Rozdział 51

409 34 0
                                    

Warszawa, Polska

19 lipca 2011r., godz. 8:30

Kiedy powieki Xawerego unoszą się, a oczy spostrzegają jasność, jaka ogarnia jego pokój, pospiesznie zrywa się z wygodnego łóżka i staje zesztywniały obok niego. Szuka wzorkiem swojego telefonu, a kiedy go odnajduje, patrzy zaalarmowany na godzinę.

— Niech to szlag — mamrocze pod nosem mocno zestresowany. Zdenerwowanie bierze nad nim górę, przez co myśli nie są zbyt rozsądne.

Jego głośne krzątanie wybudza Cornelię z błogiego snu. Uchyla ona swoje oczy, spoglądając zaciekawiona na poczynania partnera. Ten ubiera się pospiesznie, nie zwracając większej uwagi na marszczenia, które pojawiają się na jego śnieżnobiałej koszuli. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia zostają skrzyżowane, lecz mężczyzna odwraca wzrok.

— Śpij... jadę do firmy — informuje grzecznie, po czym daje jej buziaka w czubek głowy. Kobieta nie zaprzecza, a jedynie przymyka z powrotem swoje nadal zmęczone powieki i pozwala pogrążyć się w istnym ładzie marzeń sennych.

Trzydziestoczterolatek w tym czasie kończy się ubierać, a kiedy stwierdza, że jest wystarczająco elegancki, opuszcza pomieszczenie. Przed wyjściem ze swojego pokoju chwyta ciemną teczkę, w której mieszczą się jego przeróżne notatki. Jest to jego niezbędnik do pracy. Przed wyjściem z mieszkania zahacza o kuchnię, z której podbiera dwa czerwone jabłka i chowa je do przenośnego bagażu.

Na zewnątrz znajduje się zaskakująco szybko. Nabiera głębokiego wdechu, kiedy ciepłe, letnie powietrze dociera do jego nozdrzy. Mruga kilkukrotnie, aby wyostrzyć swój wzrok, który ubolewa przez rażące słońce. Odnajduje swój samochód, który wcale nie zmienił położenia. Teczkę kładzie na siedzeniu pasażera, a sam zajmuje główne miejsce. Wszystko robi naprawdę prędko. Rzadko kiedy spóźnia się do pracy, a dzisiaj ewidentnie zaspał. Klnie pod nosem, kiedy światła po raz kolejny zmieniają się na czerwone. Zwalnia znacząco, aby zatrzymać swój pojazd w wyznaczonym miejscu. Nie cierpi, kiedy wszystko idzie nie po jego myśli. Los rzadko kiedy każe mu iść pod górkę. Zazwyczaj ma przemyślane cele i do nich brnie mimo wszystko. Nie zwraca uwagi na przeciwności losu, które potrafią same się zlikwidować – wystarczy odpowiedni rozpęd.

Pod biurowcem, w którym pracują jego rodzice, znajduje się niedługo później, lecz i tak jest bardziej spóźniony, niż by tego chciał.

Gdyby tylko nie te pieprzone światła — przechodzi mu przez myśl.

Wchodzi równie pospiesznie do wnętrza budynku i w windzie wybiera właściwe piętro. Odnalezienia odpowiedniego pomieszczenia nie zajmuje mu dużo czasu, gdyż na jego drzwiach widnieje dość spory szyld z napisem „szefostwo". Pewny siebie chwyta za klamkę, po czym otwiera je bez wahania. Nie przejmuje się manierą pukania. Rozgląda się zaciekawiony po wnętrzu gabinetu, a jego wzrok pada na zapracowanych rodziców.

— Jesteś — stwierdza niewątpliwie Sofia, która odrywa się od dokumentów, aby przenieść spojrzenie na syna.

— Chodź. Wytłumaczę ci w czym pomożesz... — Santiago przejmuje Xawerego, prowadząc go do osobnego pokoju. Tam wyjaśnia mu cel jego pomocy i pozostawia samego. Nie pierwszy raz pracuje w rodzinnej firmie, dlatego sprawy architektury nie są mu obce. Mruży oczy w skupieniu i z zainteresowaniem przygląda się planowi, który dostał od swojego ojca.

Około godziny dziesiątej w mieszkaniu Ramirezów słychać głośne jęknięcie niezadowolenia, które wydobywa się z zaspanego organizmu Cornelii Harris. Przeciąga się ona znacząco, rozprostowując swoje kończyny. Spogląda na miejsce obok siebie i orientuje się, że jest ono puste. Tego się spodziewała. Ziewa mimowolnie, po czym podnosi się niechętnie z wygodnego łóżka. Takich luksusów nie ma okazji często doświadczać. Z uśmiechem na twarzy podąża do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Czynność ta nie zajmuje jej dużo czasu, dlatego chwilę później, ubrana w codzienne ciuchy, może siedzieć w przestronnej kuchni i zajadać się smakowitymi kanapkami, które przyrządziła sobie moment wcześniej. Zajmuje miejsce na barowym krześle, kołysząc nogami, które w żadnym stopniu nie dostają do podłogi. Kiedy talerz zostaje opróżniony, nalewa sobie do szklanki soku pomarańczowego, który jej wzrok napotkał na blacie. Całą zawartość naczynia wypija jednym tchem.

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz