Pov. PeterJęczałem cicho, kuląc się i kręcąc na materacu. Oplatałem głowę rękami, ale to w żaden sposób nie pomagało. Płakałem. I bałem się, bo pajęczy zmysł dosłownie oszalał. Tak było zawsze następnego dnia. Byłem ostrzegany przed każdym powiewem powietrza. Byłem zmuszany do wzdrygnięcia przy każdym głośnym, przenikliwym dźwięku maszyny, która każdym kolejnym piknięciem oznajmiała światu, że moje serce właśnie wykonało skurcz. Jakby naprawdę był tu ktoś, kogo to obchodziło.
W pewnym momencie, usłyszałem jak drzwi do sali się otwierają. Podkulilłem nogi pod klatkę piersiową, szlochając cicho.
-P-Proszę...- szepnąłem, marszcząc mocno brwi z bólu. Nie obchodziło mnie zachowanie godności, albo obrażanie się i chowanie urazy za tą karę. Chciałem... chciałem, żeby ktoś mnie przytulił. Żeby ktoś mnie obronił. Czułem, jak niebezpieczeństwo otacza mnie z każdej strony. Bałem się. Wiedziałem dobrze, że w tej chwili nawet jeśli ktoś miałby zrobić mi krzywdę, nie wiedziałbym o tym.
Poczułem rękę na ramieniu i wyprężyłem się gwałtownie, wciągając głośno powietrze.
-Cii, to tylko ja- usłyszałem łagodny głos blondyna.
Pokiwałem lekko głową i znów zwinąłem się w kłębek. Nawet nie zastanawiałem się nad tym, czy wciąż był na mnie zły.
-Boli?- spytał cicho, a ja znów skinąłem.
-Mhm... t-tak...- jęknąłem. Poczułem, jak dłoń starszego gładzi mnie delikatnie po włosach i ramieniu. Pociągnąłem nosem.
-Przykro mi, Peter. Ale sam dobrze wiesz, że to było konieczne. Jesteś dla mnie zbyt cenny bym mógł pozwolić, żebyś sam siebie narażał na takie niebezpieczeństwo- oznajmił, na co pokiwałem energicznie głową i z zamkniętymi oczami chwyciłem go za rękę, którą przycisnąłem sobie do piersi.
-Nie pójdę- szepnąłem bezmyślnie- n-nie pójdę tam.
Pan Aristov posłał mi ciepły uśmiech, po którym nacisnął specjalny przycisk przy monitorze, dzięki czemu do mojego krwiobiegu spłynęło błogosławieństwo w postaci morfiny.
-Cieszę się, Peter. Nie chcę więcej robić ci krzywdy- powiedział spokojnie, głaszcząc mnie po włosach, w czasie gdy ja pozwalałem spiętym do granic możliwości mięśniom na krótki odpoczynek.
***
Time skip - trzy dni późniejKrzyknąłem, gdy poczułem pierwsze uderzenie. Fala łez spłynęła po moich policzkach, a ja zacisnąłem mocno zęby, oddychając głośno. Spróbowałem skulić się, ale udało mi się jedynie boleśnie szarpnąć nadgarstkami.
Świst, jaki wywołał wprawienie bata w ruch był zdecydowanie najgorszym dźwiękiem, jaki teraz mogłem usłyszeć. Wydałem z siebie niemęski, ale bardzo głośny pisk, gdy na moich plecach pojawiło się kolejne rozcięcie. Zapłakałem gorzko, szarpiąc lekko dłońmi. Klęczałem na ziemi, a moje ręce były przyczepione do dwóch słupków kajdankami z vibranium w sposób, który zmuszał mnie do prostego rozłożenia ramion, co tylko wzmagało ból.
-P-Proszę...- zacząłem słabo, po czym wrzasnąłem, wyginając plecy w łuk, gdy spadło na mnie kolejne uderzenie.
-To twoja kara za odmowę wykonania rozkazu. Przyjmij ją jak mężczyzna- powiedział twardo jeden z generałów, podchodząc do mnie. Wszyscy przełożeni pana Aristova, a więc także i moi, byli obecni w czasie wykonywania kar za niesubordynację. Nie wiedziałem, czy to miało być dodatkowym upokorzeniem, ale w tej chwili tak naprawdę w ogóle mnie to nie obchodziło.
-On jest jeszcze chłopcem- oświadczył pan Aristov, głosem przepełnionym troską, ale wystarczyło jedno gniewne spojrzenie jego przełożonego, by posłusznie zamilkł i wycofał się pod ścianę ze spuszczoną głową. Spróbowałem posłać mu wdzięczne spojrzenie, ale przeszkodziło mi w tym kolejne uderzenie. Widziałem, jak pan Aristov zamyka oczy i wzdryga się, słysząc mój wrzask. Bolało go to, tak samo jak mnie.

CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...