Pov. StarkWszystko było do niczego. Wszystko. Nic nie miało sensu. Miałem wrażenie, że nawet Steve powoli się poddawał, a to był bardzo zły znak. Przestał podnosić nas na duchu swoimi motywującymi monologami i starać się na głos obmyślać plan ucieczki, żeby pokazać nam, jak bardzo panuje nad sytuacją.
-Ja nigdy... n-nigdy nie miałem tu wrócić- wymamrotał Bucky, a Rogers położył mu rękę na ramieniu. Natasha posłała brunetowi współczujące spojrzenie.
-Wyjdziemy z tego. Byliśmy... byliśmy już przecież w gorszym bagnie- zauważyła. James pokręcił głową, spuszczając wzrok.
-On nawet nie mówią, czego od nas chcą. Nie przesłuchują nas i... i nie... no wiecie... p-program...- zaczął słabo, na co Steve natychmiast objął go opiekuńczo ramieniem.
-Nie, Bucky. Nie myśl o tym, nie pozwolimy na to- zapewnił, choć wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że nie mamy na to żadnego wpływu, a jeśli Hydra postanowi przerobić naszego przyjaciela na bezmyślną marionetkę do zabijania, będziemy mogli tylko krzyczeć i miotać się w naszej bezsilności.
-Wiecie co?- zaczął cicho Clint- cholernie się boję- wyznał. Tym razem, to Natasha posłużyła przyjacielowi opiekuńczą dłonią na ramieniu- nawet gdybyśmy jakoś stąd uciekli, Peter tu zostanie. Albo, co gorsza, będziemy musieli z nim walczyć. Tak jak na tej drodze w lesie, kiedy odbijaliśmy Starka.
Steve wzdrygnął się wyraźnie na to wspomnienie. Ja też. To, jak Peter wierzgał w jego ramionach. Jak płakał. To jak krzyknął. To było tak... straszne. Przerażające. Gorsze niż wszystko, co do tej pory widziałem.
-Będzie dobrze. Zobaczycie, że będzie dobrze. Coś wymyślimy. I uratujemy Petera- powiedział Steve, siląc się na optymistyczny ton głosu- możemy... możemy spróbować na przykład...
W tym momencie urwał, ponieważ drzwi do pomieszczenia uchyliły się. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech, a ja zerwałem się z podłogi. Do środka wszedł Peter. W tym swoim koszmarnym mundurze, na który nie mogłem patrzeć.
Zmarszczyłem lekko brwi, widząc pistolet w jego dłoni.
-Mam sześć pocisków. Starczy na każdego z was- oświadczył, odbezpieczając broń. Spięliśmy się lekko, nie rozumiejąc zupełnie do czego to miało zmierzać. Chciał... chciał się zemścić za tą karę, którą dostał ostatnio? Chciał nas zabić?
-Peter...- zacząłem słabo.
-Odsuń się od kraty!- rozkazał, celując we mnie.
Posłusznie postawiłem dwa kroki w tył, a wtedy, Peter podszedł i wyciągnął klucz z kieszeni.
-Jeśli ktoś z was się ruszy, zabiję wszystkich- oświadczył twardo, a my naprawdę nie byliśmy tak jak wcześniej pewni, że chłopiec nie jest do tego zdolny. Miał taką desperację w oczach, której jeszcze nigdy wcześniej nie widzieliśmy.
Peter, ku naszemu zdziwieniu, otworzył celę. Rzucił Bucky'emu pod nogi pęk kluczy.
-Rozkuj go. I pamiętajcie, że ja też jestem nadludzko silny- rzucił, kiwając lekko głową w kierunku Steve'a. James posłał mu spojrzenie przepełnione niezrozumieniem, ale szybko otrząsnął się i drżącym dłońmi podniósł klucz.
Peter wciąż celował w moją stronę, cofając się lekko.
-Macie trzy minuty na opuszczenie bazy. Dokładnie za minutę, warty się zmieniają. Wyjdziecie od frontu. Za dwie i pół minuty nie będzie tam nikogo przez trzydzieści sekund. Później, dostaniecie dwadzieścia sekund na ucieczkę. Za cztery minuty podniosę alarm. Nie trudźcie się nawet wracaniem tu, jutro będę z panem Aristov w Europie lub Azji i już nigdy mnie nie zobaczycie. Baza będzie pusta. A teraz, idziemy. Jeżeli czegoś spróbujecie, nie zawaham się. Zrozumiano?- spytał, a nas wmurowało. Uciec? Da nam uciec? Wyjść stąd? A on... on chce zostać? I wyjechać z Aristovem tak daleko, że już nigdy go nie zobaczę. Nie mogłem na to pozwolić.

CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...