Rozdział 11

926 122 82
                                    

Rinkeby, Szwecja

9 marca 2011r., godz. 10:10

— Cornelio? Sprawdzałaś pocztę? — woła zdyszana Lidia, która od rana czeka na powrót dziewczyny ze sklepu. Tego dnia na ulicach całego Sztokholmu panuje głośny gwar, a ruch jest nadzwyczaj duży. Nic dziwnego. To pierwszy dzień, kiedy słońce raczyło zaszczycić mieszkańców swoimi ciepłymi promieniami, rozjaśniając całe miasto. Kolejki w sklepach są niewiarygodnie długie, co pochłania mnóstwo cennego czasu. Cornelia zdejmuje płaszcz, wieszając go na haczyku.

— Tak — odpowiada zaciekawiona korespondencją. W jej dłoni spoczywają dwie koperty, lecz tylko jedna z nich zaadresowana jest do dziewczyny. — Mam coś dla ciebie — mruczy Cornelia, podając Lidii zamknięty papier.

— Oh, pewnie znowu rachunki... — zamartwia się gospodyni, wycierając mokre dłonie w ścierkę. Zabiera pocztę od swojej podopiecznej i otwiera ją lekko trzęsącymi się dłońmi. Jej wzrok błądzi po zawartości w ekspresowym tempie.

— Tak myślałam — stwierdza, przełykając ślinę.

— Ile? — dopytuje Cornelia, wskazując na papier, trzymany w rękach staruszki. Kobieta sięga po swoje „średniowieczne" okulary i ponownie wraca do lektury.

— Trzysta pięć koron — czyta nerwowo. Cornelia podchodzi bliżej, aby zamknąć ją w szczelnym uścisku. Mięśnie Lidii są bardzo spięte, a ciało delikatnie się trzęsie. Takie sytuacje są dla niej mocno stresogenne, a w jej wieku jest to nadzwyczaj niebezpieczne.

— Spokojnie. Pójdę dzisiaj na plac i przyniosę. — Dziewczyna stara się ją pocieszyć, ale mało skutecznie. Starsza kobieta wyswobadza się z uścisku, by spojrzeć w jej jasne oczy. Nie widzi w nich żadnego skrępowania czy lęku. Dziewczyna jest pełna pozytywnych myśli, a optymizm dnia codziennego nie opuszcza jej już od pewnego czasu. Uśmiecha się życzliwie, co dodaje staruszce otuchy.

— Jesteś taka pomocna — stwierdza Lidia, potrząsając głową na boki w geście niedowierzania. — Takich ludzi coraz mniej na świecie.

— Staram się, jak tylko mogę — odpiera sympatycznie, zakładając kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna z natury bywa bardzo pomocna, przejmuje się innymi, co oznacza, że jest również empatyczna. Jej wzrok przenosi się na zegar.

— Będę się zbierać — oznajmia lekko cichszym głosem. — Dzisiaj chcę być nieco wcześniej — dodaje. Gospodyni przytakuje delikatnie, co jest wystarczającym gestem dla Cornelii, aby zakończyć rozmowę i zacząć się szykować do wyjścia. Zmienia bluzkę, którą nosi już od dłuższego czasu, po czym wrzuca ją do kosza na pranie. Wie dobrze, że jedyna pralka, na jaką może liczyć to jej własne dłonie. Zakłada schodzone buty, po czym zdejmuje płaszcz z haczyka. Wraca jednak do swojego legowiska, gdzie obok znajduje się mała szafka. Wyjmuje z niej jedną ze słynnych „zmiętych karteczek".

— Nie zjesz nawet śniadania? — wybiega za nią zaalarmowana Lidia.

— Nie jestem głodna... mam ważne sprawy do załatwienia. — Uśmiecha się miło, co kobieta odwzajemnia.

— A co z listem?

— Jakim listem? A, tak. Zapomniałam. — Z głowy Cornelii całkowicie wyleciała kwestia korespondencji zaadresowanej do jej osoby. Wraca więc do mieszkania, aby przeczytać zawartość koperty. Podczas śledzenia tekstu wzrokiem, z jej twarzy nie znika zadowolenie, a nawet podekscytowanie.

— Lidiu! Nie uwierzysz! — zaczyna mocno pobudzona. — W sobotę mam podpisywać książki! Moje książki!

— To świetna wiadomość! — Kobieta jest równie szczęśliwa, razem ze swoją podopieczną przeżywa jej powodzenie. — Jak wrócisz będziemy świętować przy pysznych kanapkach! — wiwatuje. — A teraz zmykaj, bo się zgrzejesz! — pogania ją staruszka, co rozbawia młodą szwedkę.

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz