Rozdział 41

716 62 28
                                        


Pov. Stark

-To co dokładnie Peter ma zamiar powiedzieć?- spytał Fury, idąc obok mnie korytarzem.

-Nie wiem. Kazał mi wezwać cię najszybciej jak mogę, a później już się nie odzywał- powiedziałem. Fury westchnął cierpiętniczo, splatając ręce za plecami.

-Jak on się czuje?- rzucił, wciąż patrząc przed siebie.

-W porządku. Po tym napadzie jest trochę... nieswój. Kazał mi do ciebie zadzwonić i nie powiedział nic więcej.

Zapukałem do drzwi jego pokoju, a gdy usłyszeliśmy ciche przyzwolenie, weszliśmy do środka. Uśmiechnałem się do chłopca, który odłożył książkę i usiadł po turecku, jednak po chwili, zszedł z łóżka.

-Dzień dobry- mruknął do Fury'ego, podchodząc do nas- może chodźmy tam?

"Tam", czyli do salonu. Peter wciąż nie czuł się całkiem komfortowo poza pokojem, ale przez ostatnie kilka dni zaczął nieco śmielej poruszać się po piętrze. Poza tym, powiedział pewnego dnia, że bardzo podoba mu się koncept salonu i szkoda, że nie mieli czegoś takiego w domu. A mi po raz kolejny pękło serce.

-Mhm, pewnie- mruknąłem. Tak więc całą trójką udaliśmy się do salonu i zagraliśmy miejsca przy stole. Peter usiadł blisko mnie, uważnie obserwując dyrektora. Nadal mu nie ufał. Bał się go.

-No dobrze, do rzeczy. Co chciałeś nam powiedzieć, Peter?- spytał Fury. Chłopiec przysunął się lekko do mnie.

-Dom jest teraz... znaczy, baza Hydry jest teraz pusta, tak?- spytał, posyłając mi przepraszające spojrzenie. Uśmiechnałem się łagodnie i pogłaskałem go po włosach, żeby pokazać młodszemu, że wcale mi to nie przeszkadzało. Choć było to perfidne kłamstwo.

-Zniszczona. Moi ludzie przeszukali ją i wysadzili- odparł krótko Fury. Nie mogłem przeoczyć bólu w oczach Petera, gdy usłyszał te słowa. Pokiwał lekko głową.

-Wiem, gdzie się przenieśli- oznajmił, na co dyrektor wyprostował się. Posłał chłopcu naglące spojrzenie.

-Pete, nie musisz...- zacząłem od razu, nie chcąc, żeby Peter w jakikolwiek sposób czuł się przytłoczony.

-Kilka kilometrów od domu, w tym samym lesie, jest awaryjna baza. Na wszelki wypadek. Jest mniejsza, traktowana tylko jako stacja, w razie gdybyśmy z jakiegoś powodu musieli opuścić naszą. Myślę, że tam są. Ale nie zostaną tam długo. Tydzień, najwyżej dwa. Dopóki nie otrzymają nowych rozkazów. Wtedy się wyniosą i już nigdy ich nie znajdziemy. Od wschodniej części jest ukryte wejście, koło dużego dębu. Strzeżone, naturalnie, ale bardzo nieuważnie, bo... teoretycznie, kto miałby się włamywać od frontu? Najlepiej strzeżone są wszystkie boczne wejścia. Przy każdym czeka dwóch snajperów. No i oczywiście prawie cały teren dookoła jest monitorowany, ale dam radę się prześlizgnąć. Powinniśmy ruszyć jak najszybciej, bo w każdej chwili mogą się stamtąd ewakuować, także...- zaczął, zupełnie mnie ignorując. Zmarszczyłem lekko brwi.

-Przepraszam bardzo, "my"?- zdziwiłem się. Peter pokiwał głową.

-Idę z wami. Dobrze walczę wręcz. Umiem się posługiwać bronią. Jestem szybki. I cichy. Mogę się przydać- rzucił, posyłając mi błagalne spojrzenie. Uchyliłem lekko usta. Uderzyło mnie to. Jakbym dostał w twarz.

Deja vu.

Pokręciłem głową.

-Nie. Nie, Pete- powiedziałem cicho. Fury posłał mi nieco zaskoczone spojrzenie.

-Dzieciak się przyda, Stark. Jest dobry. Jakby nie patrzeć, spędził dwa lata w Hydrze. Trenowali go. Każdy, kogo wyszkoliła Hydra jest dobry. I naprawdę może się przydać- zauważył, a Peter pokiwał głową, jakby na potwierdzenie słów dyrektora.

Without pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz