Pov. PeterSapnąłem cicho, rozchylając powieki.
Biel.
Zmarszczyłem lekko brwi. Rozejrzałem się nieprzytomnym wzrokiem. Byłem w szpitalu. Leżałem w stosunkowo wygodnym, szpitalnym łóżku. Choć to w moim pokoju w bazie Avengers było wygodniejsze. Pokręciłem lekko głową, odsuwając od siebie tą myśl. Tu było dobrze. W domu wszystko było najlepsze. Znów rozejrzałem się, rozchylając usta. W zasadzie, nic mnie nie bolało, a mimo to, czułem się słaby. Słaby i bezbronny. Jakbym nie mógł wstać, nawet gdybym bardzo tego pragnął. Ale byłem bezpieczny. Wiedziałem, że jestem bezpieczny.
Posłałem pytające spojrzenie panu Aristov, który siedział obok, posyłając mi łagodny uśmiech. Nie wyczuwałem na swoim ciele żadnych opatrunków. I nie potrafiłem za żadne skarby przypomnieć sobie jak się tu znalazłem. Byłem w gabinecie pana Aristov, a później... później? Kazał mi przeszukać biurko. I... i co było dalej?
-Cześć, mały- mruknął mężczyzna, uśmiechając się do mnie. Przekrzywiłem lekko głowę, starając się zebrać myśli. Byłem w domu. Byłem bezpieczny. A mimo to, czułem narastający niepokój. Skąd sie brał? Znów ten cichy głosik, który podpowiadał, że to wszystko jest nie tak, ale w jaki sposób cokolwiek mogło być nie tak jak powinno, jeśli byłem ze swoją rodziną? To było wszystko, czego potrzebowałem. Wszystko. Co więc mógł się nie zgadzać? Co jeszcze mógłbym zapragnąć?
-Co... co się stało?- wyszeptałem, czując narastający ból głowy. Echem odbijały się po niej słowa. Głos pana Aristov. Jego łagodny głos. Jesteś w domu. Starałem się w to wierzyć. Chciałem w to wierzyć. Wciąż to słyszałem, jak mantrę, powtarzaną bez końca. W domu. Tak pięknie to brzmiało. Byłem w domu. W miejscu, w którym wszyscy mnie chcieli, kochali i akceptowali. Bezwzględnie.
-Zemdlałeś, Peter. Lekarze już cię zbadali. Powiedzieli, że to po prostu nadmiar emocji, nic groźnego- zapewnił. Pokiwałem lekko głową, po czym skierowałem wzrok na swoje przedramię, w które była wbita igła. Uniosłem lekko brwi, widząc błękitną ciecz, spływająca w przeźroczystej rurce prosto do mojego krwiobiegu. Niemalże poczułem chłód w swoich żyłach, a później to, jak rozchodził się po całym moim ciele. Zanim w ogóle zdążyłem pomyśleć o tym, że mógłbym spytać o to mojego opiekuna, on sam udzielił mi odpowiedzi- to jakiś lek. Nie znam się na tym, ale lekarz mówił, że trochę cię to wyciszy. Nie chciałbym, żebyś dostał ataku serca- rzucił, uśmiechając się lekko. Oddałem gest, jednak zrobiłem to zupełnie nieszczerze. Błękitna ciecz. Miałem wrażenie, że już ją kiedyś widziałem. I przechodził mnie nieprzyjemne dreszcz, gdy myślałem o tym wspomnieniu. Nawet, jeśli było ono fałszywe i nic nie znaczyło. Jak dużo fałszywych i nieznaczących wspomnień teraz miałem?
Oparłem głowę o poduszkę i wbiłem wzrok w sufit. Nagle... wszystko wydawało się być takie oczywiste. Avengers kłamali. Pan Aristov był dobry. Wszystko co było wcześniej, wydało mi się niedorzeczne. Jak ja mogłem uwierzyć, że pan Aristov jest zły? Że mnie nie kocha? Jak mogłem zaufać swoim wrogom? I co oni mi w zasadzie zrobili? Czy to oni wrzucili mnie do tej przerażającej maszyny? Z całą pewnością. Zamienili swoje twarze, na twarze mojej rodziny. Głos pana Starka, na głos mojego taty. Zrobili mi to. A ja ślepo wierzyłem we wszystko co mi powiedzieli. Ale teraz, to takie oczywiste. Pan Aristov nie mógłby mi tego zrobić.
-A... co z nimi będzie?- spytałem cicho. Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie, jakbym był pięciolatkiem, który zadał idiotyczne pytanie.
-Z Avengers?- mruknął, na co kiwnąłem głową- nie myśl o nich, Peter. Nie przejmuj się nimi- rzucił jedynie, na co zmarszczyłem lekko brwi i przygryzłem wargę.

CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...