Rozdział 43

596 54 48
                                    

Pov. Peter
Time skip - 2 dni później

Wtuliłem się mocniej w kolana mężczyzny, który delikatnie gładził mnie po włosach. Po mojej twarzy spływały łzy, które następnie bezwiednie skapywały na mundur blondyna. Byłem... tak strasznie zagubiony. Cały się trząsłem, pomimo koca, który otulał moje ramiona. Nie mogłem w to uwierzyć. Pan Stark... przecież on był dla mnie taki dobry. Mówił, że... że nigdy by mnie nie skrzywdził. Że mu na mnie zależy i że kocha mnie jak syna. A to wszystko... to wszystko było nieprawdziwe? Wymyślone? I to... to jak nienawidziłem pana Aristova i Hydry... to też było kłamstwem. Ja... byłem gotowy skrzywdzić moją rodzinę... dla kłamstwa. Nie potrafiłem w to uwierzyć. W to, że ktokolwiek byłby w stanie tak... kłamać. Tak kogoś oszukać. Oni... musieli być naprawdę bezwzględni. Bo... jak można w ten sposób udawać? To... nierealne. Ludzie... oni tak nie potrafią. A to oznaczało tylko jedno. Avengers nie byli ludźmi.

-To... c-co... co ja mam teraz zrobić?- wyszeptałem. Pan Aristov pogłaskał mnie po policzku, ale ja nawet na niego nie spojrzałem. Czułem, jak moje ciało się trzęsie, ale nie miałem nad nim żadnej kontroli.

-Odpoczywać, Petey. Masz sobie odpocząć. Tyle, ile potrzebujesz- powiedział miękko, przeczesując moje loki- a kiedy tylko będziesz gotowy, możemy porozmawiać- dodał. Kiwnąłem lekko głową, dalej przytulając się do kolan mężczyzny. Omiotłem wzrokiem mój nowy pokój. Był... dość podobny do tego w starej bazie. Różnił się tylko tym, że był odrobinę większy. Meble były tu dokładnie takie same. Podobnie jak kolor ścian i drzwi, obok których postawiona była para ciężkich, wojskowych butów. Moich butów.

-Panie Aristov?- zacząłem słabo. Mężczyzna mruknął ciche "hm?", a ja pociągnąłem nosem- kocha mnie pan?- spytałem cicho. Chciałem to usłyszeć. Musiałem to usłyszeć. To, co powiedział w holu. Chciałem, żeby to było prawdą.

-Oczywiście, że cię kocham, Peter. Wiem, że nie mówiłem ci tego zbyt często, ale... naprawdę cię kocham. Jesteś moim synem, chłopcze- zapewnił łagodnie, a ja... poczułem szczęście. Prawdziwe szczęście. Właśnie tego chciałem. Żeby mnie kochał. Zacisnąłem palce na nogawce jego munduru. Kochał mnie. Był moim ojcem. Ja też go kochałem. I... tak strasznie chciałem to usłyszeć. U Starka... tak bardzo chciałem, żeby to okazało się nieprawdą. Żeby pan Aristov mnie kochał. Żeby to wszystko było nieporozumieniem. I... i właśnie tak było. To wszystko... to były kłamstwa. Ale... nie czułem się... usatysfakcjonowany. Bałem się, choć byłem bezpieczny. I... nie potrafiłem się z tym wszystkim pogodzić.

-Tęskniłem za panem- wyszeptałem.

-Ja za tobą też, mały- zapewnił. Zamknąłem oczy. Było mi dobrze. Czułem się bezpiecznie. Byłem z moim tatą, za którym tak tęskniłem. Więc... skąd ta pustka?

Był zupełnie inny niż wtedy, gdy "wróciłem" po raz pierwszy. Wtedy nawet mnie nie przytulił. Teraz w ogóle nie obchodziły go treningi czy jakieś inne głupstwa. Zapewniał mnie, że to nie moja wina. Wtedy było odwrotnie. I już wtedy powinienem się zorientować, że coś jest nie tak. Przecież to był mój pan Aristov. Kochał mnie na życie i tęsknił za mną. Martwił się o mnie. A oni wszyscy... oni wszyscy kłamali i... byli przy tym tak okrutni...

Zapukałem do gabinetu pana Aristov, po czym postawiłem mały krok w tył, wyłamując nerwowo palce.

-Proszę- usłyszałem, więc wszedłem po cichu- a co ty tu robisz, Petey? Miałeś odpoczywać- rzucił ze zmartwieniem w głosie, wstając od biurka. Przez ostatnie dwa dni często zwracał się do mnie pieszczotliwie. A mi to w żadnym razie nie przeszkadzało. Byliśmy rodziną. Tęskniliśmy za sobą, a teraz musieliśmy trochę nadrobić stracony czas, choćby takimi drobnymi czułościami.

Without pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz