Rozdział 37

395 44 6
                                    

Rinkeby, Szwecja

30 maja 2011r., godz. 11:37

Od rana w barze Rycharda panuje duży ruch. Kobiety nie mają ani chwili odpoczynku, dlatego, kiedy nadarza się jednorazowa okazja na spoczynek za ladą, bez wahania to robią. Siadają w swoim standardowym miejscu i rozmawiają o przeróżnych sprawach, często małoważnych.

— Przez to, że Rychard pozamieniał nam zmiany, nie miałam okazji zapytać cię jak było na bankiecie — zaczyna Alva, dopytując o sytuacje sprzed kilku dni.

— Było... ciekawie — odpowiada niepewnie Cornelia, a jej policzka płoną różem, co nie uchodzi uwadze blondynki.

— Widzę, że nieźle się bawiłaś — komentuje zainteresowana kobieta, poprawiając się na swoim miejscu. — Opowiadaj, co takiego się wydarzyło, że aż masz rumieńce! — Harris śmieje się nerwowo z jej słów, jednak walczy ze swoimi myślami, czy powinna mówić prawdę koleżance. Dopiero nabiera zaufania do ludzi, nie chciałaby szybko go stracić. — I tak stawiam na jakiegoś faceta... pewnie to ten prawnik! Przecież zawsze chodzi o faceta...

Cornelia opowiada krótko wydarzenia, które miały miejsce podczas bankietu. Postanawia zaufać Alvie, która jest jej bliska.

— Chyba coś do niego czuje większego — wyznaje niepewnie ciemnowłosa, gubiąc się we własnych uczuciach. Zinterpretowanie ich nie należy do łatwych zadań.

— Nie chcę cię pospieszać, ale skoro jest tak „grubą rybą", to na pewno wiele kobiet na niego leci... radziłabym się jednak sprężyć w działaniach — sugeruje, co wprawia Cornelię w zastanowienie. Alva jednak, widząc minę swojej koleżanki, wybucha cichym śmiechem. Obraca wszystko w żart, przez co Harris ma mętlik w głowie. Karci Alvę za jej dziecinne zachowanie, a ich rozmowę przerywa Sonia, która właśnie wchodzi do baru, twierdząc że ma ważne wieści.

— Widzę, że dobrze się tu bawicie — zarzuca im brak zaangażowania w obowiązki, ale nie jest tu w tym celu, dlatego szybko odpuszcza swoje wredne komentarze. — Z tego względu, że plany się trochę pozmieniały i nasza impreza nie mogła dojść do skutku — zaczyna kobieta, wywracając znacząco oczyma. — Wybierzemy się na nią w ten weekend... może w piątek po pracy? — Jej słowa brzmią bardzo pewnie. Jest stanowcza, nie bierze pod uwagę żadnego sprzeciwu.

— Mnie pasuje — zgadza się Alva, której przypadł jej pomysł do gustu. Harris również przytakuje energicznie.

— Ale co z Vendelą? — dopytuje zaalarmowana ciemnowłosa, przypominając sobie o dziecku. W gruncie rzeczy w ogóle nie powinny jej nigdzie zabierać. Jednak ona również przyczyniła się do sukcesu, dlatego nie może jej zabraknąć.

— Mam z nią zmianę, więc ją poinformuję — zapewnia Sonia z uśmiechem na twarzy. — Trzy szoty proszę — zamawia, gestykulując żwawo. Kobieta podaje jej alkohol, po czym Sonia opróżnia kieliszki za jednym zamachem, przegryzając plastrem cytryny. Nie siedzi jednak długo. Po spożyciu szotów żegna się z pracownicami i opuszcza lokal. Kiedy charakterystyczny dźwięk dzwoneczka rozprzestrzenia się po barze, kobiety wzdychają ociężale.

— Ta jej pewność siebie to mi już w pięty idzie — mruczy złośliwie Alva, która ma serdecznie dość zarozumiałej Sonii.

Nie cieszą się długo samotnością, ponieważ chwilę później do baru wchodzi zdyszany Rychard, ciągnąc za sobą automat do gier. Obie pracownice patrzą na niego zaskoczone. Nigdy wcześniej nawet nie wspominał o zakupie automatu, a tymczasem właśnie go taszczy do wnętrza lokalu.

— Zamieniasz bar w kasyno? — pyta zdezorientowana Alva, wpatrując się w maszynę.

— Chciałbym, ale to kosztowne — mamrocze pod nosem, gdyż automat ten wcale nie jest tak lekki. — Na razie mam jedną maszynę i zobaczymy, jak się rozwinie interes — tłumaczy zawzięcie. — Nie wymaga waszej obsługi. Klienci sami powinni wiedzieć, jak z tego korzystać — ciągnie dalej, przedstawiając zalety sprzętu.

— Chociaż tyle — mruczy blondynka, przyglądając się automatowi.

— Ach, właśnie! — Wzdycha mężczyzna, przypominając sobie o czymś istotnym. — Pojutrze, w środę, odbędzie się małe spotkanko ważnych osób — informuje, a widoczny grymas uwidacznia się na jego twarzy. W głowie Cornelii pojawiają się nieludzkie myśli. Oby tylko nie wyglądało to w taki sposób jak poprzednio.

— Ważnych osób? — dopytuje zaciekawiona Alva, która także ma dość takich „przyjęć".

— Dokładnie — przytakuje energicznie Rychard, przecierając dłonią automat. — Akurat wybrali mój bar na miejsce spotkań. — Chytry uśmiech pojawia się na jego ustach, a kobiety mają wrażenie, że nie mówi im całej prawdy. Ukrywa coś, ale czy to jest na tyle istotne?

— I co? Znowu mamy robić za rasowe dziwki? — oburza się blondynka, gdyż kumulowanie emocji nigdy nie było jej mocną stroną.

Cornelia tylko przygląda się ich wymianie zdań. W jej głowie panuje chaos, wywołany wydarzeniami z tamtej nocy. Wszystko się jej przypomina, chociaż nie ma tego wiele – urwanie filmu zazwyczaj wprowadza ludzi w zakłopotanie i istną niepewność. Jej oczy są szeroko otwarte, wpatruje się w obszar przed sobą, będąc mocno zamyślona. Słowa Rycharda jednak skutecznie przywracają ją do rzeczywistości. Patrzy na niego otępiała.

— Niestety, ale praca wymaga poświęceń. 

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz