Rozdział 34

685 66 38
                                    


Pov. Stark

-Zimowy Żołnierz...- wyszeptał z przerażeniem Peter. Mogłem sobie tylko wyobrazić to bolesne ukłucie, które Bucky właśnie poczuł. Poprosiłem go o przyniesienie wody, bo wiedziałem, jak bardzo zależało mu, żeby zobaczyć Petera. I... pewnie się z tym liczył, ale... i tak, musiało go go zaboleć. Bardzo.

-Pete, spokojnie...- zacząłem, powoli podchodząc do chłopca, jak do spłoszonego zwierzęcia. Peter przerzucił przerażone spojrzenie na mnie, po czym gwałtownie cofnął się pod ścianę.

-N-Nie podchodź!- pisnął, wciskając się w twardą powierzchnię, jakby miał nadzieję, że uda mu się przez nią przeniknąć. Posłusznie zatrzymałem się, chcąc, by Peter czuł, że wciąż ma kontrolę nad sytuacją. Chłopiec rozejrzał się gorączkowo, po czym znów spojrzał na mnie.

-Pete, nic ci nie grozi. Nikt nie zrobi do krzywdy- zapewniłem łagodnieje. Dzieciak pokręcił głową, zerkając orientacyjnie na Barnersa, który nie ruszał się z miejsca, a jedynie wpatrywał w sytuację z bólem w oczach.

-Co on tu robi?- spytał słabo dzieciak, znów stawiając malutki kroczek w tył. Miałem wrażenie, że on naprawdę za chwilę zleje się ze ścianą.

-Em... przyniósł ci wodę, Pete- odparłem spokojnie, a zaraz po tym, uprzedzając jego następne pytanie, powiedziałem szybko- Bucky tu mieszka, Peter. Ale nie martw się, on nie zrobił by ci krzywdy, słowo- zapewniłem, starając się brzmieć tak łagodnie, jak tylko mogłem.

-Jesteśmy w podobnej sytuacji, Peter- nagle po pomieszczeniu rozbrzmiał niski głos Barnersa. Chłopiec niemalże natychmiast przerzucił na niego wzrok. Jednak w tym momencie, jego spojrzenie... złagodniało. Przerażenie zastąpiło niedowierzanie i podejrzenia.

-N-Nie rozumiem...- mruknął. Mężczyzna postawił krok w kierunku Petera, na co dzieciak znów spiął wszystkie mięśnie, wciągnął głośno powietrze. Bucky zatrzymał się, nie chcąc spłoszyć mniejszego.

-Nas obu skrzywdziła Hydra- powiedział cicho, po czym dodał jeszcze ciszej- i nam obu pomógł pan Stark.

Wiedziałem, że to wyznanie dużo go kosztowało, szczególnie w mojej obecności. Spojrzałem na chłopca, który przyglądał się Zimowemu Żołnierzowi. W jego spojrzeniu wciąż czaił się strach.

-A-ale... w d-domu.. o-oni mówili, że... że t-ty... że j-jesteś zdrajcą...- wydukał, wciąż wbijając plecy w ścianę. Bucky przełknął ślinę i wziął głęboki oddech, słysząc to. Wiedziałem, do jakiego stanu wcześniej doprowadzało go nazywanie "zdrajcą", więc... byłem pełen podziwu, gdy udało mu się zachować spokój i łagodne spojrzenie. Mężczyzna postawił krok w kierunku chłopca, na co ten wciągnął głośno powietrze i zacisnął powieki, kuląc się. Chwyciłem bruneta za przedramię, dając mu znak, żeby się zatrzymał.

-A myślisz że o tobie co powiedzą?- Peter podniósł na niego wzrok, posyłając pytające spojrzenie- byłem ich eksperymentem. Ty miałeś być moim następcą. Kolejną bronią doskonałą. I teraz, na twoje miejsce pojawi się ktoś nowy...

-Bucky...- mruknąłem, przerywając mu, gdy w oczach chłopca zawirowały łzy- jesteś pewien...- zacząłem.

-Tak- stwierdził stanowczo- lepiej żeby dowiedział się od nas, teraz, niż sam się potem przekonał.

Kiwnąłem głową. Miał rację. Teraz będzie to mniej bolesne.

-Temu, kto przyjdzie na twoje miejsce... myślisz że co mu powiedzą? Że cię torturowali, ale uciekłeś? Przecież wiesz, co mu sprzedadzą. Wrzucą naszą dwójkę do jednego worka. Zdrajcy. Teraz obaj nimi będziemy. Ich nowy eksperyment będzie bał się ciebie tak samo jak ty boisz się mnie, Peter. Będzie czuł to samo, bo przedstawią mu cię w tym samym świetle. Wymyślą historię o tym, jak to zdradziłeś wszystkich i skazałeś na śmierć niewinnych ludzi- powiedział. Peter przez chwilę się nie ruszał, a jego mimika nie zdradzała absolutnie nic. Zmarszczyłem delikatnie brwi.

Without pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz