Pov. StarkKrążyłem nerwowo po swoim warsztacie, co chwila sprawdzając, czy nie dostałem może nowej wiadomości od Fury'ego, albo kogoś z ekipy. Wszyscy go szukali, a ja... ja siedziałem tu i zadręczałem się. Gdzie on się podziewa? Jadł coś? Może ktoś zabrał go na noc w jakieś ciepłe miejsce? A może siedzi sam, pod brudnym, mokrym murem, drżąc z zimna i strachu? Przecież on jest taki... bezbronny. Nie poradzi sobie, jeśli nikt mu nie pomoże. A to wszystko... przecież to jest moja wina. Od początku to była moja wina. Jak do cholery mogłem zgodzić się, żeby poszedł z nami na tą akcję?! Był w rozsypce. Dlaczego mu pozwoliłem? Dlaczego?! Przecież wiedziałem, że nie jest gotowy. Wiedziałem to! Więc czemu mu uległem? Czemu nie potrafiłem oprzeć się jego namowom? Ehh, nigdy nie umiałem. Zawsze wiedział, jak mnie podejść. Chociaż nie... to po prostu ja mam do niego słabość.
-Panie Stark, proszę... ja naprawdę jestem gotowy!- zapewniał chłopiec, idąc za mną. Znowu. Już tyle razy przechodziliśmy podobną dyskusję. Nie był jeszcze na żadnej misji, odkąd to się stało. Przez pierwszy tydzień nie był nawet w stanie chodzić do szkoły. Niby rozumiałem, dlaczego tak bardzo zależy mu na tej akcji, ale wiedziałem, że nie jest gotowy. Nie miał na sobie stroju od dość dawna i nie sądzę, by to był dobry czas, żeby nagle to zmieniać. Powinien wracać do bycia Spider manem powoli, małymi kroczkami. Pokręciłem więc głową.
-Peter, rozmawialiśmy o tym. Nie. Nie zabiorę cię na tą akcję. Wiem, że wydaje ci się, że jesteś gotowy, ale uwierz mi, to za szybko- powiedziałem stanowczo, wsiadając do windy. Młodszy wsiadł tam razem ze mną. Spuścił wzrok i pociągnął nosem.
-Przecież to już cztery miesiące...- szepnął. Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową z rezygnacją. Wiedziałem, że jest mu ciężko. Wiedziałem to, ale... przecież nie powinienem go tam ze sobą zabierać. Nie jest gotowy. Naprawdę nie jest. Nie pokazuje tego, ale wciąż przeżywa śmierć ciotki. Za każdym razem, gdy w nocy przechodzę obok jego pokoju, słyszę stłumiony szloch. Poza tym, choćby był w pełni sił, nie pozwolił bym mu iść na tą akcję. Hydra była zbyt niebezpieczna, a ja... mimo, że nigdy bym się do tego nie przyznał, załamał bym się, gdyby coś się stało temu chłopcu. Chociaż już chyba sam fakt, że adoptowałem go po śmierci ciotki jasno wskazuje na to, jak bardzo mi na nim zależy...
-Pół roku- mruknąłem. Młodszy podniósł na mnie pytające spojrzenie i zmarszczył delikatnie brwi- minęło sześć miesięcy, Peter- dodałem cicho. Dzieciak przez chwilę wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami. Usłyszałem jedynie ciche "ach tak...". Pokiwał lekko głową, po czym znów wbił wzrok w ziemię. Po chwili zobaczyłem, jak pojedyncza łza spływa po jego policzku.
-Ja po prostu... chociaż na chwilę chcę przestać o niej myśleć- powiedział łamiącym się głosem, nieudolnie powstrzymując płacz. Było mu ciężko. Znałem to uczucie. Znałem je bardzo dobrze. A on... on był na to za młody. Za młody, żeby doświadczać to wszystko. Śmierć rodziców, wujka, ciotki... on był za mały. Niedojrzały emocjonalnie, a już musiał znosić tragedie, które wstrząsnęły by niejednym dorosłym. Dzieciak spojrzał na mnie niepewnie i przysunął się lekko, jednak nie przytulił się. Wiem, że tego chciał, ale wiedział, że nie przepadam za takimi czułościami. Westchnąłem cicho. Serce pękało mi na ten widok. Nie mogłem tak po prostu patrzeć, jak Peter męczy się, starając się nie rozpłakać, żeby broń Boże nie wyjść na słabego.
-No chodź tu- mruknąłem, rozkładając zachęcająco ręce. Peter spojrzał na mnie ze łzami w oczach, jakby nie do końca mi wierzył. Uśmiechnąłem się ciepło- zanim się rozmyślę- dodałem. Chłopiec niemalże natychmiast wtulił się w mój tors i zaszlochał gorzko. Zamknąłem oczy. Mocno go przytuliłem, gładząc po włosach i plecach. Cieszyłem się, że mogę go mieć przy sobie. Że jest tu, w wieży, ze mną. Ale serce mi pękało, gdy widziałem ślady łez na jego policzkach i to wiecznie smutne, zamyślone spojrzenie. Po chwili usłyszałem cichy, stłumiony moją marynarką płacz. Westchnąłem cicho i wplotłem palce w jego ciemne, miękkie włosy. W końcu chłopiec lekko się uspokoił, jednak wciąż wtulał się we mnie. Drżał delikatnie, więc starałem się okazać mu najwięcej czułości, na ile tylko było mnie stać.

CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...