Rozdział 44

413 37 2
                                    

Rinkeby, Szwecja

10 lipca 2011r., godz. 10:55

Mimo że jest weekend, obie kobiety wstają znacząco wcześnie. Żadna z nich jednak nie idzie do pracy, a jedynie spędzają ze sobą obiecujący poranek. Właśnie są przy końcu konsumowania śniadania, kiedy komórka Cornelii rozbrzmiewa rytmiczną melodią. Staruszka spogląda na nią zaciekawiona. Młodsza z nich wyjawiła jej niedawno sekret odnośnie do posiadania sprzętu elektronicznego, wyjaśniając powód jego dostania.

— Tak, słucham — odbiera pospiesznie kobieta, widząc na ekranie nazwisko Ramireza.

— Witaj, Cornelio — przemawia spokojnym tonem. — Obiecałem, że zadzwonię. Co powiesz na spotkanie na Placu Rybnym... o czternastej? — proponuje opanowany, lecz w głębi serca ma nadzieję, że przyjaciółka zgodzi się na spędzenie czasu z jego osobą.

— Jak najbardziej — zgadza się kobieta, która jest mocno ucieszona z jego telefonu.

Rozmowa tej dwójki nie trwa jednak długo, ponieważ mężczyzna szybko kończy połączenie mówiąc, że będzie czekał na przyjaciółkę w umówionym miejscu. Kobieta nie zwleka z wyjściem poza mieszkanie, a robi to o wiele przed czasem. Ma w zanadrzu recytowanie przez pewien okres, dopóki Xawery nie pojawi się w zasięgu jej wzroku.

Ulice miasta są nadzwyczaj przeludnione. Słońce daje o sobie znać w sposób bardzo perfidny – rzuca swoje promienie, rażąc każdego dookoła. Dnie są ciepłe, dlatego nie ma nawet mowy o poruszaniu się w długim rękawie czy grubych spodniach.

Cornelia powoduje głęboki wdech, widząc znajome miejsce. Tak długo nie miała okazji przebywać na Placu Rybnym, niemalże zapomniała już, jaka to radość przemawiać do tłumu nieznajomych, pragnących usłyszeć poezję, którą wygłasza młoda Harris. Z uśmiechem zadowolenia podchodzi do swojej standardowej płytki, na której zazwyczaj ma okazję przebywać i wyciąga zmiętą karteczkę z kieszeni swoich krótkich spodenek. Mimowolnie rozgląda się po okolicy, lecz nie trwa to długo. Rozkłada papier przed swoimi oczyma i zaczyna recytować wiersze. W głębi duszy czuje, że to jej powołanie – coś, co bardzo mocno uwielbia i na zawsze pozostanie w jej sercu.

Ludzie przychodzą, a zaraz ich nie ma. Kilkoro staje przed kobietą, aby dobrze wsłuchać się w słowa, które wypowiada z ogromną dokładnością, akcentując każde z nich. Inni zaś jedynie się obejrzą, słuchając mimowolnie. Głos Cornelii jest donośny, przystosowany do przemawiania. Podczas swojego krótkiego życia zdążyła go udoskonalić tak, że nie ma problemu z dotarciem do osób, będących dalej.

Kilka koron wpada do jej starego kapelusza, który zwykła nosić na głowie w upalne dni. Mimo tego, że jest on udręką dla jej zadbanych włosów, nie potrafi się z nim rozstać. Słońce niemiłosiernie gnębi oczy ludzkie, dlatego Harris przymyka je, aby dać im chwilę odpoczynku od nadmiernej jasności.

— Dla wtajemniczonych w miłosne obchody

Bóg nie ma na świecie lepszej metody — recytuje kobieta, wczuwając się w słowa, które wypowiada. Poezja jest dla niej natchnieniem do życia.

— Nadal nie wyszłaś z wprawy. — Do uszu kobiety dociera znajomy głos męski. Uchyla powieki, aby dojrzeć postać Xawerego, który zbliża się do niego pewnymi krokami. — Jak zwykle uczuciowe i pełne... zastanowienia — dodaje z poważną miną.

— Xawery — wypala nagle Cornelia, która doznaje olśnienia. — Cześć. — Zabiera z płytek kapelusz, a pieniądze chowa do kieszeni spodni. Zakłada na głowę nakrycie, uśmiechając się do mężczyzny. Ramirez zaś wystawie rękę w jej kierunku.

— Jak masz ochotę spędzić ten dzień, Cornelio? — Kobieta chwyta za ramię, w czasie kiedy on spogląda na nią znacząco. Ten gest wywołuje w jej ciele wiele nieznajomych odczuć, jednak stara się je wszystkie ugasić i pozwolić sobie na chwilę „szaleństwa".

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz