Rozdział 20

707 80 96
                                    

Rinkeby, Szwecja

11 kwietnia 2011r., godz. 7:20

Tego dnia kobiety wstały bardzo wcześnie, mimo tego, że wcale nie mają takiego obowiązku. Albowiem obie dzisiaj nie mają zmiany w swoich miejscach pracy. Cornelia przygotowała śniadanie, gdyż uważa, że nadeszła jej pora w robieniu jedzenia.

— To co? Napijesz się ze mną herbatki, prawda? — mówi prosząco staruszka, wstając ze swojego obecnego miejsca. Podchodzi do kuchenki gazowej i kładzie dłoń na uchwycie od czajnika. — Pewnie, że się napijesz — sama odpowiada na swoje pytanie. Kobieta nie myśli nad swoimi czynami, dlatego przez przypadek zaparza dwa kubki ziół. Gotowe napary zanosi do swojego pokoju, gdzie znajduje się stół, przy którym przywykły jadać potrawy oraz wypijać herbaty.
— Zioła? — dopytuje zawiedziona Harris, zerkając we wnętrze naczynia z uchem.

— Tak, zapomniałam się — tłumaczy przepraszająco. — Wypij, na dobre ci to wyjdzie. Słyszałam jak kaszlesz po nocach.

Młoda kobieta nie odpowiada na wypowiedź swojej rozmówczyni, a jedynie podpiera głowę na rękach, które zaś oparte zostają na kancie stołu. Jej oczy są zamglone, a wzrok wpatruje się w losowy obiekt w pomieszczeniu.

— Nad czym tak myślisz? — Z bujania w obłokach wyrywa ją głos Lidii, która spogląda na nią w zaciekawieniu.

— No wiesz... ach, to skomplikowane. — Macha ręką w powietrzu, jakby chciała przegonić nurtujące ją myśli. — Umówiłam się z Xawerym na dzisiaj — zaczyna, poddając się spojrzeniu kobiety.

— Wspominałaś coś — zauważa, upijając łyk swojego naparu.

— Ale nie umówiłam się na konkretną godzinę i miejsce... skąd mam wiedzieć, gdzie się udać? — wyjawia powód swojego przygnębienia.

— Och — wzdycha staruszka, marszcząc brwi. — Myślę, że powinnaś udać się tam, gdzie na pewno wiesz, że trafi — podsuwa pomysł zdruzgotanej Szwedce, po czym patrzy na nią znacząco.

— Uważasz, że powinnam iść na plac?

Lidia nie odpowiada na jej stwierdzenie, lecz jej wyraz twarzy mówi sam za siebie.

Może i ma rację... tam na pewno mnie znajdzie... jeśli tylko będzie tego chciał — myśli wdrapują się do umysłu Cornelii, która wydaje się być rozchwiana emocjonalnie.

— Pamiętaj, dziecko. To mężczyzna ma ubiegać się o towarzystwo wybranki. Nie odwrotnie — mówi, wygłaszając swoją pradawną mądrość. Kobieta jedynie przytakuje uprzejmie na jej słowa, lecz w głębi duszy bardzo chciałaby, aby to Xawery dbał o jej względy.

— To może ja pójdę na ten plac — zastanawia się głośno Cornelia, spoglądając na okno.

Na zewnątrz panuje nadzwyczaj przyjemna pogoda dokładnie tak, jak poprzedniego dnia. Ostatnio coraz bardziej czuć wiosnę, co jest widoczne w zachowaniu mieszkańców całej Szwecji. Promienie słoneczne działają pobudzająco na człowieka, motywują do działania i sprawiają, że więcej się chce niż nie chce.

— Jak uważasz. — Staruszka kończyć pić swoją ziołową herbatę, po czym spogląda na kubek towarzyszki. — Nie pijesz?

— Och, zapomniałam. — Cornelia jednym razem opróżnia całą zawartość naczynia, odkładając puste na stolik. Po chwili jednak ponownie chwyta je w dłoń i zanosi do kuchni, wkładając do zlewu.

Przełyka nerwowo ślinę, zastanawiając się, w co takiego powinna się ubrać. Po krótkim namyśle wybiera długie spodnie oraz nową bluzę, pod spód zakłada podkoszulek na ramiączkach. Kiedy jest już gotowa, wkłada oba buty, pozostawiając płaszcz na wieszaku. Nie zakłada go, nie chcąc go tylko nosić, a obawia się, że tak właśnie by to wyglądało przy dzisiejszym słońcu.

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz