Pov. PeterKrzyknąłem, gdy pocisk utkwił w moim lewym ramieniu. Upadłem na ziemię, starając się wyrównać oddech i w jakiś sposób odwrócić swoją uwagę od bólu. To było niewykonalne. Szczególnie z trzema pociskami tkwiącymi w moim ciele. Byłem zbyt rozkojarzony. Nie mogłem się skupić na ćwiczeniach, a mój trener wcale nie zamierzał ułatwiać mi czegokolwiek. Moje myśli wciąż zajmowała tylko jedna osoba. Jedna osoba, która bezpiecznie siedziała sobie w celi, wiedząc, że jest absolutnie bezpieczna, bo kurwa nie mogę jej tknąć.
-No już, wstawaj- rozkazał oschle starszy. Otarłem rękawem czoło i policzki, po czym mozolnie podniosłem się z ziemi i stanąłem na chwiejnych nogach. Nie mogłem się teraz poddać i dać panu Aristov kolejny powód do wstydu. Już i tak sprawiłem mu wystarczająco dużo zawodu. Mężczyzna stojący na drugim końcu sali wycelował we mnie z dwóch pistoletów i wystrzelił. Dwa pociski leciały w moją stronę w zwolnionym tempie. Uniknąłem ich bez problemu. Starszy uśmiechnął się i oddał cztery strzały. Jeden z pocisków z głośnym świstem przeciął powietrze tuż przy moich uchu. Ale to wystarczyło, by lekko mnie zdezorientować. Zamknąłem oczy i syknąłem przeciągle, czując jak moje biodro jest bezlitośnie przecinane przez nadlatujący pocisk. To było tylko draśnięcie, ale bolało jak diabli. Jednak trenera to nie interesowało. Dalej strzelał w moją stronę, z małym uśmiechem na twarzy. Czasami miałem wrażenie, że im bardziej cierpię, tym uśmiech mężczyzny jest większy.
-Przerasta cię walka pod ostrzałem? Jak w takim razie zmierzasz zemścić się na Avengers?- zapytał mój trener, kpiącym głosem i uśmiechnął się pogardliwie. Zmarszczyłem brwi. Nie będzie mnie poniżał. Nie pozwolę na to. Pokażę mu, że nie jestem słaby.
Wiedziałem, po co to wszystko. Wiedziałem, po co te mordercze treningi. Dopiero teraz, kiedy poznałem całą prawdę, naprawdę to rozumiałem. Oni się boją. Boją się o mnie. Troszczą się o mnie. Martwią się. Pan Aristov się martwi. Nie chcą, żeby kiedykolwiek znowu doszło do takiej sytuacji. Żeby kiedykolwiek znów mnie skrzywdzili. Żebym znów był bezradny, tak jak wtedy. Jak wtedy, gdy... gdy to się stało. Gdy on... zabił moich rodziców. A teraz... teraz ten skurwiel siedzi tam na dole, a ja... nie wolno mi go tknąć. I byłem tak cholernie wściekły... miałem to paskudne poczucie, że morderca moich rodziców jest bezkarny, a ja nie mogę nic na to poradzić, choć mam go w zasięgu ręki.
Spojrzałem na manekin, znajdujący się na końcu sali, obok mojego trenera. Uniosłem brwi, gdy zamiast materiałowej powierzchni, zobaczyłem kpiący umieszek Tony'ego Starka. Zagotowało się we mnie. On wiedział, że jestem słaby. Że jestem nikim. Że nie jestem w stanie go pokonać, nawet kiedy jest przywiązany do krzesła, bo moja psychika nie daje rady. Że jestem roztrzęsiony i niestabilny emocjonalnie. Że nie umiem zapanować nad czymś tak trywialnym jak emocje i głupie uczucia. Przecież to żałosne.
Morderca moich rodziców pozostawał bezkarny i doskonale o tym wiedział. Co więcej, napawał się tym, że nie mogłem nic zrobić. Wiedział, jak bardzo pragnę jego śmierci i że jednocześnie nie wolno mi wymierzyć sprawiedliwości. Że jest bezpieczny i nigdy nie spotka go właściwa kara.
Zerwałem się do biegu. Unikając pocisków, po prostu przebiegłem przez całą długość sali, skacząc i odbijając się od ścian. Omijałem przeszkody i tańczyłem przy akompaniamencie głośnych wystrzałów. Nie zwracałem uwagi na ból, ani żadne inne bodźce. Liczyło się tylko jedno. Chciałem go zabić. Chciałem zabić tego skurwiela, który bezczelnie napawa się swoją wyższością. Musiałem się go pozbyć. Raz na zawsze. Bez względu na rozkazy, on nie miał prawa egzystować na tym świecie. Wykonałem salto, by ostatecznie trzema nożami rzucić w głowę, serce i klatkę piersiową Starka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem. Zmarszczyłem lekko brwi i wbiłem pusty wzrok w uśmiechniętego trenera.

CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...