5.17 Jestem Ally

87 9 15
                                    

#Victor

   Uniosłem głowę by zobaczyć nowy budynek w ktœrym miałem spędzić kolejne godziny mojego marnego życia.
   Był dosyć wysoki, długi, kolorem nie zaczęcał do niczego, a dach aż się prosił by z niego skoczyć i przeżyć epicki lot, który można by oglądać z tych ogromnych okien. Schodów prowadzących do samego karceru było tyle, że upadek z nich groził śmiercią na miejscu.
   Mogłem zostać jeszcze ten przeklęty miesiąc w domu cioci, która i tak mnie nienawidzi. O tej godzinie byłbym już sam w domu i oglądałbym kolejne anime... Ciocia oraz wujek byli by w pracy, Laura za to męczyłaby się w tym Piekle samotnie, a nie ciągnęłaby mnie ze sobą...

Poczułem jak ktoś uderza mnie w ramię. Syknąłem z bólu.
- Laura - warknąłem pocierając ramię.

-Oj, Victor, nie bądź taki ponury, bo nikt cię nie polubi - uśmiechnęła się moja kuzynka.

  Była ode mnie wyższa o parę centymetrów. Jej ciemne blond włosy zaplecione były w warkocza, który spoczywał na jej plecach. Laura delikatnie się malowała. Używała tylko koretkora w razie ewentualnych niedoskonałości, które raczej nie pojawiały się na jej czystej i delikatnej skórze. Na ustach widoczny był różowy błyszczyk podkreślający uroczy uśmiech dziewczyny oraz jej proste, białe zęby. Szare oczy mojej kuzynki podreślała cieniutka kreska czarnego eyelinera oraz nałożony na rzęsy tusz. Na nosie nosiła srebrne, okrągłe okulary. W uszach blondynki widniały małe, srebrne kolczyki, ktœre błyszczały się od padających na nie światła słonecznego. Laura na sobie miała pudrowy sweter spod ktœrego wystawała biała koszula. Na ramiona narzuconą miała różaną kurtkę. Nogi nastolatki zaktywały jasnoniebieskie jeansy, a stopy ukryte zostały w kremowych, sznurowanych butach sięgających za kostkę. W dłoniach trzymała książkę do chemii, której szczerze nienawidziłem. Paznokcie również miała pomalowane różowym lakierem.

  Po prostu była lalką Barbie. Idelana figurą, idealne zachowanie, wspaniałe stopnie, nie była tym "problematycznym" dzieckiem. Zawsze wszystkim stara się pomóc...

-Victor! - machnęła mi dłonią przed oczami - Chodź, bo się spóźnimy, a nie chcesz się spóźnić w pierwszym dniu szkoły, co? - uniosła brwi i delikatnie się uśmiechnęła.

- Mało mnie obchodzi czy się spóźnię, ale lubię tą szkołę - spojrzałem jeszcze raz na dach.

-Naprawdę? - zapytała z ekscytacją w głosie.

-Tak - odparłem że wzrokiem wpatrzonym w dach szkoły - Już mam parę ładnych sposobów na samobœjstwo. Na przykład ten dach - wskazałem palcem - to idealne miejsce do skoku - uśmiechnąłem się uroczo.

  Dla blondynki zrzędła mina.

- Jesteś strasznym pesymistą... Błagam cię, chociaż nie bądź taki mroczny, dziwny i aspołeczny w naszej klasie - poqiedziała błagalnym tonem - Naprawdę chcę byś dobrze się czuł. Wiem, że to dla ciebie...-zaczęła

-Dosyć - warknąłem - Jakby co... To się nie znamy - zacząłem wspinać się po schodach na których gronadziła się masę uczniów.

  Czułrm na sobie wściekłe spojrzenie szarych oczu blondynki.

Poprawiłem kruczoczarne rękawiczki bez palców po czym wkroczyłem do więzienia. Pierwsze so zobaczyłem to ogromny plac, który pełnił rolę boiska. Wokół placu stał ten budynek z zawalistym dachem. Po bokach sali, na ławkach siedzieli prawdopodobnie uczniowie.

  Na jednej z nich siedziała moja sąsiadka.

  Poczułem jak mi serce bije mocniej. Blanchè uczyła się w tej szkole.
  Uśmiechnąłem się pokazując białe, ale już nie tak idealnie proste zęby jak Laura.
  Ciekawe czy jesteśmy razem w klasie.

||未來 || Wèilái || Miraculum || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz