Rozdział 8

1K 90 94
                                        

Pov. Stark

Siedziałem w milczeniu na metalowej ławeczce, co jakiś czas zerkając niepewnie na chłopca przede mną. Siedzieliśmy we dwójkę w zamkniętym tyle furgonetki. I szczerze mówiąc, obaj czuliśmy się jak więźniowie. Z tą różnicą, że ja miałem skute ręce i nogi, a on mógł w każdej chwili wstać i mnie zabić. Ale mimo wszystko, nie zrobił tego. Nawet nie próbował w żaden sposób mnie skrzywdzić. Co więcej, nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Jakby mnie tu nie było, a zdarzenia  z przed godziny nie miały miejsca. Wbijał wzrok w ziemię, nerwowo tupiąc nogą i raz po raz zaciskając o dłonie na nogawkach swojego munduru. Próbowałem zacząć z nim jakąkolwiek rozmowę. Naprawdę jakąkolwiek. Byle bym tylko miał szansę wzbudzić choć odrobinę zaufania dzieciaka. Kilkukrotnie. Jednak on za każdym razem monotonnie odpowiadał krótkim warknięciem "zamknij się". Postanowiłem go posłuchać, gdy wyciągnął nóż. I tak był zirytowany. A po tym co zrobił ostatnio, zdecydowanie nie chcę go denerwować. Widać było, że Peter się męczy. Nie chciał tu być. Nie radził sobie z tym wszystkim. Był zdenerwowany tym wszystkim. Sfrustrowany. I mimo że wciąż czułem skutki pobytu w tamtej sali, było mi go żal. Chciałem mu jakoś pomóc, ale byłem kompletnie bezsilny i nie mogłem zrobić nic. Kompletnie nic, żeby jakkolwiek pomóc dzieciakowi, lub sobie.

Nagle samochód wjechał na jakieś wzniesienie, przez co poczułem dość bolesne szarpnięcie. Syknąłem, zaciskając powieki. Jednocześnie poczułem na sobie pogardliwe spojrzenie Petera. Dzieciak uśmiechnął się z niekrytą satysfakcją. Był wyraźnie dumny z tego, że aż do teraz odczuwam tak mocno skutki jego przesłuchania.

Westchnąłem cicho i postanowiłem jeszcze raz spróbować nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę. Nie mogłem odpuścić. Musiałem się postarać, by jechaliśmy już jakiś czas, więc nie sądzę, by zostało przed nami dużo drogi. A kiedy dojedziemy na miejsce, już nic mnie nie uratuje.

-Peter, czy możesz...- zacząłem ponownie.

-Zamknij się- mruknął beznamiętnie, nie podnosząc na mnie wzroku.

-... chociaż mnie wysłuchać?- kontynuowałem niezrażony.

-Nie. Milcz- rozkazał, po czym podniósł głowę i posłał mi groźne spojrzenie- jeszcze sobie pogadamy. Zaufaj mi, spodoba ci się- dodał, po czym zaprezentował mi okrutny, niemalże sadystyczny uśmiech.

-Cholera, Peter, to nie ja ich zabiłem, rozumiesz?!- podniosłem głos. Młodszy zmarszczył lekko brwi i już chciał coś powiedzieć. Jego mina wskazywała na to, że prawdopodobnie byłoby to pytanie "jak to", albo coś tego rodzaju, co mogłoby wywołać całkiem ciekawą odpowiedź i jeszcze ciekawszą rozmowę, jednak przeszkodziły mu w tym otwierane drzwi. Stanął w nich znienawidzony przeze mnie blondyn. Chociaż... muszę przyznać, że mam u niego dług wdzięczności. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, mówiące jasno, że jeśli chcę dojechać do celu w stanie w którym jestem teraz, to lepiej dla mnie, żebym przemilczał pewne fakty, po czym usiadł obok dzieciaka. Uhh, super. Ma teraz zamiar pilnować, żebym przypadkiem nie powiedział nic "nieodpowiedniego"?

-Słyszałem, że dobrze się spisałeś na treningu, Peter- powiedział cicho mężczyzna, po chwili obserwowania nerwowego zachowania nastolatka. Widocznie chciał go lekko rozluźnić. Chłopiec automatycznie rozpromienił się na te słowa. Posłał starszemu radosne spojrzenie. Poczułem małe ukłucie w sercu, widząc jak cieszy go ta pochwała. Pamiętam ten wyraz twarzy. Dostawałem go za każdą, nawet najmniejszą pochwałę lub chociażby ciche mruknięcie z aprobatą. A teraz... teraz to Hydra zostaje obdarowywana tym radosnym uśmiechem nastolatka. Czy ja też jeszcze kiedyś go dostanę?

-Em... chyba tak, sir- mruknął niepewnie, z małym uśmiechem, który jednak mówił zdecydowanie więcej, niż jakiekolwiek podziękowania. Blondyn uśmiechnął się z politowaniem i przeczesał palcami włosy dzieciakowi, patrząc mi przy tym prosto w oczy, jakby mówiąc "on teraz jest mój. Należy do Hydry". Zagotowało się we mnie. Spuściłem wzrok, mocno zaciskając dłonie w pięści. Dlaczego Peter na to wszystko pozwala? Dlaczego najpierw wraca z treningu cały w ranach i umazany krwią, a potem uśmiecha się i prowadzi jakieś pogawędki z tym potworem? Przecież to... niemożliwe, żeby ten dzieciak nie był zastraszany.

Without pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz