...

— To naprawdę...

— Nie tłumacz się już. — Macha rękom przed twarzą, jakby odganiał złośliwą muchę. — Poniesiesz tego konsekwencje — dodaje surowszym głosem. — Przejmiesz obowiązki Sonii na jutrzejszej zmianie rannej — kontynuuje po chwili namysłu. Kobieta nie ma zamiaru się sprzeciwiać, chociaż nie musi długo się zastanawiać, kto taki wpadł na ten wspaniały pomysł.

Zasysa fragment dolnej wargi, nie chcąc wybuchnąć. Skrajne emocje gromadzą się w jej ciele i w każdej chwili może dojść do przypadkowej eksplozji.

— To wszystko? — pyta kobieta, starając się brzmieć jak najbardziej kulturalnie. Ukrywa soczysty jad, który ma skłonności do wydostawania się na światło dzienne.

— Tak, tak. Wracaj do pracy. — Macha arogancko ręką, co wprawia kobietę w nerwy. Zaciska pięści, ale nie zamierza nimi władać. Wbije w nie paznokcie tak mocno, aż poczuje ulgę.

Odwraca się na pięcie i opuszcza jego prywatne pomieszczenie. Wychodząc do części publicznej baru, rozgląda się uważnie. Powoli zaczyna radzić sobie z faktem, że poluje na nią masywny mężczyzna, należący do ulicznego gangu.

— Cześć — jej myśli przerywa głos Alvy, która podchodzi do niej zaalarmowana. Cornelia pospiesznie przenosi na nią wzrok, zaciekawiona jej osobą. — Byłaś u Rycharda?

— Hm? — W pierwszej chwili nie rozumie sensu jej słów, ale moment później jej umysł łączy fakty. — Ach tak. Byłam — odpiera mało chętnie i omija ją, aby udać się za ladę.

W lokalu znajduje się tylko jeden klient, dlatego koleżanki mają czas na rozmowę. Zasiadają na barowym stołkach, aby obserwować wnętrze baru.

— Co chciał od ciebie Rychard? — zaczyna zaciekawiona Alva, przypatrując się swojej znajomej.

— Byłaś wczoraj sprzątać?

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz