Rozdział 30

397 51 17
                                    

Rinkeby, Szwecja

11 maja 2011r., godz. 12:40

— W przyszłym tygodniu będziemy gościć przecudowny sanepid, dlatego cały bar ma lśnić czystością — oznajmia tonem niewznoszącym sprzeciwu. Rychard od zawsze obawiał się najazdu inspekcji, dlatego odkąd dowiedział się o wizycie, chodzi spięty i bardzo nerwowy. Prosi dwa razy whisky, które wypija niemalże jednym tchem. Odkłada puste szklanki na ladę i charczy gardłowo w geście przyjęcia alkoholu do organizmu.

Po chwili milczenia, rozmyślania na temat nadchodzących gości, wstaje z krzesła barowego i zwyczajnie opuszcza lokal. Jego zachowanie jest dziwne, zdecydowanie niecodzienne, ale nie ma co się dziwić. Sanepid nie niesie za sobą pozytywnych emocji. Zazwyczaj dopatrzą się czegoś nieprawidłowego, a w barze Rycharda mają pełno argumentów na zamknięcie biznesu.

— Co to było... — mamrocze zaskoczona Alva, widząc szefa w takim stanie. — Chyba serio obawia się zamknięcia baru — zauważa kobieta, marszcząc brwi.

— Możliwe. Powiedz mi, co tutaj jest prawne? Mają tak wiele powodów, żeby zamknąć ten syf — mówi druga z nich, rozglądając się dookoła. Ma rację. W lokalu panuje przeogromny brud, nieład, a kurz można chwytać garściami.

Kobiety zabierają się do swoich obowiązków, gdyż do końca zmiany pozostało jeszcze trochę czasu. Alva zajmuje się częścią publiczną, natomiast ciemnowłosa przygotowuje jedzenie dla klientów oraz podaje mi napoje alkoholowe.

— Witam. Poproszę dużego hamburgera — wyznaje jeden z nowoprzybyłych gości baru. Zasiada na barowym krześle i przygląda się uważnie Cornelii. Kobieta czuje się delikatnie skrępowana jego zachowaniem, ale nie komentuje tego. Zabiera się za robienie zamówionego hamburgera, nie zaprzątając sobie głowy dziwnym mężczyzną.

Chwilę później pracownica powraca do niego z tacą, na której znajduje się zamówienie.

— Trzydzieści sześć koron — mówi obojętnie, kładąc przedmiot na ladzie.

— Poznaje cię — mówi nagle nieznajomy, wpatrując się w twarz kobiety, która jest mocno zaskoczona jego słowami. — Recytujesz na mieście, na Placu Głównym — ciągnie dalej, nie odrywając od niej wzorku. Cornelia czuje się zakłopotana. Nie chce, aby jej znajoma dowiedziała się prawdy.

Ciemnowłosa patrzy na niego z szeroko otwartymi oczyma. Tak dawno nie była w tym miejscu, a jednak ludzie wciąż pamiętają.

Cornelia stara się zatuszować prawdę i skłonić mężczyznę do zaprzestania rozmowy, ale jest już za późno. Alva podchodzi do lady, przyglądając się dwójce nieznanych sobie osób.

— Jakiś problem? — dopytuje zaalarmowana kobieta, kiedy widzi natrętnego klienta. Myśli, że źle zachowuje się wobec jej koleżanki, dlatego postanawia wkroczyć do akcji. Nie ma pojęcia, że prawda jest całkiem inna.

— Nie, nie — odpiera pospiesznie Harris, spoglądając na wcześniejszego rozmówcę.

— Po co recytujesz skoro masz pracę? — Ciekawość ludzka nie zna granic.

— Co robisz? — wyrzuca z siebie zdziwiona blondynka. Obserwuje i jedno, i drugie, czekając na wyjaśnienia. Nie lubi czuć się nieupoważniona do danych informacji, a takie sytuacji są powodem jej nerwów.

— Poezja jest piękna — dodaje mężczyzna urażony tonem głosu kobiety.

— Cornelia, o czym on mówi? — Wskazuje ręką na klienta, nie dbając o szacunek.

— Recytowałam kiedyś na placu — wyznaje speszona ciemnowłosa, spuszczając delikatnie głowę.

— Żebrałaś?! — Blondynka znacząco się skrzywia, co nie uchodzi uwadze drugiej z nich.

— Ej wy młode dziewuchy — sapie mężczyzna i odchodzi od lady, zostawiając kobiety same.

— Jesteś poetką? — pyta Alva, ciągnąc dalej ten feralny temat. Kobieta jednak tylko kiwa głową potakująco. Jest mocno skrępowana tą sytuacją i nie ma odwagi, aby spojrzeć w oczy znajomej. — Chciałabym usłyszeć — wyznaje po krótkiej ciszy.

— Co usłyszeć? — Cornelia podnosi wzrok na koleżankę, nie rozumiejąc jej słów.

— No wiersze, a co? — Klepie ją po ramieniu, dodając w ten sposób potrzebnej otuchy. Kobieta jest zaskoczona jej prośbą. Nie spodziewała się, że może chcieć usłyszeć jej recytowanie czy nawet tekst wierszy. Delikatny uśmiech wkrada się na jej usta.

— Przyniosę jutro — zapewnia szczerze Harris, wpatrując się prosto w oczy Alvy. Odgarnia swoje rozczochrane włosy, zaczesując je do tyłu. Tego dnia, jak na złość, zapomniała gumki do upięcia.

— Masz. — Blondynka podaje jej jedną ze swoich frotek, które trzymała na lewym nadgarstku.

Cornelia spina niesforne kosmyki, tępiąc w ten sposób ich waleczność. Zacieśnia gotowego kucyka i patrzy na koleżankę, która nie ruszyła się ani na krok ze swojego miejsca.

— Na pewno znasz jakieś na pamięć — ciągnie dalej Alva, prosząc o zarecytowanie chociaż kawałka tekstu.

— Alva, wolę jednak mieć karteczkę...

— No proszę... — Nie daje za wygraną, co powoduje poddanie się Harris. Wzdycha ociężale, rozglądając się po sali, w której znajdują się pojedyncze osoby.

— Niech ci będzie — mruczy niezadowolona kobieta, odsuwając się na krok od znajomej. Potrzebuje chwili na przypomnienie sobie całego tekstu wiersza, po czym słowa same ulatują z jej ust. Zagłębia się w wypowiadanym wierszu, a ciało reaguje jednoznacznie na poezję. Współgra z nim, odczuwając wszystkie emocje tak doskonale.

Dawno nie miała do czynienia z recytowaniem, dlatego ta chwila jest dla niej tak wyjątkowa i pełna odczuć.

— No powiem ci, że faktycznie nie rozumiem poezji — komentuje Alva, drapiąc się po karku.

Ich rozmowę przerywa jednak głośny śmiech, dobiegający z części publicznej lokalu. Klienci zachowują się wrednie, nie znają empatii. Wyśmiewają sposób, w jaki recytowała Cornelia. Powtarzają jej słowa, śmiejąc się od ucha do ucha. Jest to dla nich sensacja, jakich mało.

Harris czuje się załamana z tego powodu. Jest jej nadzwyczaj przykro i zarazem głupio. Żałuje, że dała się namówić na to piekielne recytowanie w barze.

— Hej, spokojnie. — Alva podchodzi do niej pospiesznie i chwyta za ramiona. — Nie przejmuj się nimi. — Wskazuje na klientów, którzy nadal mają ubaw z pasji kobiety.

— Łatwo ci mówić — prycha urażona ciemnowłosa.

— Nie ty jedna miałaś ciężkie chwile — zaczyna druga z nich, wzdychając przeciągle. — Też byłam kiedyś biedna — wyznaje bez ceregieli. — Kiedy mój mąż trafił do więzienia, miałam ciężki okres — mówi dalej, nie patrząc na koleżankę. Spuszcza głowę, nie mogąc wytrzymać wspomnień z tamtego czasu.

— Nie musisz o tym mówić — zapewnia Cornelia, wycierając pojedynczą łzę, która miała zamiar opuścić jej zaczerwienione oko.

Alva przytakuje delikatnie na jej słowa, ciesząc się, że rozumie jej ból i to, co przeszła znajoma nie jest jej do końca obce.

— Jest mi jednak przykro, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej — wyznaje blondynka. — Przecież się przyjaźnimy.

W oczach Cornelii można dostrzec blask, który jest symbolem szczęścia. Przyjaźń jest dla niej czymś ważnym, o co warto walczyć, ale tylko dla właściwych osób.

Harris odczuwa jednak niepewność w głosie znajomej, kiedy ta opowiada o swojej przeszłości. Czuje, że nie mówi jej całej prawdy, ukrywa coś istotnego. Zamyślona zagryza dolną wargę, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Kobietę nawiedza złośliwa ciekawość, która potrafi mocno namieszać w ludzkich głowach. 

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz