Pov. PeterSiedziałem na zimnej, metalowej ławeczce, wciskając złożone dłonie w uda i wbijając wzrok w ziemię. Do moich uszu docierał jedynie szum silników helikoptera i bicie mojego własnego serca, które waliło jak młot pneumatyczny, jakby chciało jakkolwiek przebić się przez moje ciało i wydostać na zewnątrz. Rozmyślałem. Rozmyślałem o wszystkim i niczym. Tyle rzeczy atakowało mnie naraz, że nie mogłem się skupić na żadnej konkretniej myśli. Poza tym, byłem tak cholernie zdenerwowany. Bałem się. Po raz pierwszy od dwóch lat wyszedłem poza teren Hydry i to na wyraźny rozkaz. Byłem przerażony, mimo starannie skompletowanego zaplecza technicznego i dokładnie dobranej załogi, cały drżałem. Do teraz, jedyne spacery na jakie dostawałem pozwolenie od mojego opiekuna, to spacery po lesie, którym otoczona była baza. Nie znałem tego świata. Nie znałem świata poza Hydrą. To było tak cholernie abstrakcyjne. Niby wiedziałem, jak to wszystko wygląda, ale mimo to, bałem się, nie wiedząc, co tak naprawdę tam zastanę.
-Peter!- warknął do słuchawki mój opiekun, kiedy po raz kolejny nie odpowiedziałem. Podskoczyłem w miejscu.
-T-tak... przepraszam, sir- mruknąłem niemrawo.
-Skup się, młody- rozkazał. Wziąłem głęboki oddech- zaraz lądujecie. Wiesz dokładnie co masz robić, prawda?- pokiwałem lekko głową- Peter?- zamknąłem oczy i strzeliłem sobie mentalnego liścia, gdy zdałem sobie sprawę, że przecież on tego nie widzi.
-Tak jest- odparłem na tyle głośno, by wyraźnie mnie usłyszał.
-Dobrze. Pamiętaj, tylko informacje. Nie chcemy jeńca- wiedziałem dokładnie co to oznacza. Hydra chce informacji, a nie ludzi. Mamy go zabić.
-Tak jest, sir- powtórzyłem pewnie.
-Lądujecie, chłopcze. Przygotuj się- usłyszałem. Zesztywniałem odruchowo i rozejrzałem się. Moje ręce znów zaczęły drżeć. "Uspokój się, Peter. Uspokój. Nie panikuj. Już to robiłeś" powtarzałem sobie w myślach. Naprawdę już to robiłem. Wiele razy przesłuchiwałem świadków, jeńców lub zdrajców, ale zawsze robiłem to w domu. Nigdy nie przesłuchiwałem nikogo w terenie. Kiedy człowiek jest w domu, jest bardziej pewny siebie. Gość natomiast zawsze czuje się onieśmielony. Mniej pewny siebie. Czuje się obco. Łatwiej go złamać. Łatwiej go oszukać.
-Wysiadamy- usłyszałem męski głos po swojej lewej. Jakby automatycznie wstałem i ruszyłem przed siebie. Zmrużyłem oczy i skrzywiłem się, gdy oślepiło mnie białe światło lampy. Utworzyłem daszek z dłoni i rozejrzałem się. Znajdowaliśmy się nad wysokim, ciemnym budynkiem. Chwyciłem mocno linę i zsunąłem się po niej na dach kamiennicy. Dwóch żołnierzy poszło w moje ślady, a helikopter odleciał, razem ze swoim rażącym światłem.
Wziąłem głęboki oddech, napawając się zimnym, nocnym powietrzem, oraz chłodnym wiatrem, raz po raz muskającym moją twarz. Słyszałem odgłosy ulicy. Samochody, psy. Napawało mnie to dziwnym uczuciem. Coś jakby radość i dziwne podniecenie. Dokładnie takie samo jak wtedy, gdy dziecko po raz pierwszy odwiedza wesołe miasteczko. Wydaje mu się, że wszystko dookoła jest tak niesamowite, wręcz magiczne. Stara się chłonąć każdy cal okolicy, żeby zapamiętać go na zawsze. Rzadko doświadczałem czegoś takiego. Rzadko? Nie. Nigdy tego nie doświadczałem.
-Żołnierzu, skoncentruj się do cholery!- warknął w słuchawkę pan Aristov. Zesztywniałem, by po chwili zdać sobie sprawę, że przecież go tu nie ma, więc nie muszę stawać na baczność.
-Przepraszam- rzuciłem szybko. W trójkę zupełnie zwyczajnie zeszliśmy po schodach pożarowych, zupełnie jakbyśmy szli odwiedzić znajomego.
-Szóste piętro- odezwał się głos w słuchawce. Uśmiechnąłem się. Właśnie na nim się znajdowaliśmy.
CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...