Rozdział 25

479 66 44
                                    

Rinkeby, Szwecja

5 maja 2011r., godz. 6:40

Cornelia całą noc miewała problemy ze snem, ba, nawet nie jedną! Od kilku dni męczy się z bezsennością, a emocje działają bardzo niekorzystnie na jej organizm. Czuje się otępiała, a umysł nie daje jej prawa do swobodnego bycia. Przed oczami ciągle ma scenę z tamtej nocy. Nie jest w stanie wymazać jej z pamięci.

— Wypijam herbatę i uciekam — wyznaje zabiegana staruszka, gdyż ma dzisiaj poranną zmianę – w przeciwieństwie do Cornelii, którą czeka nocna posada. — Jesteś taka zestresowana, jakby obca — zauważa Lidia, przyglądając się kobiecie. — Stało się coś?

— Nie, Lidiu... wszystko w porządku — odpowiada samoistnie Szwedka. Przez ostatni tydzień wiele razy musiała powtarzać te słowa, dlatego wypowiada je już automatycznie, nie zastanawiając się nad ich sensem.

Staruszka obdarowuje ją podejrzliwym spojrzeniem, przez co kobieta traci pewność siebie.

— Chyba jakieś choróbsko mnie dopadło — dodaje, gdyż Lidia nie daje za wygraną. Przygląda się młodszej od siebie w sposób wywyższający się, gdyż ma pewność, że coś tu nie gra.

— To zioła sobie zrób — poleca babinka, po czym dopija resztkę swojej herbaty i odkłada pusty kubek do zlewu. — Muszę już uciekać, ale ty zaparz sobie zioła lecznicze, dobrze ci radzę — mówi na odchodne i opuszcza mieszkanie w popłochu.

Po wyjściu Lidii Cornelia nadal siedzi przy małym stole, podpierając głowę na swoich rękach. Nie ma siły, aby cokolwiek zrobić, a jej umysł błądzi między setkami różnorodnych myśli. Zastanawia się nad dzisiejszym dniem, obawiając się powrotu do domu. Będzie to późna noc... godzina pierwsza... idealna pora dla gangsterów.

Po dłuższym czasie dennego rozmyślania, siedząc przy stole, wstaje od niego i udaje się do przedsionka kuchennego. Nastawia wodę, a w międzyczasie szykuje czysty kubek, a w nim saszetkę ziół. Jej dłonie mocno się trzęsą, chociaż stara się je opanować. Zdenerwowanie jest zbyt silne, aby móc zawładnąć swoim ciałem.

— Boże! — nadużywa słowo Boże całkowicie niepotrzebnie. Powodem jest wyślizgnięcie się kubka z jej dłoni. Na szczęście, nic wielkiego nie stało się naczyniu. Podnosi się pospiesznie, ale tym razem bardziej uważa na swoje ruchy.

Kiedy zioła są gotowe, wypija je niemalże duszkiem. Nie przejmuje się tym, że jest to absolutny wrzątek. Ma nadzieję, że ten napój zadziała na nią uspokajająco. Zachłanność bierze górę nad zdrowym rozsądkiem, co nie zawsze jest odpowiednie.

Siedzi przy pustym stole, zastanawiając się nad tym, co teraz powinna robić. Zioła nie bardzo dają szansę się poczuć, dlatego kobieta postanawia zaparzyć drugie. Nie jest to mądre zagranie, nie wolno tyle tego pić. Szczególnie że potrafią być one uzależniające.

Przygotowuje kolejny napar, po czym zajmuje poprzednie miejsce. Chowa głowę w dłoniach, które podpiera o kant stołu. Czuje się bardzo źle, samopoczucie mocno wpływa na jej zdrowie, które ubolewa nad jej stanem. Może faktycznie mówienie o chorobie, która dopada Cornelię, nie jest takim kłamstwem...

Krzywi się znacząco, kiedy do jej ust wpływa pierwsza dawka cieczy.

— Och, chyba przesadziłam z parzeniem — mamrocze pod nosem kobieta, a grymas nie schodzi z jej twarzy. Mimo wszystko wypija całą zawartość naczynia.

Siedzi bezczynnie przy stole, a w jej głowie krąży wiele myśli. Stres wkłada jej ciałem, jest powodem sztywności kończyn. Cornelia nigdy nie była aż tak słaba emocjonalnie, ale ostatnie sytuacje mocno wpłynęły na jej psychikę.

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz