5.42 Życzę wam szczęścia w Nowym Jorku

69 10 35
                                    

10 stycznia 2020, Paryż, Francja, godzina 17:00 

Narracja trzecioosobowa 

Felix położył bransoletkę na blacie biurka. Był w gabinecie Mad. Samotnie na dodatek. Nie spodziewał się, że dziewczyna tak szybko mu zaufa lub raczej uda, że mu ufa. 

Blondyn usiadł prosto na obrotowym fotelu z czarnej skóry po czym oparł łokcie o blat, zaplótł dłonie i oparł na nim podbródek. 

-Sunshine...- mruknął wpatrując się w pluszaka siedzącego na krześle ustawionym na przeciwko niego - Nie...- skrzywił się po czym chrząknął -Sunshine, darling...- kiwnął głową - Tak lepiej - uśmiechnął się. 

Duusu zmrużyła oczy. Nie wiedziała kiedy powinna zareagować i zadzwonić na pomoc skoro jej właściciel zaczął flirtować z przedmiotami nieożywionymi. 

-Co robisz? - zapytała podlatując do chłopaka. 

-Ćwiczę amerykański akcent - odparł patrząc na kwami. 

-Akcent ? - uniosła brwi - Po co ? Umiesz mówić po angielsku - zdziwiła się. 

- Po prostu chce - odparł chłodno. 

 Felix zaczął coraz bardziej zagłębiać się w wizji pierwszego kapitana, może wręcz zwierzchnika Francji. Tego po boku Madness, w przyszłości stającego się nie dosyć, że jedynym spadkobiercą majątku rodziny Graham de Vanily to jeszcze może przyszłego Ojca Chrzestnego Zielonego Piekła. Oczywiście Anglik nie wiedział o jednej ważnej rzeczy dotyczącej Madness. Mad była istotą nieśmiertelną oraz wiecznie młodą. Nie mógł więc dziedziczyć niczego po niej skoro ona go przeżyje i pewnie będzie oglądać upadek rodu Grahama. Felix myślał, że jego szefowa, która każe mu robić te ohydne rzeczy z Marinette za parę lat umrze, a on stanie się kimś wielkim. Zaczął nawet trenować do roli Zielonego Diabła - strasznego oraz wielkiego mafiozy, który nie boi się niczego. 

Drzwi do gabinetu delikatnie się uchyliły. 

-Mad? - zapytał damski głosik wchodząc do pomieszczenia. 

Dziewczyna miała brązowe włosy, które sięgały jej do pasa oraz posiadała grzywkę. Niebieskie oczy zerknęły w stronę biurka na którym oczekiwały Mad. Brunetka była dosyć blada i nie wyglądała najlepiej. Na sobie miała białą koszulę oraz niebieskie dżinsy, nogi zaś ukrywała w czarnych szpilkach. W prawej dłoni trzymała czarną torebkę. 

-Nie jesteś Mad - zauważyła roztropnie patrząc na Felixa. 

-Cóż za spostrzegawczość - odparł opierając ponownie podbródek o dłonie. 

- Gdzie jest Mad? - zapytała Blanka. 

-Wpierw odpowiedz na moje pytanie, sunshine - powiedział z próbą wypowiedzenia ostatniego słowa jak najbardziej w sposób w jaki mówiła to Madness- Kim jesteś ? - zapytał. 

-Jestem Blanche Dupre - założyła ręce na piersiach- I domagam się rozmowy z Madness - syknęła. 

-Czego chcesz od mojej szefowej, laleczko? - zapytał patrząc zielonymi ślepiami wprost w dziewczynę. 

-Wyglądasz znajomo - mruknęła i zmarszczyła brwi- Adrien? - zdziwiła się - Czy ty nie byłeś martwy ? - mruknęła. 

Felix westchnął. 

Ile on by dał by go nie mylić ze starszym kuzynem. Nadal uważał to za dziwne, że mimo dwóch różnych ojców wyglądali praktycznie tak samo, niczym dwie krople wody. Nawet rodzice nie potrafili ich rozróżnić. Jednak coś co różniło Adriena i Felixa oprócz matek i nazwiska to ich charakter. Felix był chłodny, oziębły, bardziej spokojniejszy, pewien siebie i ostry. Nie każdy mógł go zaskoczyć, to on był raczej tym co zaskakiwał swoją przebiegłością. Adrien był przyjazny, uroczy, miły i mogło by się wydawać, że mimo bycia szóstkowym uczniem czegoś brakowało w jego inteligencji. Jakby był nieuważny. Starszy kuzyn lub raczej starszy, przyrodni brat Felixa nie był już na tyle pewien siebie co syn Amelii, próbował nikogo nie zranić, był tym grzecznym dzieckiem. Raz na jakiś czas się buntował, ale to była rzadkość. 

||未來 || Wèilái || Miraculum || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz