Rozdział 33

369 47 21
                                    

Rinkeby, Szwecja

19 maja 2011r., godz. 5:40

Lidia tego dnia ma wolne, ale mimo to, wstała z samego rana, aby przygotować śniadanie dla ich dwójki.

— Wyspałaś się? — zagaduje staruszka, kładąc talerz przed kobietą.

— Odkąd mam nowy materac noce nie są już straszne — śmieje się Cornelia, nabierając jajecznicę na widelec.

— Na pewno — przyznaje rację i również zabiera się za jedzenie swojej porcji dania. Rozmowa przy pierwszym posiłku tego dnia nadzwyczaj się klei. Między czasie popijają ciepłe herbaty, lecz coraz bardziej rozważają inne przygotowanie napoju za pośrednictwem lodówki. Słońce jest intensywniejsze z dnia na dzień, co można zauważyć po spoconych ciałach mieszkańców Szwecji. Zaczyna się prawdziwe lato, którego brakowało społeczności.

— Do której dzisiaj pracujesz? — zadaje pytanie Lidia, ale doskonale zna na nie odpowiedź. Godziny pracy Cornelii nie uległy zmienieniu, więc nadal ma stałe, dwie zmiany.

— Do szesnastej, ale nie wiem... — zaczyna, spoglądając na swoje splecione dłonie.

— Nie jestem twoją matką, żeby cię pouczać. Jesteś już dorosła. Cieszę się, że masz znajomych, z którymi spędzasz czas. — Uśmiecha się szczerze do kobiety. — Nie łudzę się, że będziesz codziennie wracać prosto do mieszkania — ciągnie dalej, popijając swoją herbatę. — Och, i jeszcze ten prawnik...

— Xawery — poprawia ją Harris, lecz w jej głosie można usłyszeć rozbawienie. — Ten prawnik ma na imię Xawery.

Lidia jednak macha tylko dłonią, jakby nie bardzo ją to interesowało.

— Wszystko jedno — mówi niedbale. — Tak czy tak jestem dumna z ciebie i z postępu jaki uczyniłaś. Wyszłaś ze swojej ogromnej nieśmiałości, to naprawdę ogromny krok w przód.

Cornelia uśmiecha się skrępowana jej wywodem. Nie lubi rozmawiać o sobie. Ukrywanie czegokolwiek przed staruszką również nie jest dla niej przyjemne, ale niektórych rzeczy lepiej nie wypowiadać głośno. Są kwestie, które lepiej jednak zostawić wyłącznie dla siebie i trzymać pod kluczem.

Gdyby Lidia dowiedziała się o moim prześladowcy... — Wzdycha kobieta, nie wiedząc nawet jak dokończyć swoją myśl. — Pewnie zadzwoniłaby na policję... na pewno gdzieś zgłosiłaby tę sprawę, a to mogłoby wszystko pogorszyć. Jeszcze ono znalazłaby się w niebezpieczeństwie. Nie mogę do tego dopuścić.

— Nad czym tak myślisz, dziecko? — Lidia zwraca się do niej w bardzo pieszczotliwy sposób. Można rzec, że trochę lekceważący, dziecinny, ale Cornelii to nie przeszkadza w żadnym wypadku.

— Tak po prostu — mówi krótko i spogląda na zegar ścienny. — O rany! Muszę iść! — Kobieta orientuje się, że jeszcze trochę i będzie spóźniona do pracy.

Pospiesznie wkłada buty sportowe, a ciało okrywa wyłącznie cienkim sweterkiem z kieszeniami. Żegna się krótko z właścicielką mieszkania, po czym opuszcza budynek. Idąc chodnikiem, spogląda na swoje stopy. Zakup tego obuwia był bardzo trafny. Buty są wygodne, w sam raz na taką pogodę. Stwierdza więc, że czasami warto wydać trochę pieniędzy w dobrej wierze. Unosi głowę ku górze i nuci pod nosem jedną z piosenek, które utkwiły jej mocno w pamięci.

Do lokalu Rycharda dociera niespóźniona. Nie rozgląda się nigdzie, idzie na zaplecze, gdzie przebiera się w standardowy strój pracowniczy. Kiedy już ma na sobie krótką spódnicę oraz bluzkę, podziwia czystość w tym miejscu. Jeszcze nigdy nie widziała tutaj tak mało kurzu i poukładane przedmioty.

Szaty ubóstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz