Rozdział 37

699 58 42
                                    


Pov. Peter

-Zrobię ci śniadanie, Pete. Co byś zjadł?- spytał starszy, gdy w końcu udało mi się uspokoić. Wzruszyłem obojętnie ramionami i wypuściłem głośno powietrze.

-Nie jestem głodny- mruknąłem. Zachowywałem się trochę jak niewdzięczny dzieciak, ale naprawdę nie byłem głodny. Nie chciałem jeść. I spać też nie. I w zasadzie, najlepiej bym po prostu zniknął.

-Nie o to pytałem- zauważył z uśmiechem pan Stark. Tak, jemu bardzo zależało, żebym jednak jadł przynajmniej dwa razy dziennie. Przerabialiśmy to już tyle razy, że doskonale wiedziałem, iż nie odpuści. Posłałem mu więc jedynie spojrzenie pełne rezygnacji.

-Grzanki?- mruknąłem, a mężczyzna kiwnął głową.

-Zaraz ci przyniosę, Pete- oświadczył, wstając z łóżka. Zagryzłem policzek od środka. Sprawiałem mu przykrość. Wiedziałem o tym, choć starał się to ukrywać jak tylko mógł. Tak bardzo zależało mu, żeby wszystko było jak kiedyś. Przed tym całym "porwaniem". Robił co tylko mógł, żeby wrócić do tego, co znał i pamiętał. Opowiadał mi o wszystkim, zabierał do warsztatu i robił po prostu wszystko, żebym tylko poczuł się tu jak w domu. Ale ja nie umiałem. Bez względu na to, jak dobrze mi tu było, dom był tam. Nie umiałem myśleć o Hydrze inaczej. Tak, wiedziałem, co mi zrobili. Wiedziałem, że to wszystko były kłamstwa. Że się dla nich nie liczę. Ale oni liczyli się dla mnie. Te wszystkie wspomnienia, które odzyskałem... to nie byłem ja. Ten Peter u cioci May, u pana Starka, a potem na tym krzesełku przy wszystkich maszynach... to nie byłem ja. Ten w celi to też nie byłem ja. To był... ktoś inny. Miałem jego wspomnienia, ale one nie były moje. Ja wciąż byłem tym czternastolatkiem, którego jedyną rodziną jest Hydra. Miałem po prostu nowe wspomnienia, które należały do kogoś innego i nie utożsamiałem się z nimi. Oni, poza tymi dwoma tygodniami, byli dla mnie obcy. Pomimo odzyskanych wspomnień, byli obcy. Nie czułem się w żaden sposób związany emocjonalnie z tymi wspomnieniami. Ale pan Stark był dla mnie dobry. Był naprawdę dobry. I było mi go żal, bo naprawdę zależało mu na tym, żeby było jak dawniej. Nie chciałem sprawiać mu przykrości. Chciałem, żeby był szczęśliwy. A w tej chwili, wiedziałem, co by go uszczęśliwiło.

-Pomogę panu- oznajmiłem cicho, wyplątując się z kołdry i wstając. Oboje wiedzieliśmy, że dałby radę przygotować grzanki sam, ale tu chodziło o coś innego. Słyszałem w domu o członkach Avengers. I choć widziałem, że wszystko to były kłamstwa, to nie czułem się przy nich dobrze. Bałem się ich. Ale jemu zależało, żebym zaczął wychodzić z pokoju. Żebym brał udział w ich życiu.

-Pete, nie musisz robić nic na siłę, dobrze? Ja naprawdę mogę zaczekać, aż będziesz gotowy- zapewnił łagodnie, a ja kiwnąłem lekko głową. Kłamał. Bardzo tego chciał i ciężko przychodziło mu czekanie.

-Wiem- powiedziałem jedynie, wstając z łóżka. Na usta pana Starka wpłynął szeroki uśmiech. Ucieszył się.

-To chodź, Pete- rzucił, kierując się w stronę drzwi. Zaczekał na mnie, a gdy go dogoniłem, pan Stark zaczął prowadzić mnie do kuchni.

Spuściłem lekko głowę, czując narastającą gulę w gardle i skręty żołądka. Bałem się. Wiedziałem, że nikt nie zrobi mi krzywdy, ale... naprawdę się bałem. Nie chciałem ich widzieć. Krzywdziłem tym pana Starka, ale nie chciałem nikogo widzieć. Chciałem, żeby oni zniknęli. Żeby został tylko czarnowłosy, którego się nie bałem. Już nie. Wystarczająco dużo razy udowodnił mi, że nie muszę się go bać.

-Usiądź sobie- rzucił, gestem dłoni wskazując na wysokie krzesło przy blacie. Wykonałem polecenie, po czym wcisnąłem złożone dłonie między uda i zacząłem obserwować ruchy milionera. Starszy ze swobodnym uśmiechem wyciągnął dwa kawałki chleba i wstawił je do tostera- wstawisz wodę na herbatę, Pete?- spytał, a ja kiwnąłem lekko głową. Zeskoczyłem ze stołka i stanąłem przed czajnikiem. Przekrzywiłem lekko głowę. Nie widziałem tego w domu. Przeszukałem wszystkie wspomnienia, jednak z żadnego z nich nie mogłem dowiedzieć się, jak mam wstawić wodę na herbatę- coś nie tak, Pete?- zmartwił się pan Stark, podchodząc do mnie. Moje policzki wściekle się zaczerwieniły, a ja spuściłem głowę.

Without pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz