Rozdział 3

1.5K 192 102
                                    

Rinkeby, Szwecja

5 grudnia 2010r., godz. 17:20

Śnieg sypie niemiłosiernie, dając o sobie znać każdemu mieszkańcowi Szwecji. Ludzie w pośpiechu wybierają prezenty dla swoich pociech, gdyż zazwyczaj zostawiają tę sprawę na ostatnią chwilę. W ten dzień i na Placu Głównym jest spory tłum, co dla młodej Cornelii jest niczym najwspanialszy dar. Dziewczyna dostaje niemało monet, lecz nie liczyła ich jeszcze. W zwyczaju ma przeliczać dopiero po skończonym „przedstawieniu". Pomimo panującego mrozu dzielnie recytuje swoje najnowsze dzieła, tym samym umilając przechadzki innym. Prawda jest taka, że nawet jako mała dziewczynka, Cornelia nigdy nie dostała prezentu od Mikołaja, dlatego nie zna tego szczęścia. W głębi duszy zazdrości innym, choć nie jest to w jej zwyczaju. Mimo tego, że nie ma za wiele, nigdy nie życzy źle innym, a wręcz przeciwnie. Cieszy się ze szczęścia i powodzenia każdego mijanego człowieka.

Plac, tego dnia, jest pięknie ozdobiony. Na jego środku stoi ogromna choinka, udekorowana kolorowymi ozdobami, wykonanymi przez dzieci z tutejszego przedszkola. Gdzieś w oddali widać świecące sanie Mikołaja wraz z jego reniferami. Cornelia zdaje sobie sprawę, że przyjście tu jutro nie będzie dla niej wcale opłacalne. Wszyscy będą spędzać czas w swoich domach, nikt nie ma zamiaru przesiadywać w centrum dzielnicy. Na jej twarzy pojawia się smutny grymas zwątpienia. Każdy dzień bez zarobku jest dla niej dniem zmarnowanym, bezsensownym. W walce o przetrwanie każda moneta jest ważna. Młoda kobieta zawzięcie recytuje wiersze, nie zważając na przeciwności pogodowe. Jest bardzo zimno, temperatura sięga minus dwudziestu stopni. Jednak jej zmarznięte dłonie nadal kurczowo trzymają pomiętą kartkę. Głos, mimo że delikatnie zachrypnięty, walecznie rozbrzmiewa na tutejszym placu. Ludzi nie brakuje, ciągle ktoś przemierza okolicę, aby znaleźć idealny prezenty dla bliskich.

Wreszcie nadchodzi jej przerwa. Rzadko kiedy je sobie urządza, lecz tego dnia nie czuje się najlepiej. Przykuca na moment, aby rozgrzać swoje przemarznięte kończyny. Niewiele to pomaga, ale zawsze coś. Chowa głowę między swoje dłonie. Jest już bardzo zmęczona, najchętniej położyłaby się już i oddała w objęcia Morfeusza. Jednak to nie tak wygląda jej codzienność, są pewne rzeczy, które trzeba zrobić i nic na to nie pomoże. Wykorzystując chwilę, rozgląda się po placu. Ludzi wokół robi się coraz mniej, każdy ma swoje zadania, które musi wypełnić. Mimo tłoku w oddali zauważa znajomą postać. Mruży oczy, aby dokładniej jej się przyjrzeć.

~ To on — w głowie pojawia się ta myśl, a zaraz po niej wiele innych. Jej oddech momentalnie przyspiesza, a ciało reaguje niejednoznacznie. Powolnym ruchem podnosi się z powrotem do pozycji pionowej. Nie dziwi ją fakt, że ten sam mężczyzna znajduje się po raz kolejny na Placu Głównym. Zastanawia ją jedynie, dlaczego jego wzrok skupiony jest na niej. To przenikliwe spojrzenie wypala dziurę na jej drobnym ciele. Pospiesznie poprawia swoją przemoknięte włosy, gdyż z nieba zaczął właśnie sypać mocny śnieg. Duże płaty spadają wprost na Cornelię i moczą jej sponiewierane ubranie, jakby nie było jej już dość zimno. Oczy tej dwójki znajdują wspólnotę, łącząc się. W ich, na pozór niewinnym, spojrzeniu kryje się jednak coś więcej. Ogromna fala emocji, jaką czuje Cornelia, nie jest przypadkowa.

— Nie wolno tutaj recytować. — Do uszu młodej szwedki dociera niemiły głos jednego z przechodniów. Dziewczyna spogląda na niego przestraszonym wzrokiem.

— Ależ oczywiście! Ja tylko ćwiczę — próbuje się bronić przed natrętnym mężczyzną, lecz w jej głosie słychać obawę, którą zauważa rozmówca.

— To proszę ćwiczyć gdzieś indziej! — W jego głosie brakuje sympatii, szacunku oraz wielu innych, podstawowych cech. Jest to człowiek nieczuły, co widać gołym okiem. Cornelia, nie chcąc pogarszać sytuacji, jedynie przytakuje wrogo nastawionemu mężczyźnie, po czym chowa kartkę do kieszeni płaszcza. Sprawdza jeszcze, czy to na pewno dobra strona – w jednej z nich ma dziurę, którą nadal nie zaszyła. Kiedy jest już pewna swojego wyboru i wie, że nie zgubi cennego papieru, rozgląda się raz jeszcze po placu. Nigdzie nie zauważa już ówczesnego podglądacza. Przez chwilę nawet zastanawia się, czy naprawdę go widziała, czy nie były to tylko nieudolne wybryki jej wyobraźni. Nie widziała go od trzech tygodni, od tamtego dnia, kiedy dostała sporą darowiznę. Przeciera nos, gdyż katar bardzo jej dokucza, wywołując nieprzyjemne uczucie swędzenia. Nie jest zadowolona, że musi tak wcześnie kończyć, ale też boi się możliwych konsekwencji. Gdyby tylko ten mężczyzna zawiadomił odpowiednie służby... nawet nie chce wiedzieć, co takiego stałoby się wtedy. Zawiedziona wraca tymi samymi ulicami, nie zbaczając z drogi, prowadzącej do domu. Przed załamaniem powstrzymuje ją wiedza, że w lodówce znajdują się jeszcze trzy kawałki ryby, które Lidia dostała w pracy od znajomego wędkarza. Oprócz tego kilka nieświeżych warzyw – to powinno wystarczyć.

Na zewnątrz panuje już doszczętny mrok, przepełniony potężnym mrozem. Dziewczyna, mimo swojego młodego wieku, nie boi się samotnie przemierzać ulic miasta. Nie wierzy, że ktoś mógłby ją zaatakować czy chociażby zwrócić na nią najmniejszą uwagę.

~ Brzydkich i biednych ludzi zły los nie sięga – tłumaczy sobie, idąc dalej. Cornelia nie jest typem zakompleksionej egoistki, ale raczej realistki. Mimo swojego braku wykształcenia należy do osób inteligentnych. Tak, jak zakładała z początku – do domu dociera w jednym kawałku. Nie można tutaj użyć starego, dobre zwrotu: „cała i zdrowa", ponieważ jej gardło jest mocno zaczerwienione, a kaszel i katar nie ustępuje. Cieszy się, że chociaż gorączka omija ją szerokim łukiem, lecz wszystko do czasu. Przy tak wyziębionym organizmie choroba jest wręcz nieunikniona. Dla dziewczyny każdy dzień spędzony pod kocem jest czasem przegranym. Jest ona osobą bardzo pracowitą i potrafi skoncentrować się na priorytetach, lecz nie ma w sobie za grosz chęci dbania o siebie. Nie jest przyzwyczajona do chodzenia w grubych ubraniach czy brania leków. Takie rzeczy to w jej świecie rarytasy, dla niej niespotykane.

— Cornelia? Już jesteś? — W progu wita ją zaskoczona Lidia. Dziewczyna uśmiecha się do niej sympatycznie, lecz w jej grymasie jest nutka smutku, którą starsza kobieta od razu zauważa. — Co tak wcześnie?

— Przegonili mnie — odpowiada, patrząc prosto w oczy swojej rozmówczyni. Szuka w nich gniewu czy chociażby zwątpienia. Jednak nic z tych rzeczy nie ma miejsca.

— Kochanie, czasem tak bywa. Nie zamartwiaj się tym, tylko siadaj do stołu. Zaraz przyniosę coś do jedzenia. — Właścicielka mieszkania to osoba bardzo ciepła i przyjaźnie nastawiona do życia. Chociaż chciałaby bardzo, żeby młoda szwedka znalazła sobie wreszcie porządną pracę, to jest w stanie ją wspierać w trudnych chwilach i chronić przed upadkiem moralnym. Cornelia zajmuje miejsce przy małym meblu w pokoju Lidii, który czasem robi również za jadalnie. Dziewczyna do tej pory nie zdjęła z siebie płaszcza, bo choć poniszczony, daje jej nieco ciepła, a w tym momencie, każdy przypływ wyższej temperatury jest dla niej ukojeniem. Do jej nosa dociera piękny zapach, czegoś ciepłego. Chwilę później i jej oczom ukazuje się kubek pełen gorącej herbaty. Od razu chwyta go w ręce, aby i je ogrzać, po czym upija z niego łyk.

~ Gorzka — myśli, lecz nie jest to dla niej zaskoczeniem. Cukier to droga rzecz, a do tego mało potrzebna. Uśmiecha się na uczucie ciepła, jakie rozpiera jej wnętrze. Rzadko kiedy ma okazję go doznać.

— Proszę, zjedz — nalega kobieta, podając Cornelii grzanki z chleba pokryte pomidorem oraz cebulą. Na sam ich widok dziewczynie wykręca się żołądek, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Od wczoraj nie miała nic w ustach, a jej brzuch jest całkowicie pusty. Długo nie trzeba czekać, aby talerz został pusty. Lśni z czystości, tak dobrze wyjadła dziewczyna każdy kruszek, bojąc się, że może to być jej ostatni posiłek. Nikt nie zna dnia ani godziny swojego końca, a Cornelia należy do osób mocnej wiary, dlatego też docenia wszystko, każdy najmniejszy drobiazg ją cieszy i sprawia szczęście.

— Ja to jestem już zmęczona — mówi Lidia, która właśnie wchodzi do swojego pokoju. Spogląda na swoją podopieczną i uśmiecha się do niej sympatycznie. — Miałam dzisiaj męczący dzień w pracy — dodaje nieco przygnębiona. Kobieta przelatuje wzrokiem po pomieszczeniu, po czym siada na starym łóżku. Poprawia pościel i ponownie przenosi swoje spojrzenie na dziewczynę.

— Weź prysznic. Jest jeszcze ciepła woda — oznajmia zadowolona, na co Cornelia uśmiecha się wesoło. Chociaż to dzisiaj jej się udało – zdążyć na ciepłą wodę.

— Dziękuję za jedzenie. — Wstaje od lipnego stołu i odnosi naczynia do zlewu. Przez chwile przelatuje jej myśl, aby zostawić je tam, niech poczekają do jutra. Jednak szybko z niej rezygnuje. Nie jest na tyle zmęczona, żeby nie móc pomóc w obowiązkach. Pospiesznie zmywa po sobie, odkładając mokry talerz i kubek na blat „do góry nogami". Wycierając dłonie w potarganą szmatkę, wygląda przez przybrudzone okno. Na zewnątrz panuje już doszczętny mrok, a jedyne światło dają marne latarnie uliczne. Pod jedną z nich zauważa pewną postać. Jest w szoku, kiedy rozpoznaje w niej znajomego mężczyznę.

~ Co on tutaj robi? — W jej głowie pojawia się mnóstwo intryg. Martwi się, czy on ją śledzi, czy może nie jest do końca zdrowym umysłowo człowiekiem. Co, jeśli ma w planach zrobić krzywdę niewinnej Cornelii?

Za dużo myśli krąży w jej umyśle. Chwyta się za głowę. Przeciera oczy, po czym kolejny raz spogląda w te samo miejsce. Marszczy czoło, kiedy nie dostrzega intruza. To wszystko jest dla niej zwyczajnie dziwne.

~ Pewnie jestem już zmęczona. — Postanawia przestać zadręczać się niepotrzebnymi myślami, a wziąć ciepły prysznic. Z komody, która znajduje się na przedpokoju, obok jej materaca, zabiera czyste, a raczej mniej brudne, ubranie. Idąc do łazienki, zdejmuje z siebie płaszcz oraz bluzkę. Resztę ściąga dopiero w środku pomieszczenia. Odkłada wszystkie ciuchy na małą, stojącą półkę, po czym wchodzi do wanny. Dziewczyna wręcz marzy o długiej kąpieli w parzącej wodzie, lecz prawda jest taka, że nigdy jej nie zaznała. Dziewczyna myje się dokładnie, a przynajmniej na tyle, ile można w tak ekstremalnie szybkim tempie. Napaja się chwilą prywatności, zarezerwowaną wyłącznie dla siebie. Przemywa twarz, po czym nabiera głębokiego wdechu. Ostatnie wydarzenia mocno ją przytłaczają, lecz stara się, aby nie wpłynęło to na jej codzienność. Nie może wymazać z pamięci tajemniczego mężczyzny. Wkradł się on w jej umysł, a najgorszy w tym jest fakt, że zastanawia on szwedkę. Chciałaby dowiedzieć się, jaki ma w tym cel. W świecie nikt nic nie robi bez potrzeby. Dobroć serca czy współczucie straciło już dawno na wartości. Jej głos nie może zostać zachwiany. Cornelia kaszle głośno, ale odkrztuście. Herbata wiele zdziałała, jest naturalnym lekarstwem na przeziębienie, choć słabym, to może pomóc. Dziewczyna wychodzi z wanny, która chyba nigdy nie była użytkowana, jak należy, po czym sięga po stary, mocno starty, ręcznik. Pomimo tylu lat, w których dzielnie towarzyszy Cornelii, nadal nie ma ani jednej dziury. Szwedka nauczyła się dbać o swoje rzeczy, w końcu miała sporo lat praktyki. Kiedy ciało zostaje już osuszone, dziewczyna w pośpiechu ubiera się. Jest on głównie spowodowany przeogromnym zimnem. Ze zgrzytającymi zębami wskakuje pod koc i stara się zasnąć. W jej głowie pojawia się tylko myśl, czy kiedykolwiek będzie miała okazję spać w prawdziwym, wygodnym i przede wszystkim ciepłym łóżku?

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz